Politycy obiecują przedszkola dla wszystkich dzieci, więcej zasiłków dla najuboższych. Tylko dlaczego robią to pod koniec kadencji, kiedy już nic nie zdążą zrobić? To opieszałość czy wyborcza gra?
Ruszyła wyborcza licytacja. Dołączają do niej ministrowie. Jolanta Fedak chce więcej na zasiłki, mimo że zabrania tego reguła wydatkowa. Katarzyna Hall obiecuje powszechne przedszkola. Tyle że w 2014 roku.
Wybory powinny odbywać się co roku. Skłaniają polityków do wytężonej pracy. Rodzą się przełomowe projekty ustaw, programy, zapowiedzi uzdrawiania stanu rzeczywistości. Zostaje tylko pytanie, dlaczego tak późno i czy jest szansa na wprowadzenie tych projektów w życie. Odpowiedź niestety brzmi „nie ma szansy”. To raczej wyborcza licytacja niż poważne, przemyślane propozycje.
Na przykład Ministerstwo Edukacji Narodowej obiecuje, że budżet zapłaci za przedszkola, a rodzice zapiszą do nich bez problemu dzieci. Tyle że projekt ustawy w tej sprawie został zgłoszony na koniec czteroletniego urzędowania minister Hall, co więcej utknął w konsultacjach. Przewiduje też, że dotacja z budżetu na przedszkola wejdzie w życie w... 2014 roku. Czyli wtedy, gdy minister Hall może już nie być w rządzie.
Jolanta Fedak, szefowa resortu pracy, 25 maja wysłała do konsultacji projekt ustawy o podniesieniu liczby osób korzystających ze świadczeń rodzinnych i pomocy społecznej. Pytanie dlaczego tak późno i dlaczego nie ma w nim mowy o weryfikacji zasad wypłacanych świadczeń. Część z nich nie trafia wyłącznie do potrzebujących – nie ma kryterium dochodowego przy wypłacie zasiłków pielęgnacyjnych czy becikowym. Co gorsza minister Fedak wie, że tzw. reguła wydatkowa nie pozwala rządowi, aby w czasie gdy na Polskę nałożona jest przez Brukselę procedura nadmiernego deficytu, zgłaszać projekty ustaw zwiększające wybrane wydatki sztywne. A do nich należą właśnie świadczenia rodzinne. Czyli minister działa wbrew prawu, które przeforsował jej rząd.
Na koniec kadencji z letargu ocknęła się też minister Julia Pitera. Forsuje ustawę lobbingową, która przez rok leżała w rządowej zamrażarce. Co robiła wcześniej?
W ślad za ministrami podążają posłowie. – Jeszcze w tej kadencji zamierzam przeforsować zmiany w ustawie o służbie cywilnej dotyczące zatrudniania niepełnosprawnych – ogłosił w tym tygodniu poseł Marek Plura (PO). Proponuje, żeby niepełnosprawni byli przyjmowani w pierwszej kolejności, jeśli spełnią wymagane kryteria. Gdyby pan poseł uderzył się w pierś, musiałby przyznać, że obiecuje gruszki na wierzbie. Do końca kadencji zostało kilka posiedzeń Sejmu, a ma się on jeszcze zajmować m.in. ustawą budżetową.
Takie polityczne zabiegi psują państwo i zwiększają nieufność do polityków. Rozbudzają też nieuzasadnione nadzieje w tych, których mają dotyczyć. No bo skoro minister mówi, że będą wyższe zasiłki na dzieci, rodzice mają prawo w to wierzyć. A skoro druga minister obiecuje lepszy dostęp do przedszkoli, to pewnie tak będzie. Jakież jest rozczarowanie, gdy okazuje się, że to tylko obliczone na wybory puste deklaracje. To politycy powinni uderzyć się w pierś za niską frekwencję wyborczą.
Deklaracje takie można ocenić na dwa sposoby. Pierwszy – minister czy poseł mają dobre intencje, ale nie są w stanie ich skutecznie przeprowadzić przez całą kadencję. Drugi – to tylko wyborcza gra. I jedna, i druga odpowiedź każe wyborcom głęboko przemyśleć, czy głosować na takich polityków. No bo albo są fajtłapami, albo cynikami.