System emerytalny, nie tylko zresztą w Polsce, jest rzeczą rozbudowaną i skomplikowaną, zwłaszcza biorąc pod uwagę względnie częste w ostatnim czasie zmiany dotyczące wysokości wieku emerytalnego w naszym kraju – co na pewno będzie miało przełożenie na funkcjonowanie całego systemu w przyszłości. Jest on podzielony na trzy filary: pierwszy – oparty o Zakład Ubezpieczeń Społecznych, drugi – oparty o Otwarte Fundusze Emerytalne, oraz trzeci – oparty o indywidualne konta emerytalne, indywidualne konta zabezpieczenia emerytalnego i pracownicze programy emerytalne (PPE), czyli odprowadzanie przez pracodawcę składek, które mają tworzyć w przyszłości emeryturę danego pracownika. Spróbujmy wejść w ten labirynt i poznać przynajmniej niektóre jego kręte ścieżki.

Na początku zeszłego roku prezydent podpisał ustawę, która obniżała wiek emerytalny dla mężczyzn i kobiet odpowiednio do 65 i 60 lat. Przepisy zaczęły obowiązywać o października 2017 roku – był to niejako powrót do stanu sprzed 2013 roku. Jak pamiętamy, w latach 2013-2017 obowiązywała ustawa przyjęta jeszcze przez koalicję Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, która podwyższała wiek emerytalny do poziomu 67 lat zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet.

Jakie były główne przesłanki za wprowadzeniem zmian sprzed pięciu lat? Wskazywano przede wszystkim na to, że Polska należy do tych krajów Unii Europejskiej, w których na emeryturę przechodzi się najwcześniej. Ponadto powoływano się na statystyki, które dla nikogo nie były zaskoczeniem: Polacy żyją dłużej, co istotne – uczą się też dłużej, ale jednocześnie dane dotyczące przyrostu naturalnego nie od wczoraj są powodem bicia na alarm przy szkicowaniu prognoz długoterminowych. W związku z tym dysproporcja pomiędzy liczbą osób w wieku produkcyjnym a tą w wieku emerytalnym niebezpiecznie się powiększa. W końcu wydłużenie się czasu pracy miało również na celu wzrost wartości samych emerytur, które koniec końców mogą okazać się bardzo niskie i nieproporcjonalne do codziennego funkcjonowania.

Nie ma wątpliwości, że podnoszone kwestie mają niezwykle duże znaczenie, aby cały system emerytalny utrzymać w ryzach w perspektywie przyszłych kilkudziesięciu lat. Jednak cała sprawa wydaje się bardziej skomplikowana, bowiem dochodzą tu jeszcze oczekiwania społeczeństwa, które niekoniecznie popiera wyższy wiek emerytalny. Jeszcze przed wprowadzeniem ostatnich zmian, bo w 2016 roku, CBOS przeprowadził sondaż, z którego wynikało, że obniżenie wieku emerytalnego popierało aż 84 procent Polaków. Jak można się domyślić, nie są to liczby, które w demokratycznym kraju można lekceważyć – a już na pewno nie może ich lekceważyć żadna partia polityczna, która ma ambicje wygrania wyborów parlamentarnych. Co jednak ciekawe, przeprowadzone rok później badania na zlecenie Work Service wykazały, że aż 54 procent ankietowanych zamierzało po osiągnięciu wieku emerytalnego pozostać na rynku pracy, a tylko 28 procent planowało zrezygnować z aktywności zawodowej. Słowem – chcemy mieć pewnego rodzaju zabezpieczenie, możliwość przejścia nieco wcześniej na emeryturę, ale niekoniecznie zamierzamy z tego skorzystać.



