Mimo że od dziesięciu lat działają OFE, ZUS prowadzi indywidualne konta ubezpieczonych, a od stycznia obowiązują emerytury pomostowe, rozpoczętej dziesięć lat temu reformie wciąż daleko do mety.
Nierozstrzygniętych jest wiele kwestii - np. sprawa KRUS, systemu służb mundurowych, sposobu przyznawania rent czy klęska tzw. III filara. Na horyzoncie gromadzą się też kolejne czarne chmury - np. specjalne emerytury dla nauczycieli, które spowodują lawinę kolejnych roszczeń.
1 stycznia, dokładnie w dziesiątą rocznicę wdrożenia nowego systemu emerytalnego, weszła w końcu w życie ustawa o emeryturach pomostowych. Udało się też, mniej lub bardziej szczęśliwie, rozstrzygnąć, jak będą wypłacane emerytury za środki gromadzone w II filarze. Działają OFE, ZUS informuje ubezpieczonych o stanie ich kont emerytalnych, policzył też większości ubezpieczonych kapitał początkowy.

Koniec historii

Ktoś może powiedzieć, za Francisem Fukuyamą, że to już koniec naszej reformatorskiej historii, a przed nami tylko drobiazgi. Niestety, w moim odczuciu, reformie - mimo że minęła już dekada - wciąż daleko do dokończenia. Co gorsza może się okazać, że w pewnym momencie rządzący zdecydują o odwrocie i wrócimy do punktu wyjścia, tj. systemu zupełnie nieodpornego ani na zmiany demograficzne, ani na arbitralne decyzje polityków.
Rzeczy, które należy jeszcze zrobić, można zaliczyć do trzech równie ważnych kategorii.
Najliczniejsza i zarazem najpilniejsza do przeprowadzenia jest ta, która zawiera zmiany o naturze systemowym. Te, które zostały zaniedbane, a bez których trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie - materializującego się właśnie w tym roku w postaci wypłat pierwszych świadczeń - nowego systemu.
Nie mniej ważne, a z kolei trudniejsze, jest ujednolicenie i uporządkowanie systemu. To tu rozegra się batalia o KRUS, emerytury mundurowe, górnicze czy wiek wydłużenia wieku emerytalnego kobiet.
Wciąż istnieje też konieczność edukacji. Bez wiary, weberowskiej legitymizacji systemu, przez samych ubezpieczonych wcześniej czy później ulegnie on rozpadowi. I to nie dlatego, że jest zły. Stanie się tak, bo gromadzone w OFE coraz większe pieniądze staną się w którymś momencie dla polityków pokusą nie do odparcia. Wydadzą je więc według przez siebie ustalonych reguł. Jeśli ludzie uwierzą, że system zapewnia im bezpieczeństwo na starość (teraz w to nie wierzą), do tego nie dopuszczą.

Pilne zmiany

To, co wymaga zmian od razu:
• zmiana sposobu ustalania wysokości rent z tytułu niezdolności do pracy - obecna sytuacja może doprowadzić do tego, że renta będzie wyższa od emerytury;
• niedopuszczenie do uchwalenia specjalnych, trwających do prawie 2030 roku specjalnych wcześniejszych emerytur dla nauczycieli. To rozwiązanie będzie kosztowne i niesprawiedliwe, bo specjalne świadczenia mają być adresowane wyłącznie do osób pracujących w szczególnie trudnych warunkach lub wykonujących prace o specjalnym charakterze, a nie do całych grup zawodowych. Uruchomi też falę roszczeń, klejonych grup zawodowych;
• wprowadzenie realnych mechanizmów konkurencji między OFE i umożliwienie im bardziej elastycznego inwestowania środków przyszłych emerytów. Fundusze nie konkurują w praktyce wysokościami opłat pobieranymi od klientów, stosują też zbliżoną politykę inwestycyjną, a ich klienci nie mogą różnicować portfela swoich oszczędności w zależności od tego, w jakim są wieku;
• wprowadzenie realnych zachęt do powrotu na rynek pracy młodych emerytów - obecnie wypłata świadczeń tym osobom kosztuje około 20 mld zł rocznie, a rządowy program 50+ nie jest praktycznie adresowany do tych osób;
• poprawa kondycji tzw. III filaru ubezpieczeń. Na indywidualnych kontach emerytalnych oszczędza niespełna 900 tys. osób, a zgromadzili na nich zaledwie 1,8 mld zł. Jeszcze gorzej jest z pracowniczymi programami emerytalnymi, których działa nieco ponad 1 tys. Konieczne jest wprowadzenie realnych (podatkowych czy kosztowych) zachęt do tego, aby zwłaszcza osoby średniozamożne i gorzej sytuowane zaczęły dodatkowo oszczędzać na emeryturę.

