Jutro wchodzi w życie ustawa wprowadzająca umowę o pomocy przy zbiorach. Solidarność rozważa jej zaskarżenie do Komisji Europejskiej i TK, bo nie gwarantuje minimum ochrony bhp i umożliwi ekonomiczny wyzysk.
Zasady podlegania pomocników ubezpieczonym w KRUS / Dziennik Gazeta Prawna
W zamyśle nowe przepisy miały ucywilizować zasady zatrudnienia w gospodarstwach rolnych przy prostych pracach, które obecnie często są świadczone na czarno. W praktyce sankcjonują dotychczasową, całkowitą dowolność w określeniu warunków pracy i nie gwarantują choćby podstawowych uprawnień z zakresu bhp, czasu pracy czy minimalnego wynagrodzenia. Dlatego NSZZ „Solidarność” rozważa złożenie skarg do Brukseli z powodu naruszenia tzw. dyrektywy ramowej bhp oraz do Trybunału Konstytucyjnego ze względu na złamanie art. 66 ustawy zasadniczej. Zgodnie z tym ostatnim każdy ma prawo do bezpiecznych i higienicznych warunków pracy.
Chodzi o minima
Możliwość stosowania umowy o pomocy przy zbiorach wynika z ustawy z 13 kwietnia 2018 r. o zmianie ustawy o ubezpieczeniu społecznym rolników oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. z 2018 r. poz. 858). Ustawodawca bardzo się napracował, aby unikać w tych przepisach określeń „praca” i „zatrudnienie”, choć i tak jasne jest, że „pomoc” to nic innego jak wykonywanie pracy na rzecz rolnika. Takie ukształtowanie przepisów oznacza jednak, że pomocnicy nie będą objęci np. przepisami bhp. Zgodnie z art. 304 kodeksu pracy są nimi objęci zatrudnieni na umowach cywilnoprawnych, ale bezpieczne i higieniczne warunki pracy ma zapewnić jedynie pracodawca albo przedsiębiorca, który nie zatrudnia nikogo na umowie o pracę, ale np. na zlecenie. Rolnik nie zalicza się do żadnej z tych dwóch kategorii. Solidarność podkreśla, że sama nowelizacja też nie przewiduje żadnych wewnętrznych przepisów bhp, którymi mieliby być objęci pomocnicy. A zatem ich one nie dotyczą.
– Zdajemy sobie sprawę z realiów działalności gospodarstw rolnych. Dlatego nie apelowaliśmy o objęcie zatrudnionych wszystkimi zasadami bhp. Chodzi o zapewnienie minimum ochrony – np. wskazanie maksymalnego dobowego wymiaru pracy, określenie ograniczeń co do dźwigania, zapewnienie rękawiczek oraz dostępu do ciepłej wody, napojów – tłumaczy Barbara Surdykowska z biura eksperckiego, dialogu i polityki społecznej NSZZ „Solidarność”.
Nie są to wygórowane postulaty, biorąc pod uwagę zakres zadań, jakie będą wykonywać pomocnicy. Wbrew nazwie umowy mają oni nie tylko pomagać przy zbiorach produktów rolnych, ale też świadczyć np. „czynności związane z pielęgnowaniem i poprawą jakości plonów”. A więc będą mogli pracować np. przy nawożeniu upraw, co oznacza kontakt z chemikaliami lub czynnikami biologicznymi.
Równi i równiejsi
Jednocześnie związkowcy zwracają uwagę na możliwy wyzysk ekonomiczny pomocników. Nie będą oni objęci żadnym płacowym minimum (w tym minimalną stawką godzinową, która obecnie obowiązuje zleceniobiorców i samozatrudnionych – 13,70 zł za godzinę pracy w 2018 r.). To sprzeczne m.in. z przyjętym w ubiegłym roku europejskim filarem praw socjalnych (ma on formę rekomendacji do osiągnięcia przez kraje członkowskie).
– Kompromisowym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie zasady, że początkowo osoby takie otrzymują np. 80 proc. minimalnej stawki. A w kolejnych latach – gdy prowadzący gospodarstwa będą mogli dostosować się już do nowych rozwiązań – poziom ten byłyby podwyższany aż do 100 proc. najniższego wynagrodzenia godzinowego – wskazuje Barbara Surdykowska.
Ewidentne mankamenty nowych przepisów potwierdzają też eksperci.
– Rozumiem potrzeby rolników, bo obecne zasady zatrudnienia nie są dostosowane do realiów pracy w gospodarstwach. Ale zamiast tworzyć odrębną kategorię zatrudnionych w tym sektorze, ustawodawca powinien obniżyć standardy bhp i uelastycznić warunki zatrudniania przy wszystkich pracach lekkich, czyli także tych świadczonych np. w gastronomii – zauważa prof. Arkadiusz Sobczyk, radca prawny z kancelarii Sobczyk i Współpracownicy.
