Do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych może w tym roku wpłynąć o 4–5 mld zł więcej składek emerytalnych, niż zaplanowano. O ile uda się utrzymać tempo ich poboru.
Wysokość dotacji budżetowych do FUS / Dziennik Gazeta Prawna
Według informacji, jakie uzyskaliśmy z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, wpływy ze składek wyraźnie przekraczają prognozy płynności, jakie sporządzono dla FUS na styczeń i luty. W pierwszym miesiącu roku było to o 600 mln zł więcej, w drugim o 400 mln zł. Dobre wyniki widać też w innych częściach sprawozdań finansowych FUS. Na przykład w styczniu ze składek uzyskano 14,7 mld zł. To 8,5 proc. planu na cały rok. Jeśli wpływy będą realizowane w takim tempie w kolejnych miesiącach, to plan zostanie przekroczony o ok. 2 proc., czyli o ok. 3–4 mld zł.
Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP i były członek Rady Nadzorczej ZUS, mówi, że większe wpływy ze składek wynikają ze zbiegu kilku czynników. Pierwszy to sytuacja na rynku pracy, czyli wzrost zatrudnienia oraz płac. Drugi to rosnąca liczba imigrantów pracujących w Polsce i ubezpieczonych w polskim systemie ubezpieczeń społecznych. Według niego przy tak dobrej koniunkturze byłoby dziwne, gdyby przychody FUS nie były większe od planu. Założenie, że w całym roku wpływy ze składek wyniosą 172,1 mld zł, nazywa konserwatywnym i zachowawczym.
– Zachowawczość wzięła się z tego, że tworząc plany dla FUS, założono spowolnienie wobec tego, co się działo w 2017 r. Tymczasem nie tylko nie widać osłabienia koniunktury na rynku pracy, ale wręcz jesteśmy w jej szczycie, kiedy wzrost płac jest zwykle najbardziej dynamiczny. Dlatego uważam, że przychody FUS mogą być w całym roku o kilka miliardów złotych wyższe, niż się spodziewano. Może nie będzie to aż tak duża niespodzianka jak w 2017 r., ale dodatkowo jakieś 5 mld zł na plusie może uda się uzyskać – mówi Łukasz Kozłowski.
Sytuacja dobrze wygląda, również jeśli chodzi o wydatki na emerytury i renty. FUS wydał na nie w styczniu 16 mld zł, co stanowi 7,9 proc. całorocznego planu. Biorąc pod uwagę kalendarz, powinien wydać na ten cel ponad 800 mln zł więcej.
Ale w przypadku wydatków zbyt wcześnie na wyciąganie wniosków o potencjalnych oszczędnościach. W marcu czeka nas waloryzacja rent i emerytur, co będzie oznaczało dodatkowe wydatki. W odróżnieniu od kilku ostatnich lat nie będzie to niska waloryzacja – o prawie 3 proc. To wynika ze stosunkowo wysokiej inflacji i podwyżek wynagrodzeń w gospodarce narodowej. Najniższa emerytura wzrośnie z 1000 zł do 1029,80 zł, a przeciętna z 2257,64 zł do 2324,92 zł. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej ocenia, że tak wysokiej waloryzacji nie było od pięciu lat. Według wyliczeń resortu będzie to kosztować około 6 mld zł.
Drugi powód wstrzemięźliwości w wyliczeniach potencjalnych oszczędności w emerytalnych wydatkach to skutki obniżenia wieku emerytalnego. Co prawda koszty w pierwszym pełnym roku obowiązywania nowych zasad wyliczano na 9–10 mld zł, ale ile rzeczywiście wyniosą, nie wiadomo.
Łukasz Kozłowski zwraca uwagę na to, że ludzie złożyli więcej wniosków o emeryturę, niż zakładano, ale jednak duża grupa osób, którym przyznano świadczenie, pozostała na rynku pracy.
– To sprawia, że co prawda takie osoby stanowią wydatek dla systemu, ale jednocześnie generują przychód ze składek. I to częściowo łagodzi negatywny efekt obniżenia wieku emerytalnego dla finansów FUS – mówi ekspert.
W bilansie tego funduszu na uwagę zasługuje jeszcze jedna pozycja. FUS ma sporo wolnej gotówki, prawie 4,9 mld zł, czyli o 85 proc. więcej, niż zakłada plan na cały rok (2,6 mld zł). To nie oznacza, że tak duża nadwyżka utrzyma się przez dalszą część roku, ale zapewne zdejmie z rządu presję na dotowanie FUS z budżetu w pierwszych miesiącach roku. I tak presja ta jest niewielka. Plan na cały rok zakłada dopłatę ponad 46 mld zł z państwowej kasy. Na razie po pierwszym miesiącu zrealizowano go w zaledwie 1 proc.
Według wyliczeń waloryzacja będzie kosztować około 6 mld zł