Jeśli coś nie ma sensu, to obcięcie składki do OFE na podstawie twierdzenia, że inwestycje funduszy w obligacje skarbowe są bez sensu. A tak właśnie rozumuje minister finansów, nazywając te inwestycje rakiem generującym dług publiczny. Cięcie składki prowadzi do destrukcji systemu kapitałowego
Według Jacka Rostowskiego II filar, w tej części, w której inwestuje w obligacje skarbowe, to rak, który zupełnie niepotrzebnie generuje dług publiczny. Twierdzi on, że OFE kupują obligacje emitowane po to, by sfinansować bieżące emerytury. Zaś na emerytury nie ma pieniędzy, bo składki, które mogłyby je finansować, przekazano do OFE. Ten swoisty trójkąt jest według ministra bez sensu i wymaga zmiany: obcięcia składki do OFE.
Jeśli jednak coś nie ma sensu, to właśnie obcięcie składki do OFE na podstawie twierdzenia, że inwestycje OFE w obligacje skarbowe są bez sensu. Jest tak z kilku powodów.
Pułapy inwestowania w akcje były i są wyznaczane przez rząd. Elementarna rzetelność wymaga, aby nie winić innych za swoje decyzje.
Jeśli, jak twierdzi minister, tylko ta część składki, która idzie na zakup akcji (...) może przyczynić się do wzrostu naszej gospodarki, to na mocy tego twierdzenia należałoby zwiększyć limit inwestycji OFE w akcje, zamiast obcinać składkę. Przy niezmniejszonej składce do OFE dawałoby to szanse na szybszy wzrost gospodarki (i emerytur) niż zwiększenie tego udziału przy drastycznie i trwale zredukowanej składce do OFE. Zatem nawet gdyby istniał bezsensowny trójkąt Rostowskiego, nie byłby to wystarczający argument za obcięciem składki do OFE. Ale ten trójkąt nie istnieje.
Teza, że inwestowanie w obligacje skarbowe przez OFE jest bez sensu, nie została udowodniona i przyjęta jako naukowy standard w światowej literaturze ekonomicznej. Jacek Rostowski w debacie telewizyjnej nie potrafił wskazać ani jednej pozycji, która by ją wspierała. Dla niego jest ona oczywistością. Takie stawianie sprawy narusza elementarną normę intelektualnej rzetelności, która mówi, że moc twierdzeń powinna być proporcjonalna do mocy dowodów.
Fundusze emerytalne nie są funduszami wysokiego ryzyka i nie inwestują tak agresywnie jak te drugie. Nie powinny tego robić również w Polsce. W przypadku załamania na giełdzie, takiego jak w 2008 roku, fundusz emerytalny złożony w ok. 90 proc. z akcji, jak docelowo chce rząd, straciłby ok. 50 proc. zgromadzonych oszczędności, a nie 14 proc., jak w obecnym modelu. Próby nadawania OFE charakteru funduszy wysokiego ryzyka musiałyby więc przy pierwszym głębszym załamaniu giełdy skończyć się społeczną presją na ich likwidację. Z kolei jeśli OFE powstrzymają się od zwiększenia udziału akcji w swoich aktywach do tak ryzykownego poziomu, jakiego docelowo chce rząd, to mogą przynosić niższe niż założone w rządowym projekcie stopy zwrotu, co z kolei narazi je na ataki, że ich efektywność rozczarowuje.
Nie da się udowodnić, że OFE mogą się bezpiecznie przekształcić w fundusze wysokiego ryzyka, przyjmując założenie, że ryzyko dla wysokości przyszłych emerytur zostanie skompensowane przez stabilizujący wpływ na emerytury powiększonego systemu ZUS. Przeciwnie, zdecydowany wzrost udziału tego członu zmniejszy rozłożenie ryzyka pomiędzy dwa jakościowo odmienne systemy (I i II filar) i w efekcie zmniejszy łączne bezpieczeństwo emerytur. Ilustrację tego faktu można znaleźć w opinii do rządowego projektu ustawy przygotowanej przez Narodowy Bank Polski. Gdyby w latach 2000 – 2009 do II filaru trafiało nie 7,3 proc., a 3,5 proc. podstawy wymiaru składki, jak chce rząd, to łączna stopa zwrotu z I i II filaru byłaby nie tylko niższa, ale jeszcze podlegałaby większym wahaniom.
Samo kupowanie przez OFE obligacji w żaden sposób nie powiększa długu publicznego, tak samo jak nie powiększają go zakupy obligacji przez banki, inwestorów zagranicznych czy gospodarstwa domowe. Dług publiczny narasta, gdy całość wydatków publicznych przewyższa całość jego dochodów. Przyrost ten jest pomniejszany o przychody osiągane z prywatyzacji. Wybranie określonego wycinka tych wydatków po to, by obarczyć go winą za przyrost długu publicznego, jest wprowadzaniem w błąd opinii publicznej. Dlaczego akurat składki do OFE, które powiększają ludzkie oszczędności, wybrano na chłopca do bicia? Czemu nie poświęca się uwagi ogromnym wydatkom na utrzymywanie przywilejów górników? Albo wydatkom na KRUS? Czyżby zakładano, że w tych dziedzinach, gdzie są pilnie potrzebne zmiany, nic się nie da (lub nie warto) zrobić, a składki przekazywane do OFE, które budują oszczędności Polaków, są łatwym politycznym łupem?
W sumie teza o fundamentalnym błędzie, jaki miałby polegać na dopuszczeniu do inwestowania przez II filar w obligacje skarbowe, nie ma uzasadnienia ani w logicznych argumentach, ani w empirycznych dowodach. Jest bez sensu, podobnie jak obcięcie składki oszczędzanej w II filarze, dla którego ma być uzasadnieniem.
Cięcie składki tworzy fatalny precedens zwiększający ryzyko ostatecznej destrukcji filaru kapitałowego. II filar staje się politycznie manipulowalny. Demagogiczna krytyka II filaru, która służy uzasadnieniu nowego rozwiązania, dodatkowo podbija ryzyko dalszych destrukcyjnych kroków wobec oszczędności ludzi. Mimo że Jacek Rostowski twierdzi, że stanowczo sprzeciwia się zmianie w stylu węgierskim, czyli przeniesieniu do ZUS już zgromadzonych aktywów, to uruchomił mechanizmy, które to umożliwiają.