Roszczenia i deficyt

System emerytalny powinien też być w miarę możliwości ujednolicony i uporządkowany. Po to, aby odstępstwa nie powodowały marnotrawstwa i nie były powodem do roszczeń o przyznawanie kolejnych przywilejów.
Bez takich porządków nie zostanie też zlikwidowane istniejące zagrożenie dla finansów państwa. Już obecnie do systemów emerytalnych budżet dopłaca rocznie ponad 50 mld zł (33 mld zł do ZUS, prawie 16,5 mld zł do KRUS i 3,5 mld zł do systemu tzw. służb mundurowych). Pięcioletni deficyt w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w latach 2009-2013 w najlepszym scenariuszu wyniesie co najmniej 216 mld zł. W najgorszym - 333,6 mld zł.
Najważniejsze zmiany strukturalne to:
• zmiana systemu służb mundurowych - obecna sytuacja powoduje, że ze służb mundurowych, borykających się z kadrowymi problemami, odchodzą młodzi ludzie. Na przykład co trzeci wojskowy odchodzący na emeryturę w 2007 roku nie miał 40 lat. To marnotrawstwo zarówno zasobów kadrowych, jak i poniesionych przez budżet inwestycji z tytułu wyszkolenia i utrzymywania tych osób;
• odważna i głęboka reforma systemu ubezpieczeń społecznych rolników - obecna sytuacja jest absurdalna i głęboko niesprawiedliwa, bo podatnicy, niezależnie od wysokości swojego dochodu dopłacają (w 2009 roku 16,5 mld zł) do świadczeń wszystkich, zarówno bardzo bogatych, jak i bardzo biednych rolników ubezpieczonych w KRUS;
• włączenie odrębnego systemu emerytalnego górników do systemu powszechnego - jego istnienie jest i będzie powodem tego, że inne grupy zawodowe także domagały się szczególnego traktowania;
• wydłużenie wieku emerytalnego kobiet - nie ma żadnych racjonalnych czy medycznych przesłanek, aby kobiety odchodziły wcześniej na emeryturę. W większości krajów OECD wiek obu płci jest równy;
• ograniczenie przywilejów emerytalnych, które gwarantuje ustawa o emeryturach pomostowych - liczba osób, która ma z nich skorzystać (250 tys.), jest po części efektem targu politycznego niż rzeczywistych wskazań medycznych.

Odwrót od reformy

Brak działań w tych dwóch obszarach i brak edukacji publicznej uświadamiającej ubezpieczonym, że chodzi rzeczywiście o ich pieniądze i przyszłość, może doprowadzić do odwrotu od obecnego systemu.
To zagrożenie oceniam jako bardzo realne. Ludzie wciąż traktują system jako ciało obce, a istniejące odstępstwa jako powód nie tylko do jego odrzucania, ale także frustracji. Myślą, że skoro innym udało się coś wywalczyć, to jeśli oni nie mają żadnych przywilejów, to może są frajerami. To dlatego trzeba likwidować przywileje. Co więcej, może się okazać, że politycy dokonają tzw. skoku na kasę i nie będzie miał kto tych pieniędzy przed nimi obronić. A kilkaset miliardów złotych, którymi dowolnie dysponują politycy, to bomba z opóźnionym zapłonem.