Polska w budowie – to hasło kampanii wyborczej PO pasuje w zasadzie do każdego aspektu życia. Budują się autostrady, gminy kładą chodniki, PKP wymienia tabor, a państwo tworzy prawo, które obywatele naprawiają.
Przykład? Bardzo proszę. Zamieszanie wokół opłat za przedszkola. Gdyby nie protest rodziców w Biskupcu, to pewnie płaciliby najwięcej w kraju za opiekę nad dziećmi. Kilka dni okupacji pomieszczeń przyniosło zamierzony skutek – gmina opłaty obniżyła. W obawie przed pospolitym ruszeniem niezadowolonych matek i ojców inne samorządy też dokonały korekt w wyliczeniach.
To jednak nie rozwiązuje problemu. Dlatego pierwszy rodzic już skierował skargę w tej sprawie do rzecznika praw obywatelskich. Uważa, że skoro państwo narzuca obowiązek kształcenia sześciolatków, to dlaczego za opiekę nad tymi uczęszczającymi do przedszkola trzeba płacić, a za tych w szkole już nie. To proste, ale zasadnicze pytanie. Skoro przy tworzeniu przepisów nie zadali go sobie posłowie, odpowie za nich Trybunał Konstytucyjny. Szkoda. Gdyby rząd i posłowie trochę lepiej wsłuchiwali się w głos opinii publicznej, to może wcześniej niż na kilka tygodni przed wyborami dostrzegliby obywatelski projekt ustawy w sprawie sześciolatków. Minimum dobrej woli i rozmowa. Nic więcej. Tyle wystarczyłoby, żeby wypracować kompromis, zmienić przepisy i uniknąć całego zamieszania.