Polskie szkoły i uczelnie opuszcza właśnie rzesza emigrantów. Jeśli z 400 tys. osób kończących edukację tylko połowa ma szanse na znalezienie pracy, to oznacza, że drugą połowę czeka wegetacja. Szansą na normalne życie będzie wyjazd do Niemiec, Wielkiej Brytanii, Holandii czy Austrii.
Gdy kraje te przygotowują programy dokształcania dla młodych Polaków czy po prostu pomagają im w znalezieniu pracy, ich własny mówi im, że są niepotrzebni. Za granicą są dobrem szczególnego znaczenia, w Polsce ciężarem, który generuje koszty.
Obcięcie funduszy na staże dla absolwentów jest jak przerwanie inwestycji tuż przed momentem, gdy miała przynosić zysk. Przez lata państwo inwestowało przecież w nich ogromne środki. Wykształcenie jednego kosztowało – w zależności od specjalności – od ponad stu tysięcy do blisko miliona zł. W momencie gdy powinni zacząć spłacać inwestycję, znikają. Wielu z nich na zawsze.
Zarząd firmy, który tak prowadziłby inwestycje, za działalność na jej szkodę szybko trafiłby na ławę oskarżonych. Polityków, którzy nie rozumieją, że powstrzymanie nadciągającej demograficznej katastrofy jest dziś ich głównym zadaniem, żadna kara nie spotka. Pewnie tylko będą narzekać na niską frekwencję przy urnach, jakby nie widzieli, że wyborcy wyjechali.