Gminy, które muszą dopłacać prywatnym przedszkolom za prowadzoną przez nie działalność, coraz wnikliwiej przyglądają się, jak wydają one te środki.
Każda osoba fizyczna lub prawna, która zakłada przedszkole niepubliczne, ma prawo otrzymać na każdego ucznia dotację z budżetu gminy w wysokości 75 proc. środków ustalonych w budżecie gminy na przedszkola publiczne. W przypadku prowadzenia niepublicznych tzw. innych form wychowania przedszkolnego jego założyciel może liczyć na dotację w wysokości 40 proc. Tak wynika z art. 90 ustawy z 7 września 1991 roku o systemie oświaty (Dz.U. z 2004 r. nr 256, poz. 2572). Warunkiem otrzymania dotacji jest podanie, nie później niż do 30 września roku poprzedzającego udzielenie dotacji, planowanej liczby uczniów. Zgłasza się to organowi udzielającemu dotacji, czyli urzędowi miasta albo gminy.
- Dla wielu placówek niepublicznych działających na wsiach i w małych miejscowościach dotacja jest często jedynym źródłem utrzymania, ponieważ nie pobierają one opłat od rodziców i służą w większym stopniu edukacji najmłodszych niż zarabianiu pieniędzy - mówi Alina Kozińska, prezes Federacji Inicjatyw Oświatowych.
Również Teresa Ogrodzińska, prezes Fundacji Rozwoju Dzieci im. Komeńskiego, podkreśla, że dotacja z gminy jest szczególnie potrzebna przedszkolom prowadzonym przez stowarzyszenia rodziców i organizacje pozarządowe. Każda gmina samodzielnie ustala stawki obowiązujących na jej terenie dotacji. Na przykład w Lublinie właściciel prywatnego przedszkola otrzymuje 485 zł za każdego wychowanka, w Warszawie 561 zł, natomiast w Niedzicy (woj. małopolskie) 338 zł, a w Barwicach (woj. zachodniopomorskie) - 250 zł.
Zdaniem Aliny Kozińskiej te rozbieżności wynikają z zamożności gmin i tego, że nie istnieje pojęcie standardu placówki przedszkolnej. Kolejnym powodem jest przepis, który mówi, że kiedy na terenie gminy nie ma prowadzonego przez nią przedszkola publicznego, wielkość dotacji dla placówki prywatnej jest ustalana na podstawie wydatków ponoszonych na ten cel przez sąsiednią gminę.
Teresa Ogrodzińska dodaje, że gminy, które często są traktowane jak skarbnik wypłacający pieniądze, coraz częściej zaczynają wnikliwiej sprawdzać wydatkowanie dotacji przez prywatne placówki edukacji przedszkolnej i stawiać im dodatkowe wymagania.
- Gminy mogą w zawieranych umowach wymagać, aby do takiego przedszkola były przyjmowane w pierwszej kolejności dzieci rodziców niepracujących lub korzystających z pomocy społecznej. Mogą też zapewnić sobie prawo do monitorowania jakości pracy z dziećmi - dodaje Teresa Ogrodzińska.
Poważnym problemem dla nierzadko szczupłych budżetów gmin jest wymóg wypłacania przez nie dotacji na dziecko, które rodzice zapisali do przedszkola niepublicznego na terenie innej gminy, w wysokości obowiązującej tam stawki.
- Chodzi tu głównie o gminy położone w pobliżu dużych miast. Mimo że oferują mieszkańcom miejsce w przedszkolu, rodzice wolą zapisać dzieci do przedszkoli miejskich. A koszty tego, zazwyczaj wyższe, musi ponosić gmina, która na swoim terenie uchwaliła niższe stawki dotacji - mówi Teresa Ogrodzińska.
Przepis ten został jednak 18 grudnia 2008 r. uznany przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodny z konstytucją. Trybunał orzekł, że prawo w tym zakresie musi zostać zmienione do końca 2009 roku.