Być może w czasach kryzysu są potrzebne jakieś formy uelastycznienia prawa pracy, ale jedynie przejściowo i niejako pod kontrolą związków zawodowych - powiedział w środę prezydent Lech Kaczyński.



Podczas popołudniowego spotkania ze związkowcami i środowiskami pracowniczymi w Katowicach prezydent podkreślał rolę dialogu społecznego w czasach kryzysu. Zaznaczył, że mimo nacisków pracodawców, by liberalizować w czasie kryzysu przepisy prawa pracy, widzi "pewną ich zdolność do wprowadzania rozwiązań czasowych".

"Jest tam zdolność do tego, żeby niektóre postanowienia dotyczące liberalizacji powstały w ustawie epizodycznej - nie na stałe. Jest oczywiście skłonność, by na stałe uelastyczniać prawo pracy. Ta tendencja jest od lat i od lat słyszę, że to koszty pracy i brak elastyczności kodeksu powodują bezrobocie. Ale gdy przyszły odpowiednie warunki, bezrobocie spadało błyskawicznie, (...) więc to nie była prawda" - zaznaczył Lech Kaczyński.

Nawiązując do przedstawionej mu przez szefa śląsko-dąbrowskiej Solidarności Piotra Dudę informacji, że niektóre zakładowe organizacje związkowe dla dobra swoich zakładów zrezygnowały np. z części świadczeń, prezydent przyznał, że sytuacja może teraz wymagać czasem od związków zgody np. na zawieszenie układu zbiorowego lub nawet zawarcia nowego, mniej korzystnego - w imię obrony miejsc pracy.

Trzeba mieć jednak zawsze poczucie rzeczywistości i rozróżniać działania podejmowane w obronie przed kryzysem od tych, które poza to wykraczają - podkreślił prezydent.

"Choć zawieszenie układu zbiorowego pracy jest instytucją prawa pracy, nie znam instytucji zawieszenia funduszu socjalnego. (...) Być może jakieś formy uelastycznienia są potrzebne, ale przejściowo i niejako pod kontrolą związków zawodowych. Takie jest moje podejście, ale bez zgody związków niczego czynić nie będę" - zaznaczył.

"Nie ma mowy o generalnym uelastycznieniu przepisów prawa pracy - odwrotnie: sytuacja kryzysowa jest znakomitą podstawą do poszerzenia taktyki układowej, która w Polsce jest za wąsko stosowana, (...) rzadziej niż być powinna" - dodał Lech Kaczyński.

Ocenił również, że choć kryzys ma przede wszystkim złe strony, jego dobrym aspektem jest umocnienie roli związków, która - jak zaznaczył - w ostatnich latach w Polsce była zbyt mała, a związki mimo rozwoju kraju, poza dużymi zakładami i kluczowymi branżami, wręcz cofały się.

"Czeka nas długa droga - najistotniejsze w niej jest ciągłe utrzymywanie kontaktu między pracodawcami a pracownikami, między sektorem finansowym (...), między rządem. Czy z tego powinna wyjść jakaś generalna umowa społeczna - nie wiem, nie wykluczam. (...) Gotów jestem zrobić wszystko, żeby ją uznać za realną, żeby do niej doszło, ale przesądzać nie chcę" - zaznaczył.

Prezydent akcentował, że rozpoczęty przez niego dialog społeczny musi być kontynuowany. Zapowiedział zorganizowanie drugiego szczytu społecznego poświęconego kryzysowi (pierwszy odbył się 25 lutego). Wskazał również, że jeśli trzeba będzie zwołać w tej sprawie Radę Gabinetową, uczyni to, zastrzegając jednak, że jego słów nie należy traktować jako zapowiedzi.

Lech Kaczyński prosił związkowców o przekazanie pracownikom, że jego opór wobec szybkiego wejścia przez Polskę do korytarza ERM2 nie jest ideologiczny, lecz wynika z narzucanych przezeń ograniczeń polityki gospodarczej. Restrykcyjna polityka gospodarcza wpływa bowiem na spadek popytu, który z kolei pogłębia kryzys - mówił, przestrzegając przed "propagandą rządu" w tej sprawie.

W środowym spotkaniu z prezydentem wzięli udział m.in. przedstawiciele śląsko-dąbrowskiej Solidarności, którzy kilka tygodni temu wystąpili do władz z inicjatywą zorganizowania okrągłego stołu, poświęconego możliwościom łagodzenia skutków kryzysu gospodarczego.

Związkowcy przedstawiali prezydentowi problemy swoich branż. Apelowali m.in. o pomoc państwa dla motoryzacji; ich zdaniem zagrożonych jest ok. 50 tys. ze 180-190 tys. miejsc pracy w tej branży w Polsce. Prosili też prezydenta o wpływ na rząd, by ten zaniechał cięć w zbrojeniówce, które - jak mówili - zamiast oszczędności, przyniosą 3,5 mld zł strat.

Przedstawiciele "S" w straży pożarnej alarmowali, że obecne finansowanie tej służby kształtuje się na poziomie 30 proc. ubiegłorocznego. Członkowie NSZZ Policjantów mówili o finansowaniu rzędu 50 proc. kwot z zeszłego roku, z wyjątkiem paliwa, gdzie jest to 30 proc. Związkowcy służb mundurowych uprzedzali też o problemie spadku jakości kadr, który może pojawić się po spodziewanym odejściu z pracy w tym roku tysięcy doświadczonych funkcjonariuszy w razie ograniczenia ich przywilejów emerytalnych.

Związkowcy z branży paliwowo-energetycznej uprzedzali w środę prezydenta o przewidywanych w perspektywie najbliższych lat zwolnieniach ok. 250 tys. osób; ich zdaniem będzie to konsekwencja wprowadzenia postanowień unijnego pakietu klimatycznego, a także polityki rządu zmierzającej w kierunku budowy siłowni atomowych.