Prawie 66 tys. zł – to koszt protestu w Sejmie osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. A Kancelaria Sejmu wywiązała się z roli gospodarza bez zarzutu – przynajmniej we własnej ocenie. Posłowie opozycji mają na ten temat zupełnie inne zdanie.



W piątek posłowie sejmowej komisji regulaminowej, spraw poselskich i immunitetowych zapoznali się z informacją na temat działań kancelarii podczas protestu. O jej przedstawienie wnioskowały kluby opozycyjne.
Występujący w imieniu wnioskodawców Jarosław Urbaniak z PO wskazywał, że wizerunek parlamentarzystów, pracowników i strażników został podczas protestu poważnie naruszony – sceny, gdy mężczyzna w cywilu szarpie Iwonę Hartwich na oczach jej niepełnosprawnego syna, obiegły cały świat. – To plama na honorze polskiego parlamentu nie do wywabienia – mówił.
Tego wydarzenia dotyczyło wiele pytań posłów. Ale chcieli oni wiedzieć też, czy protestującym nie ograniczano dostępu do łazienek, czy mogli wychodzić z budynku, czy mieli zapewnione wszystko, czego potrzebowali. Proszono o potwierdzenie lub zaprzeczenie informacji na ten temat, które pojawiały się w mediach.
Pytano również o koszty. Posłowie PiS dociekali, czy nie powinien zostać nimi obciążony klub Nowoczesnej, bo do niego należały posłanki, które wprowadziły niepełnosprawnych do Sejmu. Opozycja odpowiedziała pytaniem, czy kosztami obciążono klub Arkadiusza Mularczyka, który protestujących zaprosił cztery lata temu.
Szefowa Kancelarii Sejmu Agnieszka Kaczmarska zapewniała, że z „tej dość kłopotliwej i trudnej roli gospodarza protestu” ona i jej pracownicy starali się wywiązać jak najlepiej. Broniła decyzji o czasowym zawieszeniu jednorazowych kart wstępu i ograniczeniu ruchu wycieczkowego. – Byłam w stałym kontakcie z panią Hartwich. Ale nie chodziłam tam w świetle jupiterów, jak państwo – podkreślała.
Odnosząc się do pytania o koszty, poinformowała, że w 2014 r., kiedy protest trwał 14 dni, wyniosły one ok. 17 tys. zł. Obejmowały m.in. obsługę gastronomiczną, media, sprzątanie, opiekę medyczną. W tym roku 40 dni kosztowało 65 tys. 861 zł, ale nie jest to jeszcze kwota całkowita. Obejmuje m.in. posiłki czy koszty malowania pomieszczeń po zakończeniu protestu. Nie została jeszcze podjęta decyzja, czy ktoś zostanie nimi obciążony.
Mężczyzną szarpiącym Iwonę Hartwich okazał się funkcjonariusz straży marszałkowskiej, oficer łącznikowy, którego obowiązki wymagały, by był w cywilu. Jego interwencję oceniono jako uprawnioną, a zastosowane środki proporcjonalne do wydarzenia.
Wyjaśnień Agnieszki Kaczmarskiej nie mogła spokojnie słuchać Joanna Scheuring-Wielgus (do niedawna z Nowoczesnej, obecnie z koła Liberalno-Społeczni). Zarzucała jej kłamstwa, zarówno w kwestii stałego kontaktu z przedstawicielami protestujących, jak i zapewnianiu im udogodnień. Aby udowodnić, że szefowa kancelarii nie mówi prawdy, próbowała konfrontować jej wypowiedzi z uczestnikami protestu. Telefonicznie, ponieważ nie dostali oni zgody na udział w posiedzeniu. Poinformowała, że Jakub Hartwich, Iwona Hartwich i Aneta Rzepka, którzy są jej asystentami społecznymi, dostali zakaz wstępu do Sejmu do 27 maja 2020 r.
Posiedzenie zakończyło się wnioskiem formalnym o przerwanie dyskusji, ponieważ – jak argumentowała zgłaszająca go Elżbieta Witek z PiS – osiągnęła ona stopień emocji, który wyklucza racjonalną debatę.