Jak to się robi na Wschodzie…

Przenieśmy się na chwilę na Wschód. Dla wszystkich śledzących wydarzenia polityczne, zwłaszcza na w tej części europejskiego kontynentu, ostatnie mistrzostwa świata w piłce nożnej w Rosji były ciekawym doświadczeniem. Choć prezydent Władimir Putin w corocznej telekonferencji z obywatelami w 2005 roku obiecał, że dopóki będzie on prezydentem, to wiek emerytalny nie zostanie podwyższony i Rosjanie nie będą pracować dłużej, sprawy potoczyły się – ujmując to delikatnie – odrobinę innym torem. Już w czasie podobnej telekonferencji w 2018 roku prezydent był dużo bardziej ostrożniejszy niż ponad dekadę temu. Przy odpowiedzi na pytanie o czas pracy Rosjan zrobił unik, odpowiadając tajemniczo, że podchodzi do tego problemu „nadzwyczaj ostrożnie”, a chodzi mu przede wszystkim o wzrost dochodów emerytur. Już w tych słowach można było doszukiwać się nadchodzących zmian związanych z podwyższeniem wieku emerytalnego dla rosyjskich obywateli.

Spodziewana przez niektórych decyzja przyszła w momencie początku sportowego szaleństwa, co miało przynajmniej w jakimś stopniu odwrócić od niej uwagę. W dzień inauguracji tegorocznego mundialu, kiedy w meczu otwarcia Rosja podejmowała Arabię Saudyjską, rosyjski rząd podjął dwie niezwykle istotne decyzje. Po pierwsze, od nowego roku wzrośnie z 18 do 20 procent podatek VAT, co jednak nie budziło szczególnego oporu w środowiskach biznesowych. Gorzej jednak było z drugą decyzją – właśnie z podniesieniem wieku emerytalnego. Według rządowych planów, ma on w najbliższych latach stopniowo wzrastać do 65 lat dla mężczyzn i 63 lat dla kobiet (obecnie jest to odpowiednio 60 i 55 lat). Choć wieczorem reprezentacja Rosji rozbiła saudyjską drużynę aż pięcioma bramkami, wprawiając miejscowych kibiców w euforię, to jednak nie obeszło się bez protestów, choć nieco spóźnionych.

Marek Muszyński pisał wówczas w tekście „Dwie podwyżki w cieniu mundialu. Dlaczego Putin wzmacnia budżet?” dla „Forbesa”:

– Podwyższenie wieku emerytalnego, mimo oporu społeczeństwa, jest jednak konieczne ze względu na procesy demograficzne. Jeszcze na początku wieku średnia długość życia Rosjan wynosiła 65 lat, podczas gdy w zeszłym roku osiągnęła rekordowy poziom 72 lat. Co więcej, przyrost naturalny w Rosji jest mizerny. Co prawda, kraj wyszedł z okresu zmniejszania się populacji, który trwał przez 20 lat od początku lat 90., ale przyrost naturalny utrzymuje się na poziomie 0,2 proc. W rezultacie na jednego emeryta przypada tylko 1,8 pracujących, podczas gdy w latach 70. w całym ZSRR było to 3,7. Obecnie emeryci to już 25 proc. rosyjskiego społeczeństwa, podczas gdy na początku wieku było to 20-21 proc.





Sposoby oszczędzania w trzecim filarze

Również kraje zachodnioeuropejskie borykają się z problemami demograficznymi i brakiem rąk do pracy, jednak cały proces kształtowania się systemu emerytalnego, a przede wszystkim ustalania wieku emerytalnego, przebiega nieco inaczej, niż na przykład w Rosji. Dość zauważyć, że reformy systemu emerytalnego są zawsze drażliwe, a jeśli większość społeczeństwa nie życzy sobie pracować dłużej, to partia wprowadzająca wyższe progi przejścia na emeryturę przegrywa kolejne wybory parlamentarne, a wprowadzone zmiany zostają cofnięte. Tak było między innymi w przypadku Polski, choć porażka Platformy Obywatelskiej i zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości miało zapewne szersze podstawy niż tylko spór o wysokość wieku emerytalnego – choć jego wagi nie można nie doceniać.

Nie będziemy w tym miejscu zajmować się pierwszym i drugim filarem systemu emerytalnego w Polsce, o których napisano już bardzo dużo. Przyjrzyjmy się za to z bliska filarowi trzeciemu, który wydaje się być niedocenianym i niezauważanym przez duży procent społeczeństwa.

