Prawo powinno mobilizować pracodawców do tego, by w swoich firmach przeciwdziałali nękaniu
Już od najbliższego poniedziałku każdy, kto przez uporczywe nękanie innej osoby wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia lub istotnie narusza jej prywatność, będzie mógł trafić do więzienia nawet na trzy lata. W życie wchodzą bowiem przepisy, które wprowadzają do kodeksu karnego tzw. stalking, czyli nowy rodzaj przestępstwa polegającego na stosowaniu przemocy emocjonalnej.
Tymczasem nadal bezkarne pozostaje nękanie innych w miejscu pracy. Mimo że kodeks pracy zabrania mobbingu już od 2004 r., w praktyce ochrona przed dręczeniem ze strony przełożonego lub współpracownika nie działa. Sądy uwzględniają zaledwie 3 – 5 proc. roszczeń o wypłatę odszkodowania lub zadośćuczynienia za nękanie w firmie. Mają problemy z udowodnieniem, że działanie szefa było uporczywe lub miało na celu poniżenie albo ośmieszenie podwładnego. Pokrzywdzeni zazwyczaj nie pracują już w firmach, w których byli mobbingowani, a zatrudnieni tam nadal świadkowie przeważnie nie chcą zeznawać na ich korzyść.
Jak się okazuje, niełatwe jest doprowadzenie do sytuacji, gdy pracodawcy nie będzie opłacać się pobłażanie przypadkom mobbingu. Ten cel może być osiągnięty, gdyby mobbing, wzorem stalkingu, był przestępstwem zagrożonym karą pozbawienia wolności. Nawet gdyby sądy nie orzekały aż tak surowych kar, sama ich świadomość mogłaby zmobilizować do przeciwdziałania nękaniu w firmie. Jeśli obecna ochrona przed tą praktyką nie działa, to może warto także zastanowić się nad wprowadzeniem zasady, zgodnie z którą odpowiedzialność za mobbing ponosi nie tylko pracodawca, ale także np. kierownik działu, który podwładnych nęka. Ta kara mogłaby skuteczniej odstraszać od stosowania mobbingu, bo przecież mobberem nie zawsze jest pracodawca, lecz bardzo często współpracownik osoby nękanej. Gdyby dodatkowo, wzorem amerykańskim, odszkodowania za mobbing były wysokie, osoby te nie ryzykowałyby podejmowania działań, które mają poniżyć innych pracowników. A pracodawca nie przymykałby oczu na takie zachowania.
W Polsce, podobnie jak w USA, o wysokości odszkodowania decyduje sąd. Do orzekania wyższych sum mogłoby go zachęcić np. wprowadzenie minimalnej wartości odszkodowania za udowodniony przez pracownika mobbing.
Jedno jest pewne: bez zmiany przepisów obecna ochrona przed dręczeniem w miejscu pracy będzie czystą fikcją, z której zadowoleni są wszyscy z wyjątkiem tych, którzy choć raz w życiu byli mobbingowani.