Samo łączenie KRUS z ZUS nic nie zmieni, bo obciążenia składkowe pozostaną na tym samym poziomie - mówi Marek Sawicki, minister rolnictwa i rozwoju wsi.

Zakończyło się Euro 2012, a wraz z nim telewizyjne spoty reklamujące unijny program PROW. Dlaczego akurat w trakcie mistrzostw występował pan w tym spocie?

W trakcie pierwszego spotkania 16 września 2011 r. Komisja Europejska zaapelowała do ministrów rolnictwa o ich bezpośredni udział w spotach i materiałach informacyjnych, gdyż to podnosi wiarygodność przekazywanych opinii publicznej komunikatów. W tej chwili jesteśmy na półmetku realizacji Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich 2007 – 2013. To ważny moment do mobilizacji, abyśmy wykorzystali wszystkie przyznane nam unijne środki.

A może pan wskazać, jaki minister rolnictwa innego kraju również reklamuje osiągnięcia UE w telewizji czy radiu?

Apel Komisji Europejskiej został przekazany wszystkim ministrom. Nie mam informacji na temat kampanii realizowanych w innych krajach UE. Wykonuję swoje zadania.

Ale jednak przeprosił pan za udział w tym spocie?

Przeprosiłem za ten czas antenowy. To nie był najlepszy wybór, w trakcie Euro 2012.

Czy nie lepiej było poprosić o udział w spocie jednego z rolników, który dzięki temu programowi osiągnął konkretne efekty?

Na pewno jest to dobre rozwiązanie. Korzystaliśmy już z niego wielokrotnie. Nie wiem jednak, dlaczego uważa pan, że nie mogę pochwalić się osiągnięciami resortu, który monitoruje ten program.

A zdradzi nam pan, ile kosztowała emisja tej reklamy?

Koszty wcale nie były zbyt duże. Na ten cel wydaliśmy niecałe 500 tys. zł. Ten czas antenowy był ogólnie dostępny.

Nie obawia się pan dymisji z tego powodu?

Premier w każdej chwili może mnie odwołać. Na razie nie rozmawialiśmy na ten temat.

A UE nie będzie żądała zwrotu pieniędzy za ten spot?

Nie. Jeszcze raz podkreślam – wszystko było zrealizowane zgodnie z prawem.

W całej tej akcji reklamowej brała udział Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR). Do redakcji dochodzą sygnały od jej pracowników, np. inspektorów terenowych, którzy poczuli się oszukani, bo za tzw. dodatkowy punkt mieli otrzymywać 150 zł, a pod koniec roku zmieniono te zasady i zmniejszono kwotę. Czy nie powinien się pan tym zainteresować?

Nie znam szczegółów systemu wynagradzania ARiMR. Minister ich nie ustala. Ale ani pracownicy ARiMR, ani resortu nie powinni narzekać, bo zarabiają dobrze.

Pracownicy są innego zdania.

Mają prawo do subiektywnych ocen.

Od dłuższego czasu dochodzą sygnały, że ARiMR niewłaściwe funkcjonuje i możliwa jest zmiana na stanowisku prezesa agencji. Czy to prawda?

Na temat jakości pracy świadczonej przez obecnego prezesa mogę rozmawiać z prezesem, nie z mediami. A plotkami się nie zajmuję.

A czy wykonał pan zalecenia premiera, aby zredukować zatrudnienie w resorcie do stanu z 2007 roku?

Jeszcze nie, ale cały czas zmierzamy w tym kierunku. Trzeba pamiętać, że w ostatnich latach ministerstwo przejęło duży dział rybołówstwa oraz nałożone zostały na resort nowe zadania związane z realizacją kolejnych programów unijnych. Zlikwidowaliśmy też gospodarstwo pomocnicze, a co za tym idzie przejęliśmy część jego pracowników.

Nie musiał pan ich przejmować. Można skorzystać z usług zewnętrznych firm.

Korzystanie z outsourcingu nie zawsze jest rozwiązaniem najlepszym i najtańszym. Nie można zapominać o ludziach. W wielu przypadkach wolę dać pracę tym, którzy znają resort i pracowali wcześniej w gospodarstwie pomocniczym, niż korzystać z zewnętrznych firm. Nie wydaje mi się, aby w tym było coś niewłaściwego czy niegospodarnego.

Komitet Stały Rady Ministrów zobowiązał szefa służby cywilnej, szefa kancelarii i ministra finansów do uelastycznienia sytemu wynagradzania urzędników. Zmiany polegałyby m.in. na rezygnacji z niektórych dodatków stałych, które nie są motywujące. Pieniądze, które pozostałyby, trafiałyby na podwyżki i nagrody dla najlepszych urzędników. Co pan sądzi o tych rozwiązaniach?

Pomysł wydaje się bardzo sensowy. Tym bardziej że nie ma żadnego uzasadnienia dla wynagradzania wszystkich po równo i przyznawania im dodatków, które nie mają charakteru motywującego. Jestem za tym, aby wprowadzać system premiowy i wynagradzać za rzeczywiste efekty pracy, a nie tylko za przychodzenie do niej.

Wśród rozwiązań przewidziana jest też rekompensata pieniężna za pracę po godzinach.

W moim resorcie urzędnicy mają się wywiązać ze swoich zadań w godzinach pracy, czyli od 8.15 do 16.15. Nadgodziny występują tylko w incydentalnych przypadkach i można odebrać czas wolny za nie zgodnie z regulaminem.