Polski system emerytalny przewiduje odkładanie dodatkowych oszczędności, aby w ten sposób niejako zabezpieczyć się przed niskimi stawkami normalnej emerytury. Przynajmniej tak nakazywałby zdrowy rozsądek, biorąc pod uwagę, że przyszłość polskiej emerytury, a przynajmniej jest wysokość, jest problemem realnym, przywoływanym za każdym razem, kiedy jest mowa o konieczności podwyższenia wieku emerytalnego, to już wspomnieliśmy. W tym właśnie celu stworzono tak zwany trzeci filar, do którego zalicza się Indywidualne Konta Emerytalne (IKE), Indywidualne Konta Zabezpieczenia Emerytalnego (IKZE) oraz Pracownicze Programy Emerytalne (PPE). Przyjrzyjmy się pokrótce na czym polega oszczędzanie w każdej z tych form.

Indywidualne Konto Emerytalne (IKE) jest pierwszą z form samodzielnego, dobrowolnego odkładania pieniędzy na emeryturę. Konto takie może założyć każda osoba, która ukończyła 16 lat i posiada nieograniczony obowiązek podatkowy na terenie kraju. Jednym z największych plusów takiej formy oszczędzania jest to, że pieniądze gromadzone na IKE są zwolnione z tak zwanego „podatku Belki”, czyli 19-procentowego podatku od dochodów kapitałowych, który swą nazwę wziął od nazwiska byłego wicepremiera i ministra finansów w rządzie Leszka Millera, Marka Belki. Jak sama nazwa wskazuje, konto jest indywidualne, dlatego niemożliwe jest na przykład dzielenie go razem z małżonkiem. Posiadacz IKE może gromadzić środki tylko na jednym koncie, które jest prowadzone na podstawie umowy z daną instytucją finansową. Rzecznik Finansowy wyjaśnia na swojej stronie internetowej: „Instytucją tą może być fundusz inwestycyjny, biuro maklerskie, zakład ubezpieczeń lub bank. Wówczas indywidualne konto emerytalne może przybrać formę funduszu inwestycyjnego, rachunku papierów wartościowych w domu maklerskim, ubezpieczenia na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym lub lokaty bankowej”.





Warto mieć na uwadze to, że pieniądze z IKE nie przepadają. Jak czytamy dalej na stronie Rzecznika Finansowego:

– Środki gromadzone na IKE traktowane są jak indywidualne oszczędności i w przypadku śmierci posiadacza konta są przekazywane wskazanym przez niego osobom. W umowie o prowadzenie IKE oszczędzający może wskazać jedną lub więcej osób, którym zostaną wypłacone środki zgromadzone na IKE w przypadku jego śmierci. Dyspozycję tę można zmieniać w trakcie prowadzenia IKE. Jeżeli oszczędzający nie wskaże w umowie osób dziedziczących środki, wchodzą one do spadku. Inaczej może być w jedynie w przypadku umowy ubezpieczenia na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym – kwestie wypłaty środków po śmierci ubezpieczonego reguluje umowa z zakładem ubezpieczeń na życie. Osoba uprawniona do środków zgromadzonych na IKE zmarłego może dokonać wypłaty transferowej na swoje IKE lub do pracowniczego programu emerytalnego (czyli powiększyć swoje oszczędności emerytalne).

Trzeba również wiedzieć, że roczne wpłaty na IKE są limitowane. Przez lata limit ten ulegał zmianie – niemal w każdym następnym roku był on wyższy od tego w roku poprzednim. Przez początkowe lata było to tylko 1,5-krotność średniego miesięcznego wynagrodzenia, a w związku z tym, że w pierwszych latach po wejściu Polski do Unii Europejskiej średnie wynagrodzenie nie było zbyt wysokie, to w 2008 roku limit wpłat na IKE wynosił zaledwie nieco ponad 4 tysiące zł. Zmiana przyszła w roku następnym, kiedy limit podwyższono do 3-krotności średniego miesięcznego wynagrodzenia, a wraz ze wzrostem wynagrodzeń w Polsce rosła też roczna kwota, jaką można było wpłacać na IKE. W 2009 roku skoczyła ona do ponad 9,5 tysiąca złotych, aby w tym roku, zgodnie z obwieszczeniem Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej z dnia 26 października 2017 roku „w sprawie wysokości kwoty wpłat na indywidualne konto emerytalne w roku 2018” osiągnąć już poziom 13 329 zł.

