Ustawa o racjonalizacji w zatrudnieniu powinna obejmować całą administrację publiczną, w tym samorządy. Wtedy łatwiej byłoby obronić sens jej powstania przed Trybunałem Konstytucyjnym
Rozmowa z Markiem Kucińskim, dyrektorem generalnym Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W administracji pracuje 20 lat
Trybunał Konstytucyjny odroczył do czerwca wyrok w sprawie zgodności przepisów dotyczących racjonalizacji zatrudnienia w urzędach. Sędziowie wskazywali m.in., że w ustawie nie ma kryteriów zwolnień. Czy dyrektorzy generalni będą potrafili bez nich skutecznie przeprowadzić redukcję?
Z jednej strony kryteria zwolnień wskazane bezpośrednio w ustawie byłyby jasne, oczywiste i zrozumiałe dla wszystkich. Z drugiej nie uwzględniałyby specyfiki pracy poszczególnych urzędów. W efekcie wprowadzenie kryteriów zwolnień do ustawy całkowicie usztywniłoby ten proces. Skoro jednak ustawodawca ich nie przewidział, szefowie poszczególnych urzędów muszą je sami opracować. Nie może to jednak być kryterium wieku czy stażu. O zwolnieniu powinna decydować niska jakość pracy.
Ale o zasadności zwolnienia ostatecznie może zdecydować sąd. Czym ma się w takim razie kierować?
Sąd powinien badać zgodność przeprowadzonego procesu racjonalizacji z przepisami ustawy i ustanowionymi przez dyrektorów generalnych kryteriami.
Wszystko wskazuje na to, że Trybunał Konstytucyjny uzna za niezgodne z ustawą zasadniczą objęcie redukcją urzędników mianowanych. Czy ustawa powinna wyłączyć tę grupę ze zwolnień?
Uważam, że tak. Przecież z takiego wyłączenia korzysta inna liczna grupa. Są to m.in. osoby w wieku przedemerytalnym. Ustawa o racjonalizacji miała na celu ułatwić urzędom restrukturyzację zatrudnienia m.in. przez zwalnianie w uproszczonym trybie.
Czy to oznacza, że ustawa powinna dopuszczać zwolnienie każdego w takiej uproszczonej procedurze?
Jeżeli miałaby dotyczyć wszystkich, to tak. Przewiduje jednak wiele wyjątków. Na podstawie ustawy nie mogą być zwolnieni np. działacze związkowi, społeczni inspektorzy pracy czy osoby podlegające ochronie przedemerytalnej.
Czego jeszcze brakuje w tej ustawie?
Objęcia redukcją całej administracji publicznej, w tym samorządów, kancelarii Sejmu czy Senatu. Administracje trzeba traktować jako całość – bez wyjątków. Wtedy łatwiej można byłoby obronić przed sędziami trybunału zasadność i celowości uchwalenia ustawy.
Czy do redukcji zatrudnienia w samej administracji rządowej konieczna była ustawa?
Ustawodawca, znosząc przed dwoma laty limit zatrudnienia w korpusie służby cywilnej, doszedł do wniosku, że nie ma znaczenia, ile osób wykonuje określone zadania. O tym decyduje dyrektor generalny, kierując się funduszem płac. A więc od niego zależy, czy stworzy dodatkowe etaty, czy też przeznaczy więcej pieniędzy na podwyżki. Dlatego najlepszym rozwiązaniem byłoby przeprowadzenie audytu, który pokazałby, ilu rzeczywiście pracowników jest potrzebnych do wykonywania określonych zadań.
Czy dyrektorzy generalni nie mają narzędzi do skutecznego redukowania zatrudnienia?
Jeśli np. ustawa o racjonalizacji zatrudnienia będzie uznana przez sędziów trybunału za niezgodną z konstytucją, to przy redukcji skorzystamy z ogólnych przepisów. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie jest tak łatwo zwolnić urzędnika. Na przykład znany jest przypadek, gdy zwolniony dyscyplinarnie pracownik kuratorium oświaty za nadużywanie alkoholu został przywrócony do pracy, bo sąd uznał, że nie można rozwiązać stosunku pracy, jeśli nie zostanie wcześniej przeprowadzone postępowanie dyscyplinarne.
A ocena okresowa, którą przechodzą cyklicznie wszyscy pracownicy urzędów?
Na jej wyniki nie mają wpływu dyrektorzy generalni. Pracownicy są oceniani przez bezpośrednich przełożonych. A ci często nie przyznają negatywnych ocen swoim podwładnym, bo to już wymaga odpowiedniego uzasadnienia na piśmie.
Czy w pańskim urzędzie jest przerost zatrudnienia?
Poproszę o kolejne pytanie.
Czy dostrzega pan zagrożenie, że z urzędów mogą odchodzić specjaliści?
Brak podwyżek i stabilizacji sprzyja takim sytuacjom. Administracja nigdy nie będzie w stanie konkurować z rynkiem prywatnym, ale zbyt duże dysproporcje płacowe mogą przyczynić się do tego, że z urzędów będą odchodzić najlepsi. Wtedy sama miłość do administracji i waga zadań publicznych mogą nie wystarczyć. Dlatego trzeba zadbać o to, aby najlepsi pracownicy byli przyzwoicie wynagradzani. Staramy się iść w tym kierunku, także w nagradzaniu za wykonywanie zadań.