Rozmawiamy z URSZULĄ SZTANDERSKĄ z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego - W Polsce jest za mało dokładnych analiz potrzeb rynku pracy w poszczególnych regionach. A wiedza na ten temat ułatwiłaby powroty Polaków z zagranicy i zwalczanie długotrwałego bezrobocia.
● Jak zmienił się rynek pracy po naszym wejściu do UE?
– Nie spowodowało ono właściwie powstania nowych zjawisk na rynku pracy, ale nasiliło pewne procesy, które już wcześniej zapoczątkowała transformacja. Ostatnie pięć lat było bardzo korzystne dla zatrudnienia. Początkowo przygotowywania akcesyjne wywoływały perturbacje – firmy musiały się przystosować do nowych wymogów, np. te z branży spożywczej. Ale ich inwestycje w modernizacje spowodowały, że zyskały też dostęp do unijnych rynków, na których dość dobrze sobie radzą.
● Czy to spowodowało wzrost zatrudnienia?
– Korzystnie wpłynęło na dynamikę zatrudnienia i na zmniejszenie stopy bezrobocia. W 2002–2003 roku sięgała 20 proc., a teraz mimo kryzysu niewiele przekracza 10 proc. Zwiększyła się też bardzo liczba pracujących, mimo że coraz mniej osób pracuje w indywidualnym rolnictwie.
● Mimo dodatkowych pieniędzy dla rolników?
– Początkowo wydawało się, że rzeczywiście akcesja zahamuje ten proces, bo będą dopłaty dla rolników. Tymczasem wspomogły one głównie rodziny chłopskie ze starszego pokolenia. Młodzi, którzy zdobywają wykształcenie, wybierają zajęcia pozarolnicze. Widać też przyspieszenie rozwoju usług. W tym czasie wyraźnie rósł też nasz PKB, m.in. dlatego, że pracowało coraz więcej osób. Rozwinęły się też agencje pracy tymczasowej. Dzięki temu rynek pracy jest elastyczniejszy, ale pracownicy zatrudnieni w taki sposób są narażeni w większym stopniu na ryzyko utraty pracy.
● A jak członkostwo w UE wpłynęło na zamożność konkretnych grup społecznych?
– Zyskali oczywiście rolnicy, głównie ci, którzy mają małe gospodarstwa rolne położone na terenach, na których uprawa nie daje przyzwoitych dochodów. Zaczęła też powstawać nowa klasa wielkich gospodarstw rolnych, które stanowią może niewielki ułamek ogółu, ale m.in. ze względu na wysokość dopłat pozwalają na uzyskiwanie dużych dochodów.
● Co zyskały osoby szukające pracy poza Polską?
– Przed wejściem do UE migracja zarobkowa też istniała, tyle tylko, że częściej była skierowana na rynek niemiecki i lokowała się w szarej strefie. Po 2004 roku wyjazdy zarobkowe zostały w kilku krajach zalegalizowane i zmienił się ich kierunek. Stało się tak także ze względu na język, stosunkowo dobrą sytuację na tamtejszych rynkach pracy i dużą różnicę w wysokości płac. Nasi emigranci docenili Wielką Brytanię i Irlandię. Ale docierali też do innych krajów – dopiero teraz Belgia legalizuje dla nas rynek, ale już od wielu lat rynek budowlany, usług opiekunek czy firm sprzątających jest opanowany przez Polaków.
● A więc twierdzenie, że bezrobocie spadło, bo Polacy wyjechali do pracy za granicę, jest mitem?