Z kolei krótki opis zasady działania IKZE możemy znaleźć na stronie Agencji Informacyjnej Newseria:

– IKZE, czyli Indywidualne Konta Zabezpieczenie Emerytalnego, to wprowadzona pięć lat temu forma oszczędzania na emeryturę w ramach dobrowolnego III filaru. Oszczędności odkładane na tych kontach nie są obciążone podatkiem Belki, czyli 19-proc. podatkiem od zysków kapitałowych. W tym celu muszą jednak pozostawać na koncie właściciela do osiągnięcia przez niego 65 roku życia. Limit wpłat na IKZE jest ustalany co roku na podstawie prognozy przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w wysokości 1,2-krotności średniego prognozowanego miesięcznego wynagrodzenia w gospodarce krajowej. W tym roku wyniesie 5331,60 zł.







Jak wielu Polaków okłada na emeryturę?

Pojawia się jednak pytanie: jak wielu Polaków w ogóle oszczędza w trzecim filarze? Statystyki nie są zachwycające, co pozwala wysuwać (niestety, niezbyt optymistyczne) wnioski na temat rzeczywistej świadomości i wiedzy społeczeństwa o systemie emerytalnym i spodziewanej wysokości przyszłych emerytur. Marcin Tarczyński, ekspert Polskiej Izby Ubezpieczeń, mówił kilka lat temu dla Agencji Informacyjnej Newseria:

– Jedynie 15 proc. oszczędza na emeryturę. Osoby, które decydują się to robić, najczęściej wybierają prywatne ubezpieczenia o charakterze oszczędnościowym, inwestycyjnym. Robi tak 59 proc. osób, które oszczędzają, co oznacza, że są to ubezpieczenia o bardzo dużym znaczeniu społecznym i trzeba podejmować działania, aby te ubezpieczenia w Polsce się rozwijały.

Późniejsze statystyki pokazywały już nieco wyższą liczbę oszczędzających, co wcale nie znaczy, że ostateczne wnioski mogą być optymistyczne. Otóż w ubiegłym roku Deutsche Bank przeprowadził badania, w trakcie których pytał Polaków o to, czy odkładają pieniądze, które będą mogli wykorzystać po przejściu na emeryturę. Jak się okazało, tylko prawie jedna czwarta badanych wychodzi poza system składek obowiązkowych, korzystając z trzeciego filaru. Co ważniejsze, podobne badania Deutsche Bank przeprowadził również rok wcześniej. Porównując je ze sobą można było zauważyć, że liczba – nazwijmy ich – przezornych Polaków, czyli takich, którzy mądrzy są nie tylko po, ale i przed szkodą, spadła prawie o 5 procent.

Monika Szlosek, dyrektor Bankowości Detalicznej i Inwestycji we wspomnianym Deutsche Banku, komentowała te wyniki dla Strefy Biznesu „Gazety Pomorskiej”. Zwracała przede wszystkim uwagę na odbiór cofniętej w 2017 roku reformy emerytalnej, skutkującej obniżeniem wieku emerytalnego. Według eksperta, mogło być to mylnie odebrane przez społeczeństwo jako sygnał, że państwo znajduje się w tak dobrej kondycji, że władze mogły pozwolić sobie na podobny ruch. Konieczność oszczędzania na własną rękę staje się wobec tego jeszcze bardziej paląca:

– Paradoksalnie, spadek osób deklarujących odkładanie nadwyżki z myślą o emeryturze może być pośrednim efektem poprawy nastrojów społecznych. Pamiętajmy, że bez dodatkowych oszczędności ciężko będzie nam utrzymać obecny standard życia, nie wspominając już o realizacji dodatkowych planów, na które wcześniej, ze względu na zobowiązania zawodowe czy rodzinne, nie mieliśmy czasu – zauważa Szlosek.

