To są naprawdę łatwe pieniądze. Odcięcie OFE od składek przyszłych emerytów podźwignie budżet, oddali koszmar w postaci przekroczenia 55-proc. progu ostrożnościowego. W dodatku skutek polityczny i społeczny będzie żaden. Przynajmniej na razie. Luksusowa sytuacja.
Czy jest to sytuacja odwracalna? Nie miejmy złudzeń. Zamiast dla emerytów pieniądze zaczną pracować dla państwa. Trzeba naprawdę sporego wysiłku, by wyobrazić sobie, że w ciągu najbliższych lat rządzący – niezależnie od barwy politycznej – lekką ręką pozbędą się z budżetu blisko 30 miliardów złotych rocznie. Zawsze bieżące potrzeby będą górą, ciągle trzeba będzie walczyć z pokusą rozdania tych pieniędzy niektórym grupom elektoratu. A może po prostu liżącej rany po kryzysie kasy państwa długo nie będzie już stać w inwestowanie w coś o tak odległych skutkach jak reforma emerytalna.
Problem w tym, że mimo wszelkich niedoskonałości ta reforma miała swój cel. Chodziło głównie o to, by nadciągająca w Polsce katastrofa demograficzna nie doprowadziła za kilkadziesiąt lat do katastrofy finansów państwa. A także o to, że mimo wszelkich utyskiwań prywatne OFE bardziej efektywnie inwestują pieniądze niż państwowy ZUS. Również o to, że OFE miały absolutny obowiązek wypłacać ludziom emerytury. ZUS, owszem, również, z tym że możliwości ingerencji rządzących w zasady jego funkcjonowania są nieskończone.
Ale teraz te ambitne zamierzenia stają się przeszłością. Reforma emerytalna przerosła siły państwa i stopień determinacji rządzących. Nie otrzymamy żadnej modyfikacji systemu, tylko w zasadzie jego likwidację. Szkoda.