Czy mam rozumieć, że pracy w urzędzie jest na osiem godzin?

Tak. W dobrze zorganizowanym urzędzie tak być powinno.

Z tego co mi wiadomo, tak radykalne poglądy ma pan również wobec emerytów, którzy chcą pracować w administracji. W czasach, kiedy podwyższamy wiek emerytalny, może warto pozwolić im na dłuższą pracę. A pan jeśli zwalnia, to zaczyna właśnie od nich. Czy to właściwa droga?

Stawiam na młodych. Tym bardziej, że rynek pracy w Polsce jest zbyt wąski, a bezrobotnych zbyt dużo. Pracownik, który osiągnął wiek emerytalny, może otrzymać świadczenie emerytalne. Młody człowiek – nie.

Ekonomiści uważają, że emeryci nie zabierają pracy młodym osobom. To jest mit.

To jest zdanie ekonomistów. Ja uważam, że w pierwszej kolejności trzeba tworzyć miejsca pracy młodym osobom.

Czyli absolwenci szkół wyższych, którzy kończą właśnie studia, mogą szturmować resort rolnictwa i nie są bez szans?

Tak, zapraszam do składania aplikacji na ogłoszenia o wolnych etatach.

Pański resort plasuje się na trzecim miejscu pod względem urzędów ministerialnych, które najwięcej wydają na delegacje. Na same bilety lotnicze wydał pan w ubiegłym roku 2,6 mln zł. Czy to nie rozrzutność?

Nie. Jest wiele powodów, dla których urzędnicy muszą uczestniczyć w wyjazdach służbowych. Pierwszy to prace nad przyszłością wspólnej polityki rolnej, która jest główną polityką UE. Spotkania i dyskusje w tym zakresie odbywają się bardzo często. Biorę w nich aktywny udział, a wiele inicjuję osobiście. Przykładem mogą być działania podejmowane przez resort w ubiegłym roku, podczas polskiej prezydencji. Cztery lata temu uznaliśmy, że jednym z priorytetowych działań resortu będzie promocja polskiej żywności nie tylko na rynku krajowym, lecz także zagranicznym. Dlatego zarówno ja osobiście, jak i urzędnicy resortu wspierają działalność promocyjną na ważnych targach i wystawach. Te wydatki nie są małe, ale pamiętajmy, że w tym czasie udało się nam zwiększyć wartość polskiego eksportu o ponad 40 proc. W 2011 roku sprzedaliśmy produkty za kwotę ponad 60 mld zł. Widać wyraźnie, że zaczynamy zbierać efekty wysiłku związanego z promocją. Jeśli więc komuś się wydaje, że można zrobić reklamę za darmo, to jest w dużym błędzie.

A po kraju lata pan samolotem?

Bardzo rzadko, jedynie w szczególnych przypadkach.

Urząd wydał też w ubiegłym roku ponad 3,5 mln zł na umowy-zlecenia z osobami fizycznymi. Z czego to wynika?

Niejednokrotnie potrzebna jest nam wiedza specjalistyczna, aby się podeprzeć ekspertyzami zewnętrznymi. Dla mnie ważne są przede wszystkim efekty pracy, a nie to kto ją wykonuje.

Pański resort również nie stronił od zakupu nowych samochodów w ostatnich czterech latach. A na przykład resort gospodarki w tym czasie nie zakupił żadnego. Czy w czasach kryzysu nie warto na tym zaoszczędzić?

Jeśli to konieczne, to wymieniamy tabor. W resorcie nie ma luksusowych limuzyn. Są volkswageny albo skody.

Podkreśla pan często, że sytuacja ekonomiczna wsi jest coraz lepsza. Czy rolnicy mogą jeszcze liczyć np. na renty strukturalne?

W Komisji Europejskiej nie ma woli do kontynuowania tego programu po 2013 roku. Ci, którzy otrzymali decyzje, będą wciąż korzystali z rent przez cały okres 10 lat.

A czy pan opowiada się za wprowadzeniem podatku dochodowego dla rolników?

Na rozsądnych zasadach. Nie może się on opierać tylko na dodatkowych obciążeniach dla rolników, bo tam wolnych pieniędzy nie ma. To powinien być efekt rachunku ekonomicznego i stymulacji gospodarczej.

Mówił pan DGP, że o zmianach w KRUS czy też połączeniu z ZUS można mówić po zreformowaniu systemu emerytalnego rolników. Jak ten system miałby wyglądać?

Proszę nie wyprzedzać tego tematu. Samo łącznie KRUS z ZUS nic nie zmieni, bo obciążenia składkowe pozostaną na tym samym poziomie.

Na koniec pytanie, które nurtuje niejednego konsumenta – dlaczego obecnie kilogram truskawek czy czereśni jest często nawet trzykrotnie droższy od pomarańczy? Czy koszty związane z zatrudnieniem przez rolników pracowników sezonowych są tak duże?

Nie tylko. Polscy plantatorzy truskawek i czereśni nie otrzymują dopłat unijnych. Z kolei np. Hiszpania korzysta z dopłat do pomarańczy uprawianych w krajach zamorskich. Stąd taka dysproporcja i nierówna konkurencja. Dlatego domagam się rzeczywistej, głębokiej reformy WPR po 2013 roku.