Zaproponowałem na moim blogu debatę na temat polskiej polityki demograficznej, zadając trzy pytania. Czy istnieją przykłady skutecznej polityki demograficznej na świecie, a jeśli tak, to co zdecydowało o tym, że była skuteczna? Czy w Polsce istnieje polityka demograficzna, a jeśli tak, to jakie są jej główne instrumenty działania? Czy możemy zatrzymać nadchodzące demograficzne tsunami w Polsce, a jeśli tak, to w jaki sposób?

W ciągu dwóch dni pojawiło się prawie 400 komentarzy, ale nie takich jak na portalach Sami Wiecie Jakich, tylko merytorycznych, wiele z odsyłaczami do literatury. Po przeklejeniu do Worda komentarze zajęły 130 stron, czyli w ciągu dwóch dni powstała książka o demografii pisana przez specjalistów zajmujących się demografią, przez rodziców dzielących się swoimi problemami i przemyśleniami oraz przez obywateli, którzy widzą, że sprawy idą w złym kierunku. W tym felietonie podsumuję odpowiedzi na drugie pytanie: czy w Polsce istnieje polityka demograficzna?

Na początek dwie kontrowersje. Po pierwsze nie ma zgodności, jaki cel powinna stawiać sobie polityka demograficzna. Większość osób uważa, że ważnym celem jest to, by naród się nie kurczył, ale niektórzy twierdzą, że są korzyści związane z mniejszą liczbą ludności, pod warunkiem że rozwój będzie mądrzejszy (zwiększymy innowacyjność i wykorzystamy automatyzację produkcji i usług). Ja podzielam zdanie większości, silny spadek liczby ludności można utożsamiać z wymieraniem narodu, a ekonomicznie koszty tego zjawiska są znacznie większe niż korzyści. Po drugie niektórzy są zwolennikami determinizmu demograficznego, wskazując, że jest to problem całego naszego regionu, o wielu podłożach, i że nic się nie da zrobić. Większość uważa jednak, że można poprawić dzietność w Polsce, może nie do średniego poziomu 2,1 dziecka na rodzinę zapewniającego zastępowalność pokoleń, ale znacząco. I wskazują na boom dziecięcy wśród Polek, które wyemigrowały do Wielkiej Brytanii.

Wnioski z debaty. Koszt wychowania dzieci przekracza możliwości finansowe wielu rodzin, nie ma dobrej opieki zdrowotnej, brakuje przedszkoli

Z kolei w zgodnej opinii osób biorących udział w debacie polityka demograficzna w Polsce nie istnieje, a wiele osób wskazuje, że mamy politykę antyrodzinną, która trwale zniechęca do rodzenia i wychowywania dzieci. Przyczyny tej polityki antyrodzinnej można podzielić na cztery główne grupy: działania państwa uderzające w rodzinę; działania państwa uniemożliwiające osiągnięcie dochodu pozwalającego na posiadanie dzieci; brak infrastruktury wspierającej posiadanie dzieci; przyczyny kulturowe, promowane wzorce.

Koszt wychowania dzieci przekracza możliwości finansowe wielu rodzin. Niektóre koszty są niepotrzebne, np. co dwa lata nowe, bardzo drogie podręczniki, a nie można kupić używanych. Bardzo drogie mieszkania, które dodatkowo podrożały w wyniku interwencji państwa, czyli programu „Rodzina na swoim”. Zresztą w programie tym można kupić lokum na rodzinę najwyżej 2+2. Brak poczucia bezpieczeństwa u kobiet, których większość stoi przed wyborem: albo praca, albo dziecko. Urzędy z wrogą postawą wobec rodzin. Dostęp do publicznej opieki zdrowotnej na zadowalającym poziomie jest coraz trudniejszy, a opieka prywatna jest bardzo droga.

Kształcenie studentów w taki sposób, że stają się bezrobotnymi, a państwo za takie studia jeszcze płaci publicznym uczelniom. Wysokie podatki i restrykcyjne regulacje utrudniające prowadzenie firmy, olbrzymia biurokracja. Państwo stało się opresyjno-ekstraktywne.

Państwo buduje gawrony, czyli bardzo drogie przedszkola dla wybranych, a po cichu obcina finansowanie prywatnym, które mają o wiele niższe koszty. Żłobek często jest od 12. miesiąca życia, a urlop macierzyński kończy się po 6. miesiącu, więc co matka ma zrobić przez sześć miesięcy? Tam, gdzie jest praca, czyli w dużych miastach, nie można dostać się do przedszkola.

Promowanie wzorca „jesteś obywatelem multi-kulti Europy, możesz wszędzie wyjechać, cała Europa jest twoim domem”. Płacimy za wychowanie (utracony dochód matki) i naukę (płaci państwo) dzieci, a potem obywatele Europy wyjeżdżają pracować, płacić podatki i rodzić do innych krajów. W mediach promuje się model singla lub mówi o patologiach, nie ma wzorca rodziny 2+3 lub 2+4. Dominuje konsumpcyjny wzorzec „mieć” – mieć dom, mieć samochód, mieć gadżet – zamiast „być szczęśliwą, pełną rodziną”. Dodatkowo postępująca zmiana roli kobiety w społeczeństwie – aktywizacja zawodowa – często stoi w sprzeczności z większą dzietnością, a złe odżywianie się, rozwój antykoncepcji i jej dostępność w bardzo młodym wieku powodują problemy z płodnością.

Polska to nie jest przyjazny kraj dla rodzin wielodzietnych. To smutne i zarazem groźne dla przyszłości naszego kraju.