Jak jednak wyglądają liczby bezwzględne jeśli chodzi o trzeci filar? Na to pytanie odpowiadają statystyki publikowane na stronie Komisji Nadzoru Finansowego. Według nich w ramach trzeciego filaru na koniec 2016 roku zgromadzono ogółem prawie 20 miliardów zł (19,2 miliarda zł). Wyraźne różnice widać natomiast w przypadku podziału na poszczególne formy gromadzenia oszczędności. W tym wypadku najwięcej funduszy zgromadzono w ramach Pracowniczych Programów Emerytalnych (PPE), bo prawie 11,5 miliarda zł. Na Indywidualnych Kontach Emerytalnych (IKE) zaoszczędzono ponad 6,5 miliarda zł, a na Indywidualnych Kontach Zabezpieczenia Emerytalnego tylko 1,1 miliarda zł. Liczby opublikowane na początku 2018 roku są nieco wyższe – wynika z nich, że razem na IKE oraz IKZE zgromadzono ponad 9 miliardów złotych. Choć więc – jak donosił Deutsche Bank – liczba Polaków odkładających na emeryturę ostatnio spadła, to co prawda pomału, ale jednak środki w trzecim filarze rosną.











Pracowniczy Program Emerytalny – co to dokładnie jest?

Powyżej omówiliśmy pokrótce zasady działania Indywidualnych Kont Emerytalnych oraz Indywidualnych Kont Zabezpieczenia Emerytalnego. Trzecią ze wspomnianych możliwości oszczędzania emerytalnego w ramach trzeciego filaru jest przywołany we wstępie Pracowniczy Program Emerytalny (PPE). Przepisy dotyczące PPE były początkowo zapisane w Ustawie z dnia 22 sierpnia 1997 roku o pracowniczych programach emerytalnych. Według niej PPE mogły przybierać różne formy: pracowniczego funduszu emerytalnego, umowy o wnoszenie przez pracodawcę składek pracowników do funduszu inwestycyjnego, umowy grupowego inwestycyjnego ubezpieczenia na życie pracowników z zakładem ubezpieczeń oraz umowy grupowego inwestycyjnego ubezpieczenia na życie pracowników z towarzystwem ubezpieczeń, na podstawie której pracownicy staną się jego członkami (art. 7).

Jednak obecne obowiązujące przepisy dotyczące PPE opierają się o nieco późniejszy akt prawny, bo o Ustawę z dnia 20 kwietnia 2004 roku o pracowniczych programach emerytalnych. Tam już spis form, jakie może przybrać PPE, nieco różni się od tego ze wcześniejszej ustawy i może przyjąć postać: funduszu emerytalnego, umowy o wnoszenie przez pracodawcę składek pracowników do funduszu inwestycyjnego, umowy grupowego ubezpieczenia na życie pracowników z zakładem ubezpieczeń w formie grupowego ubezpieczenia na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym oraz zarządzania zagranicznego (art. 6).

Pozostawiając hermetyczny język dokumentów prawnych na boku, zajrzyjmy na stronę Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych Esaliens (https://www.esaliens.pl/pl/obsluga-i-pomoc/centrum-pomocy/najczesciej-zadawane-pytania/emerytura-ppe), gdzie cała rzecz wyjaśniona jest dużo jaśniej:





PPE jest integralnie związany z prowadzącym go pracodawcą. Po ustaniu zatrudnienia pracownika pracodawca nie dopłaca środków pochodzących z wynagrodzenia pracownika do Programu, bowiem zgodnie z przepisami wpłacane do PPE środki dodatkowe mogą pochodzić wyłącznie z wynagrodzenia otrzymywanego u prowadzącego program pracodawcy i dokonywane są za jego pośrednictwem. Jeśli zatrudnienie ustaje, klient nie otrzymuje wynagrodzenia, nie ma możliwości, aby wpłacał środki do PPE.

