Nie ma potrzeby podwyższania wieku emerytalnego – mówił prezydent elekt. A wtórowali mu minister Rostowski i minister Fedak. W takim razie dlaczego Komisja Europejska w bardzo alarmistycznym tonie nawołuje kraje Unii Europejskiej do podwyższania wieku emerytalnego? Ktoś ma rację, a ktoś robi obywatelom wodę z mózgu.
FELIETON
W większości krajów UE wypłaty emerytur dla obecnego pokolenia seniorów są finansowane z podatków pokoleń, które aktualnie pracują. W miarę starzenia się społeczeństw dzieją się dwie rzeczy jednocześnie. Po pierwsze: przybywa seniorów, czyli osób uprawnionych do pobierania emerytury, i ubywa pracujących, czyli tych, którzy płacą podatki. Po drugie: seniorzy żyją dłużej dzięki technice medycznej i zdrowszemu trybowi życia. Przeciętnie każdy senior pobiera emerytury znacznie dłużej niż dwie, trzy dekady temu. Tendencje te powodują, że z każdym rokiem będzie narastała presja na krajowe budżety, i jeżeli nie będzie reform, to wiele krajów UE może zbankrutować, bo nie będzie miało wystarczających środków na wypłatę obiecanych emerytur. Dla przykładu: przed wprowadzeniem w Grecji reform Komitet Polityki Gospodarczej Unii oszacował, że dług publiczny tego kraju wynikający z wypłaty najwyższych w Europie emerytur (w relacji do pensji) wzrośnie w 2060 roku to 800 procent PKB!!!
Jakie są zatem możliwe strategie działania, żeby uniknąć bankructwa? Po pierwsze, można ustawowo później przechodzić na emeryturę, wtedy liczba świadczeniobiorców spadnie, oczekiwany czas życia na emeryturze będzie mniejszy, więc emerytury będą większe. Po drugie, jeżeli jest to politycznie niemożliwe, to trzeba obniżyć emerytury. Ale to też może okazać się politycznie trudne do przeprowadzenia. Jest jeszcze trzecie rozwiązanie, czyli podniesienie podatków nakładanych na pracujących. Ale wtedy wystąpi dobrze znany mechanizm: jak rosną podatki, to nie opłaca się dużo pracować. A to prowadzi do obniżenia wzrostu gospodarczego. System emerytalny jest po prostu kontraktem politycznym między generacją pracujących a generacją seniorów, w ramach którego umawiamy się, jak będziemy dzielili w danym roku PKB. Jeżeli PKB będzie rósł wolniej, to mniej będzie do podziału zarówno dla emerytów, jak i dla pracujących. Z tych trzech rozwiązań najmniej bolesnym dla gospodarki i najbardziej sprawiedliwym jest podniesienie wieku emerytalnego.
W Polsce mamy inne problemy. Dzięki reformie z 1999 roku w długim okresie nie ma ryzyka bankructwa budżetu z powodu starzenia się społeczeństwa. Każdy dostanie emeryturę, która będzie wypadkową dwóch czynników: zebranych składek przez całe życie zawodowe oraz oczekiwanej długości życia w momencie przejścia na emeryturę. Budżet będzie dokładał tylko tym, których emerytura okaże się za niska, żeby przeżyć. Mamy zatem bezpieczny budżet w długim okresie, ale kosztem bardzo niskich emerytur. Stopa zastąpienia, czyli relacja przeciętnej emerytury do przeciętnego wynagrodzenia, spadnie z 56 procent w 2008 roku do około 30 procent w 2060 roku. Standard życia emeryta może się znacząco obniżyć. Oczywiście, jeżeli do tego czasu Polska stanie się bardzo zamożnym krajem, to nawet te 30 procent wystarczy na wygodne życie, podróże i pokrycie kosztów leczenia.
W 1999 roku nie dokończono reformy emerytalnej. Utrzymano przywileje emerytalne dla służb mundurowych i rolników oraz nie dopasowano wieku emerytalnego do rosnącej długości życia. Gdyby wtedy dokończono reformę emerytalną, Polska co roku miałaby kilkadziesiąt miliardów złotych więcej na inwestycje prorozwojowe, dzięki czemu poziom PKB byłby dzisiaj znacznie wyższy. Dlatego zachęcam prezydenta i dwójkę ministrów do refleksji nad swoimi poglądami. Dokończenie reformy emerytalnej jest warunkiem koniecznym szybkiego wzrostu polskiej gospodarki. Brak reform oznacza stagnację i bieda emerytury w przyszłości.