Rząd Beaty Szydło jest krytykowany za wiele działań, w tym szczególnie za niszczenie praworządności, jednak program „Rodzina 500 plus” pozostaje nietykalny. Jego fundamentalnej roli nie kwestionują ani lewicowe SLD i Razem, ani centroprawicowe PO i PSL. Niemal każdy polityk zarzeka się, że pozostawi świadczenie, ewentualnie nawet rozszerzy ten program.
Dziennik Gazeta Prawna
Co pewien czas jedynie nieliczni celebryci obwieszczają, że 500 zł na dziecko doprowadzi do masowego pijaństwa i marnotrawstwa. Z tego typu pogardliwymi głosami nie ma sensu polemizować, trudno jednak zrozumieć, dlaczego wielu rozsądnych komentatorów i lewicowych polityków zrezygnowało z krytycznego namysłu nad głównym filarem polityki społecznej rządu.
Bo program PiS nie realizuje żadnego z obiecanych celów. Nie jest on też wcale przełomowy, a za te same albo mniejsze pieniądze można byłoby zrobić znacznie więcej dla poprawy jakości życia w Polsce.
Polska należy do krajów o najniższych wydatkach na politykę społeczną w UE. Wydatki na świadczenia społeczne w Danii czy we Francji przekraczają 30 proc. PKB, a średnia unijna wynosi prawie 29 proc. Polska przeznacza na nie ok. 19 proc. PKB. Abyśmy osiągnęli poziom średniej unijnej, musielibyśmy wydawać na politykę społeczną aż o 180 mld zł rocznie więcej niż obecnie. W tym kontekście trudno straszyć programem, który ma kosztować budżet „zaledwie” 24,5 mld zł. W Polsce polityka społeczna jest mało rozwinięta, więc potrzebne są na nią większe środki. Można jednak wątpić, czy akurat świadczenie 500+ powinno być jej głównym filarem.
Całościowa ocena programu nie zależy jedynie od bezpośrednich skutków jego wprowadzenia, ale też od tego, z jakich środków będzie on sfinansowany i czy jego wdrożenie będzie wiązać się z cięciami wydatków w innych obszarach. Program działa dopiero od roku, więc trudno o jednoznaczne oceny. Widać już jednak kierunek działań władzy. Wkrótce po wyborach rząd zlikwidował obowiązek szkolny dla sześciolatków, co pozwoli na oszczędności w szkolnictwie, a zarazem przyczyni się do ograniczenia opieki przedszkolnej dla cztero- i pięciolatków. Ta zmiana umocni też wykluczenie dzieci z biednych rodzin, gdyż opieka instytucjonalna od wczesnych lat jest jednym z kluczowych instrumentów ograniczenia nierówności. Inna ważna zmiana to obniżenie wieku emerytalnego do 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet, co będzie się wiązać z radykalną obniżką emerytur. W kampanii wyborczej PiS obiecywał też znaczące podwyżki w budżetówce – co najmniej o 500 zł. Dziś wiadomo, że mamy kolejne lata zamrożonych płac wielu tysięcy pracowników, spośród których ponad 60 proc. stanowią kobiety. Program 500+ ma więc być finansowany kosztem trzech istotnych obszarów: opieki przedszkolnej, świadczeń dla seniorów i podwyżek w budżetówce. Można wątpić, czy to „dobra zmiana”.
Ale też sam program pozostawia wiele do życzenia. Przede wszystkim większość osób wychowujących jedno dziecko nie otrzymuje żadnych środków. Trudno zrozumieć, dlaczego pierwsze dziecko ma być traktowane inaczej niż kolejne. Ponadto 800 zł to niskie kryterium dochodowe, które wynosi mniej niż minimum socjalne. W Polsce żyje ponad milion osób samotnie wychowujących dzieci, z czego większość stanowią kobiety opiekujące się jednym dzieckiem. Wystarczy, że ich dochody przekraczają 1600 zł miesięcznie i już nie mają one prawa do świadczenia. Kryterium dochodowe w obecnej wersji nie tylko jest niskie, ale też sztywne. Znajdując pracę lepiej płatną o 100 zł, rodzic może stracić całe świadczenie. Pod tym względem projekt zachęca do ukrywania części dochodów. Jeżeli rząd już chce zachować kryterium dochodowe, to powinien wprowadzić zasadę „złotówka za złotówkę”, czyli uzupełniać różnicę między kwotą zarobku przekraczającą wymagany dochód i świadczeniem. Wtedy samotna matka z jednym dzieckiem zarabiająca 1800 zł otrzymywałaby dodatkowe 300 zł miesięcznie. Obecnie nie otrzymuje nic.
