Rozmawiamy z HENRYKIEM SICIŃSKIM, dyrektorem Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej w Ostrzeszowie, woj. wielkopolskie - Nie będzie pieniędzy na inwestycje w szpitalach, bo NFZ wycenił wartość punktu rozliczeniowego procedury medycznej na 51 zł, a dyrektorzy tych placówek medycznych spodziewali się, że otrzymają 56 zł.
Minister zdrowia zapowiada dalszą komercjalizację i prywatyzację SP ZOZ, mimo że prezydent zawetował ustawę, która umożliwiała przekształcanie szpitali w spółki. Jak pan przeprowadził częściową prywatyzację poradni i jakie były największe przeszkody?
- Udało się, bo jeśli jest wola samorządu, czyli właściciela szpitala, i zgoda załogi, jedyną przeszkodą może być sposób gospodarowania tych, którzy realizują kontrakt. Rola dyrekcji nie jest więc decydująca.
Czyli wszystko zależy od lekarzy?
- Wykonanie kontraktów oraz koszty zależą przede wszystkim od dobrej woli, wiedzy, wyobraźni i odpowiedzialności rzeczywistych wykonawców, czyli lekarzy zatrudnionych w szpitalu. Nie ma jednak żadnej relacji pomiędzy wynikami finansowymi placówki medycznej a oczekiwaniami płacowymi. Rola dyrektora konsekwentnie osłabiana sprowadza się do szukania kompromisów między oczekiwaniami personelu medycznego a twardymi prawami ekonomii.
Mimo trudności skomercjalizowano jednak kilkadziesiąt szpitali. Czy decydujący był ich zły stan finansowy?
- Placówki, przede wszystkim powiatowe, które przekształciły się w ostatnich latach w spółki prawa handlowego, były w katastrofalnej sytuacji finansowej. W przypadku likwidacji ich zadłużenie obciążało organy założycielskie. Po przekształceniu w spółkę dokonywano w nich optymalizacji zatrudnienia, wymiany kadry kierowniczej, likwidowano deficytowe oddziały itd. Ostatnio przekształcenia przeprowadzają szpitale, które nie mają strat i wykonują specjalistyczne, wysokopłatne procedury. Najważniejszą motywacją do tego jest poszukiwanie partnerów, tzw. inwestorów strategicznych. Nie chcą oni jednak inwestować w szpitalach, bo NFZ zawiera kontrakty na miesiąc, trzy lub sześć miesięcy, a w biznesie nikt nie akceptuje takiej krótkowzroczności.
Dlaczego sprywatyzował pan ZOZ w częściach, a nie w całości?
- W 2003 roku dokończyliśmy w Ostrzeszowie proces usamodzielnienia się podstawowej opieki zdrowotnej oraz części poradni specjalistycznych. W większości polskich powiatów i miast, szczególnie w Wielkopolsce, przeprowadzono to już w 1999 roku. Sukcesem tej prywatyzacji była optymalizacja zatrudnienia i uruchomienie zależności między kosztami działalności a dochodami placówek medycznych realizujących kontrakt z NFZ i ich pracowników. Takich relacji nie ma w większości szpitali publicznych. A bez stworzenia mechanizmów rynkowych ich przekształcenie w spółki może się nie udać.



Czy nie można by wprowadzić rozwiązań prostszych, np. odpłatnych usług medycznych w publicznych placówkach medycznych?
- Dyrektorzy SP ZOZ też zadają sobie to pytanie. Są listy oczekujących na świadczenia kontrolowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Decyzja o przyspieszeniu np. zabiegu byłaby w interesie pacjenta. Korupcja jest bowiem tam, gdzie nie można wykonać go np. prywatnie. Nie ma jej w szpitalach niepublicznych realizujących również kontrakty z NFZ. Innym rozwiązaniem powinno być egzekwowanie od lekarzy rodzinnych pokrywania kosztów części badań diagnostycznych pacjentów, których kierują do szpitali. To należy do ich kompetencji. Dotychczasowa praktyka zwiększa bowiem liczbę hospitalizacji i kosztów w szpitalach.
Czy i w jakim sensie tzw. ustawa 203 utrudniła działalność szpitali?
- Pozbawiła ona, głównie powiatowe placówki, środków na inwestycje. A trzeba dostosować szpitale do wymogów rozporządzenia ministra zdrowia wynikającgo z przepisów unijnych. Jest na to czas tylko do końca 2012 roku. Jest dużo do zrobienia a czasu coraz mniej.
HENRYK SICIŃSKI
lekarz pediatra, wyróżniony w konkursie Lider 2008 Roku w Ochronie Zdrowia