I oto kolejnej ekipie rządowej przyjdzie się zmierzyć z trwającą od lat plagą lewych zwolnień lekarskich w policji. Bo tego, że są lewe, nikt poważny nie będzie próbował podważyć.
Każdego dnia na L4 przebywa od 6 do 9 tys. policjantów – na 98 tys. pracujących. To tak, jakby z Warszawy i jej okolic zniknęli wszyscy mundurowi i tajniacy. Dla bandytów hulaj dusza, dla porządnych obywateli kłopot, nie mówiąc o obciążeniu finansowym dla państwa. I nie chodzi tylko o pieniądze wypłacone symulantom, ale wszystkie kradzieże i włamania, do których może by nie doszło.
Łatwiej komuś coś dać, niż później zabrać. I teraz też rządzący potkną się o policyjną tarczę i pałę, bo nie ma wątpliwości, że policjanci i ich związki ruszą bronić swoich pieniędzy. I nie pozwolą łatwo odebrać sobie stuprocentowej pensji wypłacanej za czas lekarskiego zwolnienia. Choć może. Gdyby stróżom prawa zaproponować porządne wynagrodzenie za porządną pracę zamiast wcześniejszych emerytur, plastikowych butów do mundurów czy innych wątpliwych przywilejów. Tak, teraz ja grzeszę naiwnością. Na taki układ nikt nie pójdzie – ani rządzący, ani gliniarze.