WOJCIECH LUBAWSKI - Nie ma gwarancji, że szpital przekształcony w spółkę nie będzie się zadłużać w przyszłości. Sama zmiana formy prawnej to za mało, aby szpital nie przynosił strat.
Ile z zakładów opieki zdrowotnej na terenie Kielc działa w formie spółek?
Od 2003 roku samorząd miasta Kielce w spółki przekształcił cztery samodzielne publiczne zakłady opieki zdrowotnej (SPZOZ). W wyniku przeprowadzonego procesu ich restukturyzacji powstały niepubliczne ZOZ utworzone przez spółki pracownicze. Dotyczy to również szpitala miejskiego, którego jedynym udziałowcem jest miasto Kielce.
Kielce jako jeden z pierwszych samorządów skorzystał z tzw. planu B? Jak pan ocenia działanie tego programu?
Tak naprawdę cały ciężar finansowy przekształceń placówek ochrony zdrowia ponieśliśmy sami. Łącznie wydaliśmy na uregulowanie ich długów 30 mln zł. Ponieważ rządowy plan B pozwala na uregulowanie tylko wybranych długów, chodzi o zobowiązania publicznoprawne, to w efekcie samorząd dostał z rządowej pomocy 2,7 mln zł. Była to rekompensata za spłatę właśnie zobowiązań publicznoprawnych, czyli np. ZUS. Więcej dostać nie mogliśmy, bo w szpitalu miejskim dominowały zobowiązania cywilnoprawne, czyli wobec kontrahentów. Ich spłaty nie przewiduje rządowy plan B. Łącznie wynosiły one ponad 15 mln zł. Dlatego z niecierpliwością czekamy na zapowiadaną przez rząd zmianę zasad udzielania wsparcia samorządom przekształcającym placówki medyczne, który umożliwi nam ubieganie się o dotację również na spłatę tych długów.
Na jakie cele miasto przeznaczyło pieniądze uzyskane z rządowego wsparcia?
Dotacja celowa została przeznaczona na spłatę przejętych przez miasto Kielce po zakończeniu likwidacji szpitala zobowiązań publicznoprawnych. Uregulowaliśmy zaległe składki do ZUS. Na ten cel wydaliśmy 1,7 mln zł. Pozostała kwota posłużyła do spłaty kredytu zaciągniętego przez ZOZ na składkę ZUS.
Co stanowiło dla państwa największy problem związany z przystąpieniem do planu B?
W zasadzie nie mieliśmy większych problemów ze spełnieniem jego wymogów, ponieważ nie czekając na rozwiązania rządowe, wcześniej podjęliśmy się przekształceń. Mieliśmy zakończony proces likwidacji publicznego szpitala.
Czy musieliście zmienić profil działania przekształconych placówek?
Szpital miejski był typowym czterooddziałowym szpitalem. Zmiana profilu placówki nie była potrzebna. W pełni wykorzystujemy możliwości placówki. Dzięki temu oddziały są wykorzystane, a tzw. obłożenie wynosi około 90 proc. Z roku na rok pacjentów przybywa. Na oddziale ginekologiczno-położniczym notujemy największą liczbę porodów w województwie świętokrzyskim.
Jaką macie państwo gwarancję, że przekształcone placówki nie będą zadłużać się w przyszłości?
Takiej gwarancji nie ma się nigdy. Jednak można starać się minimalizować takie zagrożenie. Najważniejszy jest okres restrukturyzacji placówki, czyli czas przed utworzeniem spółki. Działanie przekształconego szpitala musi się od początku bilansować. Wiele zależy od determinacji jego zarządu i samych pracowników. Niezbędna jest ciągła analiza kosztów wydatków, a także skuteczne negocjacje z usługodawcami.
Ale najważniejszy jest i tak kontrakt z NFZ i pieniądze, jakie z niego dostaje placówka?
To prawda. Do 2008 roku szpital miał podpisany kontrakt z funduszem na zadowalających zasadach. Ponadto, niezależnie od niego, NFZ płacił również za tzw. nadwykonania. Fundusz pokrywał około 90 proc. kosztów świadczeń wykonanych w placówce ponad limit określony w kontrakcie. Dzięki tym środkom przez trzy lata placówka uzyskiwała bardzo dobry wynik finansowy. Od ubiegłego roku NFZ nie płaci jednak za nadwykonania i szpital był zmuszony wystąpić na drogę sądową. W przypadku obniżenia kontraktu lub niepłacenia za procedury ratujące życie w przyszłości może dojść do sytuacji, kiedy placówka dobrze funkcjonująca, zacznie się zadłużać. Dlatego konieczna jest głęboka reforma systemu lecznictwa.