W jaki sposób można więc dysponować środkami, które przez lata zgromadzi się na PPE po ustaniu zatrudnienia? Jest kilka możliwości. Przede wszystkim można przenieść pieniądze do nowego PPE¸ pod warunkiem oczywiście, że nasz nowy pracodawca taki prowadzi – o tym trzeba dowiadywać się już samodzielnie. Po drugie – można założyć IKE, a następnie przetransferować zgromadzone na PPE środki pieniężne na nasze konto, składając odpowiedni wniosek do pracodawcy. W końcu trzecie rozwiązanie – można nie robić nic. Nie znaczy to jednak, że w tym przypadku nasze oszczędności, zgromadzone w ramach PPE przepadają, zresztą taka opcja nie miałaby sensu i nie byłaby żadnym rozwiązaniem. Oczywiście, po ustaniu zatrudnienia niemożliwe będą już nowe wpłaty na dotychczasowy PPE, jednak środki dalej będą inwestowane przez odpowiedni fundusz czy fundusze.

Pracownicze Plany Kapitałowe – domknięcie trzeciego filaru

W 2016 roku Komisja Nadzoru Finansowego opublikowała raport dotyczący sektora funduszy emerytalnych, w którym postulowała wzmocnienie trzeciego filaru i zachęcenie Polaków do odkładania pieniędzy na własną rękę. Do raportu został załączony aneks, który był szkicem programu mającego w jakimś stopniu rozruszać trzeci filar. KNF proponował regularne, comiesięczne odkładanie 150 zł na specjalne konto. Skąd miały pochodzić te pieniądze? Kwota miałaby być podzielona na trzy równomierne części po 50 zł każda: pierwsza miałaby pochodzić z wynagrodzenia po opodatkowaniu, druga także z wynagrodzenia, lecz nie byłaby objęta podatkiem dochodowym, w końcu trzecia byłaby wpłacana przez pracodawcę.

Raport KNF komentował Michał Kisiel, analityk portalu Bankier.pl:

– Środki trafiałyby na EKO, czyli Emerytalne Konto Oszczędnościowe. Pod wieloma względami ten rachunek przypomina indywidualne konta emerytalne (IKE). EKO mogłoby być prowadzone w różnych instytucjach – np. jako wyodrębniony rachunek bankowy, rachunek w ubezpieczeniowym funduszu kapitałowym, domu maklerskim lub TFI. Każdy z oszczędzających mógłby posiadać wyłącznie jedno EKO. Klient miałby możliwość wskazania osoby uprawnionej do otrzymania wkładu w razie śmierci posiadacza rachunku.

W ostatnim czasie ze strony rządu wyszła jeszcze inna propozycja – powołania Pracowniczych Planów Kapitałowych (PPK) i likwidacji OFE. Na czym ma polegać nowa reforma? Krótko mówiąc, ma być to system wspierający samodzielne odkładanie pieniędzy na emeryturę, do wprowadzenia którego będą zobligowani wszyscy pracodawcy. Nowe przepisy mają być wprowadzane stopniowo, poczynając od największych przedsiębiorstw, z czasem obejmując tych mniejszych. Co ciekawe, niektóre firmy będą zwolnione z wprowadzenia PPK, ale tylko te, które posiadają już PPE z nie mniejszym udziałem pracowniczym jak 25 procent i składkami co najmniej 3,5 procent. Do odkładania w PPK zachęcać ponadto ma tak zwana wpłata powitalna w wysokości 250 zł z budżetu państwa oraz dopłaty roczne na poziomie 240 zł.

Wszystko to brzmi bardzo ciekawie – na pewno jest to jakiś pomysł na rozwiązanie problemów nękających system emerytalny. Czas pokaże, czy uda się go wprowadzić, a jeśli tak – to w jaki sposób będzie funkcjonował. W każdym razie wniosek podstawowy jest jeden: na emeryturę trzeba sobie nieco odłożyć, nie tylko na nią czekać.