Gdyby przyszła władza zlikwidowała 500+ i nie zaoferowała nic w zamian, byłby to na pewno krok wstecz. Jeżeli jednak program zostałby zastąpiony świadczeniem w wysokości 250 zł na każde dziecko i czterokrotnym zwiększeniem liczby miejsc w publicznych żłobkach oraz zapewnieniem pełnowartościowego posiłku w szkole dla wszystkich uczniów, byłaby to dobra zmiana
Jako największy sukces programu wskazuje się ograniczenie biedy. Kilka miesięcy temu Europejska Sieć Przeciwdziałania Ubóstwu przedstawiła raport, z którego wynikało, że świadczenie 500+ znacznie zmniejszy skrajne ubóstwo. Jednak nawet jeśli pominiemy szkodliwe działania rządu na innych obszarach polityki społecznej, trudno zgodzić się z tezą, że program rządowy jest wydajnym instrumentem walki z ubóstwem.
W 2015 r. poniżej minimum egzystencji żyło 6,6 proc. społeczeństwa, nieco ponad 2,5 mln osób. Twórcy raportu szacowali, że gdyby świadczenie 500+ wtedy obowiązywało, stopa ubóstwa zmniejszyłaby się o ok. 30 proc. – do 4,6 proc. Przewidywany spadek ubóstwa wśród dzieci zdaniem autorów wyniósłby co najmniej 70 proc. Gdyby jednak rząd chciał pomóc wyłącznie dzieciom żyjącym poniżej poziomu bezwzględnego ubóstwa, program miałby około 650 tys. adresatów (czyli ok. 17 proc. dzieci, którym przyznano świadczenie 500+). Wypłacanie ich opiekunom kwoty 500 zł miesięcznie kosztowałoby budżet co najmniej pięć razy mniej niż program rządowy.
Minimum egzystencji wynosi obecnie 440–555 zł na osobę w zależności od typu gospodarstwa domowego. Luka dochodowa wśród osób żyjących poniżej tej bariery, różnica między kwotą stanowiącą granicę ubóstwa a otrzymywanym dochodem wynosi ok. 20 proc. Jeżeli uśrednimy wysokość minimum egzystencji do 500 zł, okaże się, że średnio osobie żyjącej poniżej tej granicy brakuje 100 zł miesięcznie, aby ją przekroczyć. Najtańszym programem ograniczania bezwzględnego ubóstwa w Polsce byłoby wprowadzenie minimalnego dochodu gwarantowanego, to znaczy uzupełniania przez państwo dochodów wszystkich mieszkańców kraju do granicy ubóstwa – koszt takiego programu wyniósłby zaledwie 3 mld zł, czyli ponad 8 razy mniej niż 500+. Dochody i wydatki osób biednych nie są jednak stabilne, więc trudno sobie wyobrazić, aby rząd dokładnie określił lukę dochodową dla każdej jednostki. Gdyby jednak wszystkie osoby żyjące poniżej minimum egzystencji otrzymywały co miesiąc 250 zł, poziom ubóstwa bezwzględnego radykalnie by się zmniejszył. Koszt takiego programu wyniósłby 7,5 mld zł, czyli ponad trzy razy mniej niż wydatki w ramach świadczenia 500+. Jednocześnie byłby on znacznie skuteczniejszy od rządowego w zwalczaniu ubóstwa, gdyż ten ostatni nie uwzględnia setek tysięcy zagrożonych ubóstwem rencistów czy bezrobotnych. Zresztą nawet gdyby każda z osób żyjących poniżej minimum egzystencji otrzymywała 500 zł miesięcznie, koszty byłyby o blisko 10 mld rocznie niższe niż wydatki na program „Rodzina 500 plus”.
Część komentatorów przywołuje argument, iż 500+ poprawi sytuację niskoopłacanych pracowników. Trudno jednak wywnioskować, na jakich podstawach jest formułowany ten wniosek. Przykładowo w Niemczech wprowadzeniu podobnego rodzaju świadczenia towarzyszył spadek zatrudnienia pełnoetatowego kobiet oraz wzrost pracy czasowej i niepełnoetatowej. Podniesienie świadczeń rodzinnych bez innych instrumentów polityki społecznej może nawet obniżyć oczekiwania płacowe. W niektórych przypadkach osoby mające jedno dziecko mogą wręcz naciskać na obniżkę wynagrodzenia, aby otrzymać świadczenie 500+. Zresztą dane NBP pokazują, że wprowadzenie programu doprowadziło do spadku oczekiwań płacowych osób bezrobotnych. Domaganie się wyższych płac nie jest skorelowane z wysokością świadczeń, a raczej z siłą związków zawodowych czy rolą układów zbiorowych.
