Rośnie liczba osób pracujących na podstawie umowy cywilnoprawnej. To niebezpieczna tendencja
W ciągu ostatnich dwóch lat liczba osób wykonujących pracę na podstawie umowy cywilnoprawnej – umowy-zlecenia lub umowy o dzieło – wzrosła o jedną trzecią. Szczegółowe dane na ten temat zawiera przedstawione w ubiegłym tygodniu sprawozdanie z działalności Państwowej Inspekcji Pracy w 2010 r. W ubiegłym roku na podstawie umów cywilnych zatrudnionych było 21 proc. wszystkich pracujących, podczas gdy jeszcze w 2008 r. było to 15,5 proc. Liczba zleceniobiorców wzrosła więc w ciągu dwóch lat aż o 35 proc. Jednocześnie o 13 proc. zwiększył się odsetek firm, które zawierały z podwładnymi umowy cywilnoprawne w warunkach, w których powinny zawrzeć umowę o pracę.
Ten nagły odwrót od etatu można na pewno wytłumaczyć wzrostem zainteresowania samozatrudnieniem. Pracując w ten sposób, można więcej zarobić na rękę. Przez pierwsze dwa lata prowadzenia działalności samozatrudniony płaci niższe składki na ubezpieczenie społeczne. Może też wliczać w koszty prowadzenia działalności swoje wydatki.
Z kolei pracodawca zatrudniający przedsiębiorcę nie musi się martwić przepisami kodeksu pracy. Nie musi więc udzielać takiej osobie urlopu, przywracać do pracy w razie nieuzasadnionego zwolnienia czy – co najważniejsze – stosować uciążliwych dla siebie przepisów dotyczących wypowiedzenia umowy i chroniących pracowników przed zwolnieniem.
Ta chęć unikania przez firmy rygorów kodeksu na dłuższą metę może być jednak dla pracowników bardzo niekorzystna. Wprawdzie w okresie wzrostu gospodarczego i dobrej sytuacji na rynku pracy samozatrudnieni odczuwają same korzyści z tej formy działalności zawodowej, choćby w postaci wyższych zarobków czy swobody w organizacji swojej pracy, jednak w razie kryzysu za samozatrudnienie można słono zapłacić. W takich sytuacjach redukcje zatrudnienia w firmach przede wszystkim dotykają osób, którym najłatwiej jest wypowiedzieć umowy. I nagle może się okazać, że zamiast armii elastycznych pracowników mamy armię bezrobotnych. Wiele wskazuje, że taki scenariusz mógł się zdarzyć w Hiszpanii, która jeszcze kilka lat temu była w Europie liderem zatrudnienia na czas określony – te można łatwiej i szybko zakończyć. Dziś kraj ten boryka się z najwyższym w UE bezrobociem (20,7 proc.). Obecnie unijnym liderem pod względem odsetka pracujących na czas określony jest Polska.
Wydaje się, że w najbliższym czasie nie unikniemy debaty o zasadach zatrudniania na podstawie umów o pracę. Ważne jest to, jaką rolę w niej odegrają sami pracownicy i reprezentujące ich związki zawodowe. Może zamiast domagać się ciągłego rozszerzania przepisów ochronnych, które odstraszają firmy od stałego zatrudniania, związki powinny rozważyć złagodzenie rygorów kodeksu pracy. Tak aby pracodawcy nie robili wszystkiego, co się da, aby tylko uniknąć zatrudnienia na podstawie stałej umowy o pracę.