Podkreśla, że w przeciwnym razie podobne podmioty będą nierówno traktowane, co może oznaczać niekonstytucyjność nowych przepisów.
– W praktyce w zakresie obowiązków związanych z zatrudnieniem prowadzący mikrofirmę nie różni się szczególnie od właściciela gospodarstwa rolnego. Podobnie trudno racjonalnie uzasadnić, dlaczego np. osoba pracująca na zmywaku w restauracji nad morzem ma zagwarantowaną minimalną stawkę, a ta zbierająca owoce lub warzywa już nie – dodaje prof. Sobczyk.
Wydaje się, że także ewentualna skarga do KE miałaby mocne podstawy. Dyrektywa ramowa bhp (89/ 391/ EWG z 12 czerwca 1989 r.; Dz.U. L 183) ma zastosowanie do wszystkich sektorów, w tym rolnictwa. Dodatkowo wskazuje, że pracodawcą jest każda osoba prawna lub osoba fizyczna, znajdująca się w stosunku zatrudnienia z pracownikiem i ponosząca odpowiedzialność za przedsiębiorstwo/zakład. Na sztuczkę z zastępowaniem określeń („pomoc” zamiast „praca”, „pomocnik” zamiast „zatrudniony”) Bruksela się nie nabierze. Z dotychczasowego orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości UE wynika, że państwa członkowskie mają znacząco ograniczoną możliwość tworzenia krajowej definicji pracownika/zatrudnionego i wyłączania z niej poszczególnych osób. Dla przykładu w orzeczeniu Hoekstra (sprawa C 75/63) wskazano trzy elementy unijnej definicji pracownika: podporządkowanie, wynagrodzenie, niemarginalny charakter pracy.
– Zatrudnienie pomocnika przy zbiorach niewątpliwie spełnia wszystkie te warunki, w tym również ten ostatni. Trudno bowiem przyjąć, aby praca miała marginalny charakter, skoro może być świadczona przez 180 dni w roku kalendarzowym – uważa Barbara Surdykowska.
Ubezpieczenie dzieli
Jednym z celów omawianej ustawy jest też objęcie ubezpieczeniami społecznymi pomocników rolników, w tym zarówno Polaków, jak i cudzoziemców. Takie osoby będą jednak mogły korzystać wyłącznie z ubezpieczenia wypadkowego, chorobowego i macierzyńskiego. – Nie będą podlegać ubezpieczeniu emerytalno-rentowemu, czyli nie będą się dokładać do przyszłych emerytur – podkreśla Zbigniew Obrocki, członek Rady Krajowej NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”.
– Co więcej, prawo do skorzystania z pomocy pomocnika będą mieć tylko producenci chmielu, warzyw, owoców, tytoniu oraz roślin zielarskich. Ale na wypłaty jednorazowych odszkodowań będą się składać wszyscy – zauważa.
Fundusz składkowy funkcjonuje bowiem bez udziału dotacji budżetowej, a zasilają go wszyscy ubezpieczeni rolnicy.
– Jeszcze żadnemu rządowi nie udało się tak podzielić polskiej wsi. Bo teraz jedna grupa będzie korzystać ze specjalnego traktowania, a pozostali rolnicy nadal będą musieli zgłaszać swoich pracowników do ZUS. To będzie powodem konfliktów i sąsiedzkich donosów – dodaje Zbigniew Obrocki.
Winny system
Eksperci nie mają wątpliwości, że winę za zaistniałą sytuację ponoszą politycy.
– Żaden rząd nie odważył się włączyć rolników do systemu powszechnego, bo nikt nie chce się narażać tej grupie wyborców – zauważa prof. Katarzyna Duczkowska-Małysz, ekonomistka z Kolegium Nauk Ekonomicznych Politechniki Warszawskiej.
– A przecież rolnicy wykonują taką samą pracę jak osoby prowadzące działalność gospodarczą. I z racji tego powinny znaleźć się w ZUS. Wówczas nie byłoby problemu pomocników rolników, bowiem każda osoba wykonująca pracę na terenie gospodarstwa musiałaby podlegać ubezpieczeniu na podstawie umowy-zlecenia lub świadczenia usług – dodaje.
Obecny sposób ubezpieczenia rolników pochodzi z początku lat 90. I zdaniem prof. Katarzyny Duczkowskiej-Małysz najwyższa pora go zmienić. Producenci żywności powinni mieć możliwość korzystać z tych samych odliczeń co prowadzący działalność gospodarczą. Ale to oznacza nie tylko włączenie do ZUS, ale także objęcie PIT.
Etap legislacyjny
Wchodzi w życie 18 maja