Emeryci i renciści to podobno najlepsi dłużnicy. Nie dość, że w większości wychowani w czasach, gdy długi wypadało spłacać, to jeszcze co miesiąc otrzymują stałe świadczenie, którego ani oni, ani tym bardziej ZUS nie mogą ukryć. Komornicy mają więc ułatwione zadanie – wystarczy, że poinformują ZUS o egzekucji, a ten musi część emerytury lub renty potrącić i im przekazać.
Nieoczekiwanie pojawił się jednak problem, jaką część świadczenia można potrącić. Niby przepisy są jasne, ale te dotyczące kwoty wolnej od zajęcia (a więc takiej, poniżej której nie można potrącić długów) nie wskazują, czy chodzi o sumę brutto czy netto (pomniejszoną o zaliczkę na podatek dochodowy i składkę zdrowotną). Komornicy i ZUS (popierany m.in. przez resorty sprawiedliwości oraz pracy, a także przez pytanych przez nas ekspertów ds. kadr i płac) mają odmienne zdanie na ten temat. Spór sprowadza się do tego, że komornicy chcą potrąceń większych, niż dopuszcza ZUS. W skrajnych przypadkach bój toczy się o to, czy ze świadczenia zostanie coś potrącone (tak powinno być zdaniem komorników), czy nie (według ZUS).
Tak samym, jeśli organ rentowy uzna, że świadczenie nie przekracza ustawowego limitu, to nie potrąci ani złotówki. Jeśli zdaniem komorników egzekucja ze świadczenia jest jednak możliwa, to zdarza się, że nakładają w takich przypadkach grzywny. Nie byłoby w tym nic szczególnie dziwnego, gdyby nie to, że zgodnie z przepisami ukarany może być tylko konkretny, prowadzący sprawę pracownik ZUS, a nie instytucja jako taka. Grzywna może wynosić nawet 2000 zł, a jak się okazuje, pracownicy muszą ją płacić z własnej kieszeni, mimo że wykonywali polecenia przełożonych.
Na szczęście zamiast dalszych przepychanek powołano Forum Współpracy, z udziałem stron sporu i innych instytucji, które otrzymało zadanie wypracowania wspólnego stanowiska. Na razie wszyscy deklarują zgodnie, że niezbędna jest interwencja ustawodawcy i doprecyzowanie przepisów.