Gdyby rząd Tuska zdecydował się gruntownie zreformować administrację, nie musiałby podnosić VAT, a nawet sporo by jeszcze w kasie zostało. Z podwyżki podatku rząd chce uzyskać 5 mld zł, podczas gdy według firmy doradczej Deloitte w polskim sektorze publicznym można zaoszczędzić nawet trzykrotnie większą kwotę. Jak to zrobić? Szybko wprowadzić wspólne zakupy urzędów, od papieru i spinaczy po auta, premiować szukanie oszczędności, przekazać część obowiązków, jak IT czy sprzątanie, prywatnym firmom. Nie obejdzie się bez cięć etatów.
Zamiast radykalnych działań rząd proponuje tylko zamrożenie płac, co nie da oszczędności, a jedynie pozwoli na zatrzymanie wzrostu wydatków. Nie spowoduje też, że urzędy zaczną działać lepiej. Dalej będziemy mieć 427 tys. urzędników, tylko bardziej sfrustrowanych.
Na razie wszelkie próby ograniczenia ich liczby kończyły się fiaskiem. Premier Tusk, a wcześniej np. premier Marcinkiewicz, zapowiadali już nawet cięcia etatów po 10, 20 proc. I co? Liczba urzędników rosła jeszcze szybciej. Tylko za rządów PO i PiS w latach 2005 – 2009 zatrudnienie w administracji wzrosło o 90 tys. osób.
Rząd zamrozi płace, ale zapewne nic więcej nie odważy się zrobić, by nie rozjuszyć blisko pół miliona potencjalnych wyborców.