Rząd wystraszył się lawiny odejść i obiecał żołnierzom średnio po 300 zł podwyżki. To jednak zbyt mało, aby zatrzymać najlepszych.
Rozmowa z płk Stanisławem Rumanem – szefem Zespołu do spraw Profesjonalizacji Sił Zbrojnych
W tym roku z armii odejdzie 7 tys. żołnierzy. Zdecydowana większość na własną prośbę. Dlaczego zdecydował się pan do nich dołączyć?
Muszę odejść z armii, bo przepisy tak nakazują. Żołnierz, który kończy 60 lat, a ja ten warunek spełnię już w kwietniu, żegna się z wojskiem. Tylko nieliczne stanowiska, jak np. generałowie powoływani na stanowiska przez prezydenta mogą służyć w armii dłużej.
Ale ta lawina odejść nie wynika głownie z osiągnięcia odpowiedniego wieku?
Nie. Żołnierze odchodzą, bo wciąż nie wiedzą jak będzie wyglądał nowy system emerytur mundurowych. Nieufnie patrzą na zapowiedzi strony rządowej w tej sprawie. Tym bardziej że tak naprawdę nikt z nami nie konsultuje tych zmian. Tyle co dowiemy się z mediów. Wprawdzie zmiany mają nie obejmować tych żołnierzy, którzy już służą, ale mogą zmienić się np. zasady przeliczania, które będą mniej korzystne.
Czy to jedyny powód?
Nie. Wojskowi mają też dość przenoszenia ich z miejsca na miejsce. Tym bardziej, że likwiduje się garnizony czy dzieli się jednostki. To nie sprzyja stabilności służby wojskowej. Żołnierze mają rodziny i trudno jest im tak żyć. Dlatego niektórzy po 15 latach służby odchodzą na minimalną emeryturę i szukają pracy na rynku cywilnym. Wśród nich jest wielu fachowców przydatnych armii.
A wie pan już, ile otrzyma emerytury?
Nie zastanawiałem się nad tym, ale patrząc na obowiązujące przepisy to 75 proc. uposażenia na ostatnio zajmowanym przeze mnie stanowisku służbowym.
Sporo, bo to ponad 5 tys. zł.
Proszę nie zapominać, że w armii służę prawie 41 lat.
Może w kolejnym roku już nie będzie takich odejść, bo część żołnierzy otrzyma obiecane przez premiera podwyżki?
Nie sądzę. Te podwyżki to kolejny gest rządu. Moim zdaniem premier mógł się przestraszyć lawiny odejść i w tej sposób chce zatrzymać żołnierzy i funkcjonariuszy.
I uda mu się to?
O ile pamiętam, to ostatni wzrost uposażeń był na początku 2009 r. W tym czasie nie rosły one nawet o wskaźnik inflacji. Trudno więc mówić, że 300 zł zadowala żołnierzy. Jeśli armia chce zatrzymać najlepszych to musi o nich dbać bez przerwy. Uposażenia powinny również co roku automatycznie wzrastać co najmniej o wskaźnik inflacji.
Na pewno na emerytury nie doczekają się żołnierze kontraktowi, którzy mogą służyć maksymalnie 12 lat. A szanse na przejście do korpusu podoficerów i oficerów mają niewielkie.
Część żołnierzy odchodzi, ale w ich miejsce awansują inni. Jeśli kontraktowi będą się wykazywać wysokimi predyspozycjami wojskowymi i fachowymi, to dowódca jednostki na pewno to dostrzeże i znajdzie dla nich etat w służbie stałej. Pamiętać trzeba również o tym, że jeżeli ktoś nie do końca sprawdził się w wojsku, to im młodszy odejdzie ze służby, tym większe będzie miał szanse na pracę w cywilu.
A czy obecnie żołnierze kontraktowi się nie starają?
Podam przykład. Dowódca wojsk lądowych nakazał zorganizować eksternistyczny egzamin dla żołnierzy kontraktowych, którzy chcieli zostać podoficerami i mieliby szansę przejść do służby stałej. Okazało się, że na 300 tylko sześciu z nich go zdało. Kolejny przykład. W ostatnich dniach z wojska odeszło dwóch podoficerów żołnierzy nadterminowej zasadniczej służby, którzy w ciągu siedmiu lat nie uzupełnili wykształcenia. Od 2004 roku wymagane było od nich wykształcenie średnie. Jak to wytłumaczyć?
Za całkowitą klapę można też uznać brak chętnych do Narodowych Sił Rezerwowych (NSR).
Niekoniecznie. W armii od początku przyjęto nierealne terminy pełnego skompletowania NSR, tym bardziej że pierwszy nabór ochotników opóźnił się w stosunku do pierwotnych planów o pół roku. W innych krajach NATO służby takie tworzone przez kilka lat. Zakładam, że do końca przyszłego roku uda się wojsku pozyskać 20 tys. ochotników.
Jeśli nie mamy 20 tys. żołnierzy NSR, to warto zastanowić się nad ćwiczeniem pozostałych żołnierzy rezerwy?
Przepisy pozwalają nam na ich ściągnięcie do jednostek na kilkudniowe ćwiczenia, ale w armii na razie nie ma na to pieniędzy. W dodatku wcześniej musiałaby się na to zgodzić Rada Ministrów.
Żołnierze, którzy zdejmują mundur często jako cywile zasiadają, w armii za biurkiem. Czy Pan też ma takie plany?
Na pewno nie zamierzam rezygnować z pracy dla wojska. Mam kilka pomysłów na dalszą aktywność zawodową.