– Myślę, że tak. Emigranci nie są typowymi osobami z grupy bezrobotnych, to ludzie bardziej rzutcy, skłonni do podejmowania ryzyka, ponadprzeciętnie wykształceni. Najważniejszy wpływ na spadek bezrobocia miało ożywienie gospodarcze w Polsce, które spowodowało wzrost zatrudnienia. Młodzi ludzie, którzy skończyli dobre, zawodowe szkoły i studia, mogli w części wyjechać. Ale przypominam, że dla nich pojawiły się w tym czasie również miejsca pracy w kraju. Przyrost miejsc pracy to ważny impuls spowodowany wejściem Polski na szerszy rynek europejski, zatem decydującej roli w spadku bezrobocia nie odegrała wcale emigracja za pracą, a wzrost możliwości zatrudnienia na miejscu. Ponadto bezrobocie skurczyło się głównie wśród krótkotrwale bezrobotnych, a nie w grupie długotrwale bezrobotnych. Przyczyny ich bezrobocia nie tkwią w tym, że nie ma miejsc pracy, ale że ci bezrobotni do nich nie pasują.
● Dlaczego?
– Są wśród nich osoby, które nie potrafią nabyć nowych kompetencji i kwalifikacji zawodowych, podczas kiedy stare się zdezaktualizowały. Są też takie, które mają problemy z przystosowaniem społecznym, z alkoholizmem, są też tacy, którzy zostali wyparci przez młodszych, sprawniejszych, z nowszymi kompetencjami. To trwałe bezrobocie może być przy pomocy Unii stopniowo zmniejszane.
● Czy dzięki płynącym do nas unijnym dotacjom?
– Tak. Pojawiły się fundusze strukturalne, które pozwalają tworzyć różne aktywne programy rynku pracy. Przed 2004 rokiem urzędy pracy borykały się z problemem braku pieniędzy niezbędnych, aby bezrobotnym zaproponować jakąś pomoc, teraz występuje raczej problem ze skompletowaniem odpowiedniej liczby bezrobotnych do danego programu aktywizującego. Nie wiadomo tylko, czy prowadzone programy, np. szkolenia, doprowadzają do długotrwałego zatrudnienia uczestników. Istnieje wprawdzie ewaluacja programów, lecz nie jest dostatecznie dokładna.
● Jakie działania trzeba podjąć, aby zachęcać Polaków do powrotów?
– Uważam, że powroty nie będą liczne, nawet w czasie kryzysu. Co prawda teraz więcej osób wracających rejestruje się jako bezrobotne, ale po części dlatego, że nabyły uprawnienia do zasiłku w tamtych krajach, co tu pozwala im przyzwoicie żyć, a tam spychałoby je na margines. Jeżeli do kraju wracają osoby z predyspozycjami do prowadzenia własnej firmy, to powinno lokować się w branżach odpowiednich dla małych firm, np. w budownictwie, które przecież obejmuje nie tylko wielkie budowy całych osiedli czy dróg, ale również wiele drobnych prac budowlanych. Do tego potrzebne są analizy rynku, by ułatwiać tym osobom powrót do konkretnych branż w poszczególnych regionach. W tym zakresie – badań rynku – właściwie niemal nic nie zrobiono. Wyobrażam sobie portal przyjedź, w który klikam i dowiaduję się, gdzie i jaka praca, wymagająca jakich konkretnych kompetencji, na mnie czeka.
● A co po tych pięciu latach doświadczeń trzeba w pierwszej kolejności poprawić?
– Potrzebne są dokładne badania, które pokażą, czy pieniądze z UE są dobrze wydawane, a nie marnotrawione. Ponadto trzeba zdefiniować obywatelskie prawo do kształcenia. Takie prawo mają dzieci w ramach obowiązku szkolnego. Trzeba wzmocnić przekonanie, że np. kończąc 40 lat, pracownik powinien odświeżyć swoje kompetencje, pójść na kurs językowy czy szkolenie zapewniające odnowę jego kwalifikacji, a państwo część kosztów lub całość zrefunduje, np. z unijnych środków.
● URSZULA SZTANDERSKA
prof. dr hab., pracownik naukowy Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalista od rynku pracy
Portal dla emigrantów / DGP
Urszula Sztanderska, prof. dr hab., pracownik naukowy Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalista od rynku pracy Fot. Wojciech Górski / DGP