Minister Jolanta Fedak wraca do pomysłu tzw. emerytury obywatelskiej. Mielibyśmy ją otrzymywać bez względu na to, czy wcześniej pracowaliśmy i płaciliśmy składki. Idea atrakcyjna, ale jej wprowadzenie mogłoby doprowadzić do zapaści systemu i niesprawiedliwości społecznych.
Zadajmy pani minister zaledwie kilka pytań: ● Czy osoba, która wiedziałaby, że i tak dostanie emeryturę, płaciłaby składki? ● Czy sprawiedliwe jest to, że takie samo świadczenie dostanie ubezpieczony, który płacił składki przez 40 lat, i ten, który robił to przez 3 lata? ● Czy rozsądne jest, aby dawać osobie zamożnej de facto świadczenie socjalne, a nie wynikające z pracy? ● Czy minister chce objąć tym systemem górników, rolników i mundurowych, likwidując ich superprzywileje? Na wszystkie te pytania odpowiedź brzmi „nie”.
Rozwiązaniem problemu naszego systemu emerytalnego jest – tu popieram minister Fedak – zdecydowana dawka wolności. Zmniejszmy składkę do 10 proc. pensji i powiedzmy uczciwie ludziom, że w wieku 67 lat dostaną tylko tyle, by nie umrzeć z głodu. Reszta niech zależy od nich. Poradzą sobie, mając wyższą płacę netto, lepiej niż z państwowym kagańcem. Ale nie udawajmy, że system będzie sprawiedliwy, jak wprowadzimy powszechne świadczenie wypłacane nie wiadomo za co. Jeśli wciąż mam płacić 20 proc. na emeryturę i dostanę ją w takiej samej wysokości jak osoba, która tego nie robi, to za taki system dziękuję.