Nie należy też lekceważyć wskazywanego przez niektórych ekspertów niebezpieczeństwa dezaktywizacji zawodowej części osób, w tym szczególnie kobiet. Już teraz o ok. 15 pkt proc. więcej mężczyzn niż kobiet jest aktywnych zawodowo, a rozwiązania wdrażane przez obecny rząd mogą jeszcze zwiększyć tę różnicę. Trudno na razie o jednoznaczne dane, ale nawet minister pracy Elżbieta Rafalska przyznała, że w wyniku wprowadzenia świadczenia 500+ z pracy zrezygnowało już ok. 30 tys. kobiet, a to dopiero początek funkcjonowania programu. Skoro rząd nie prowadzi całościowej polityki społecznej, a oferuje 1,5 tys. lub 2 tys. zł netto przy wychowywaniu czwórki dzieci, to rezygnacja z pracy jest kwestią kalkulacji. W Polsce kobiety mają statystycznie niższe pensje niż mężczyźni. Jeżeli matka zarabia 1,5–2,5 tys. netto, a ojciec 3 tys. zł, to prawdopodobnie matka zrezygnuje z pracy. Nawet jeśli płace będą szybciej rosnąć, to kobietom, które stały się bierne zawodowo na kilka lat, trudno będzie powrócić na rynek pracy. Ponadto czekają je niskie emerytury, czego obrońcy programu rządowego również nie uwzględniają.
Można mieć też wątpliwości, czy świadczenie 500+ doprowadzi do wzrostu dzietności. Z badań przeprowadzonych w innych krajach wynika, że świadczenia pieniężne mają na nią nikły wpływ. Ważniejsza jest stabilna praca obydwojga rodziców, łatwo dostępna opieka żłobkowa i przedszkolna oraz partnerski podział obowiązków domowych. Nic nie wskazuje zresztą na istotne zwiększenie dzietności po wprowadzeniu programu. W 2016 r. wzrosła liczba nowo narodzonych dzieci z 369 do 382 tys., ale za przyczynę wzrostu można uznać rodzenie dzieci przez pokolenie wyżu demograficznego początku lat 80. Nie chodzi przecież tylko o liczbę dzieci, ale też o liczbę kobiet w wieku rozrodczym. Jeśli mielibyśmy porównywać liczbę nowo narodzonych dzieci, to wciąż sporo brakuje do wskaźników z lat 2008–2010 (413–418 tys.), nie mówiąc już o latach 80. (średnio ponad 600 tys.).
Jeżeli rząd chciałby stworzyć zintegrowany system polityki rodzinnej, powinien podwyższyć podatki i przedstawić całe spektrum działań na rzecz poprawy jakości życia Polaków i Polek – tych z dziećmi i bez nich. Tymczasem premier obiecuje, że obniży obciążenia fiskalne. Jeżeli podatki nie mają wzrosnąć, stajemy przed wyborem, jakie wydatki są najbardziej pilne. Czy na pewno selektywne świadczenie pieniężne dla części dzieci? Można wątpić. Aby polepszyć jakość życia społeczeństwa, ułatwić łączenie obowiązków zawodowych i rodzinnych, poprawić sytuację na rynku pracy, zwiększyć dzietność, priorytetem powinny być: zapewnienie powszechnego dostępu do opieki żłobkowej i przedszkolnej, zagwarantowanie pełnowartościowych posiłków w szkołach, zwiększenie etatowego zatrudnienia kobiet, poprawa dostępności mieszkań. Innym kluczowym i zaniedbanym obszarem jest opieka senioralna. Poprawa jakości zdrowia starszych ludzi, podniesienie rent i emerytur, zapewnienie godnych warunków życia dla osób niepełnosprawnych to koszty co najmniej równe wydatkom świadczenia 500+.
Gdyby przyszła władza zlikwidowała program 500+ i nie zaoferowała nic w zamian, byłby to na pewno krok wstecz. Jeżeli jednak program zostałby zastąpiony świadczeniem w wysokości 250 zł na każde dziecko i czterokrotnym zwiększeniem liczby miejsc w publicznych żłobkach oraz zapewnieniem pełnowartościowego posiłku w szkole dla wszystkich uczniów, byłaby to dobra zmiana. Dobrą zmianą byłoby też przeznaczenie części środków z programu na radykalny wzrost rent i emerytur oraz na rozwój opieki instytucjonalnej nad osobami niepełnosprawnymi. Nie bójmy się krytycznie myśleć i nie uzależniajmy wszystkiego od słupków sondażowych, a raczej uczciwie poszukujmy rozwiązań, które będą korzystne dla całego społeczeństwa.