Coraz więcej pracowników zapowiada protesty. Firmy nie mogą badać legalności akcji strajkowych. Nowy kodeks pracy zmieni zasady sporów zbiorowych.
NOWOŚĆ
W Polsce nasila się fala strajków. O podwyżki płac upominają się pocztowcy, pracownicy GE Power Controls SA, fabryki Fiata oraz sędziowie. Wcześniej protestowali lekarze, pielęgniarki, górnicy, urzędnicy, kierowcy i celnicy. Nie zawsze legalnie. Zamiast rozpoczęcia sporu zbiorowego, pracownicy często wybierają bowiem inne metody nacisku na pracodawców. Korzystają masowo z urlopów na żądanie, ze zwolnień lekarskich lub stosują tzw. strajk włoski. Skutecznym lekarstwem na nielegalną akcję protestacyjną mógłyby być lokaut oraz możliwość badania przez sąd legalności strajku.

Sąd zdecyduje

- Wprowadzenie kontroli legalności wszystkich akcji protestacyjnych pracowników byłoby pożyteczne. Organem, który badałby legalność strajku powinien być sąd - mówi profesor Krzysztof W. Baran z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Obecnie pracodawcy nie mają takiego prawa. Nie mogą wystąpić do sądu z powództwem o stwierdzenie nielegalności akcji strajkowej prowadzonej w ich firmie.
Zdaniem profesora Bogusława Cudowskiego z Uniwersytetu w Białymstoku, pracodawca sam musi dokonać oceny legalności strajku. Jeśli uzna, że jest nielegalny, może zwolnić dyscyplinarnie z pracy protestujących pracowników. Jeśli wystąpią oni do sądu o przywrócenie do pracy zbada on legalność akcji strajkowej.
Wkrótce może to ulec zmianie. Projekt nowego kodeksu pracy opracowany trzy lata temu przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Pracy nad którym obecnie pracuje resort pracy zakłada, że pracodawca będzie mógł występować do sądu z wnioskiem o ustalenie, czy strajk jest zgodny z prawem. Sąd będzie miał dwa tygodnie na rozpoznanie takiego wniosku. Do tego czasu pracownicy nie będą mogli podjąć akcji strajkowej.

Strajk podczas urlopu

Obecnie pracownicy biorący udział w strajku coraz częściej pomijają procedury określone w ustawie z 23 maja 1991 r. o rozwiązywaniu sporów zbiorowych (Dz.U. nr 55, poz. 236 z późn. zm.). Biorą urlopy na żądanie albo zwolnienia na opiekę nad dzieckiem. Tak było w przypadku strajku lekarzy i celników.
- Wykorzystanie takich uprawnień pracowniczych niezgodnie z ich przeznaczeniem stanowi nadużycie prawa - podkreśla Bartłomiej Raczkowski, adwokat z kancelarii Bartłomiej Raczkowski Kancelaria Prawa Pracy.
Sędziowie również zamierzali korzystać z urlopów na żądanie lub ze zwolnień lekarskich. Ostatecznie uznali, że będzie to naruszenie prawa. Postanowili jednak, że jeśli do 15 maja ich rozmowy z Ministerstwem Sprawiedliwości nie przyniosą oczekiwanego rezultatu, ogłoszą ogólnopolski dzień bez wokandy. Będą się tylko zapoznawać z aktami i wydawać zarządzenia w sprawach, które prowadzą.
Organizacje związkowe są zaniepokojone tym, że akcje protestacyjne są często prowadzone bez konsultacji z nimi. Według Maryli Bryl, psychologa, właścicielki firmy mediacyjnej, często w świadomości pracowników działacze związkowi mają opinię pieniaczy i krzykaczy.
Choć jednym z etapów prowadzenia sporu zbiorowego jest mediacja, bardzo często okazuje się, że związki siadają do rozmów z mediatorami tylko aby chwilę później uznać, że porozumienie z pracodawcą nie jest możliwe. Jak podkreśla Maryla Bryl, mediatorzy są nieraz proszeni o pomoc tylko dlatego, by było to odebranie jako przejaw dobrej woli związkowców do polubownego rozstrzygnięcia sporu.
Jest to jednak działanie na pokaz. Związki chcą zastosować art. 15 ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, zgodnie z którym nieosiągnięcie porozumienia w postępowaniu mediacyjnym uprawnia do podjęcia akcji strajkowej. A taka akcja może uzasadniać rację bytu działających w firmie związków, szczególnie tych mniejszych.
- Byłem świadkiem sytuacji, gdy dużej polskiej firmie udało się podpisać porozumienie z największymi organizacjami związkowymi. Musiała jednak ponownie zasiąść do rozmów z mniejszymi związkami, które nie uznały wypracowanego porozumienia - mówi Michał Kuszyk, członek Komisji Trójstronnej, wiceprezes Związku Pracodawców Polska Miedź.
Profesor Jerzy Wratny z Uniwersytetu Rzeszowskiego podkreśla, że w danym zakładzie pracy powinien być tylko jeden reprezentatywny związek zawodowy, a nie kilka, jak obecnie. Ułatwiłoby to znacznie kontakty z pracodawcą.

Nie ma odpowiedzialności

Pracodawcy, choć są niby silniejszą stroną, nie mogą wiele zrobić w sytuacji, gdy ich pracownicy strajkują, a firma poniesie z powodu strajku straty. Choć za szkody wyrządzone strajkiem lub inną akcją protestacyjną zorganizowaną wbrew prawu ponosi odpowiedzialność ich organizator, to jednak pracodawca nie może często wyegzekwować odszkodowania, nawet jeśli zostanie ono zasądzone przez sąd. Fundusze strajkowe, z których strajkujący pracownicy mogą otrzymywać pomoc, nie podlegają bowiem egzekucji z mocy ustawy. Z kolei związki zawodowe nie mają pieniędzy.
W opinii Andrzeja Patulskiego, profesora z Uniwersytetu Warszawskiego, dotychczas pracodawcy praktycznie nie korzystali z możliwości ubiegania się o odszkodowania za nielegalne strajki.

Bez lokautu

Pracodawcy chcieliby mieć możliwość reagowania na strajki w ich firmach, szczególnie gdyby były nielegalne. Postulują, już od wielu lat, o wprowadzenie do kodeksu pracy tzw. lokautu, czyli możliwości zamknięcia zakładu pracy na czas strajku.
W projekcie nowego kodeksu pracy znalazło się takie rozwiązanie. Zgodnie z nim pracodawca mógłby zastosować lokaut w całości lub w części przedsiębiorstwa dopiero wtedy, gdy sąd uzna prowadzenie strajku za sprzeczne z prawem.
Jest jednak mało prawdopodobne, żeby taka regulacja weszła w życie. Związki zawodowe twierdzą, że choć konieczne jest ucywilizowanie strajków w Polsce, wprowadzenie lokautu będzie oznaczać wyrzucanie z pracy strajkujących pracowników. A na to nigdy się nie zgodzą.