Jak pogodzić 1,5 mln mobilnych Polaków krążących po Europie za pracą z obrazem miejsc, w których co druga osoba korzysta ze świadczeń socjalnych? Czy jest dla nich wspólny mianownik?
Ktoś powie, że to całkiem inni ludzie. Ci pierwsi przedsiębiorczy, dynamiczni, zaradni. Ci drudzy – od lat nauczeni życia ze świadczeń. Zdemoralizowani. Pewnie jest w tym trochę racji. Ale prawdziwy problem polega na tym, że demoralizuje ich państwo. Bezmyślne rozdawnictwo. W normalnych warunkach za świadczenia – finansowane przez nie zawsze opływających w dostatek podatników – powinno się wymagać. Choćby minimalnych starań. Tak funkcjonuje model flexicurity. Połączenie bezpieczeństwa i elastyczności z egzekucją wysiłku.
U nas najczęściej rozdaje się pomoc. Bo bieda, niskie zarobki, niedostatek. Ba. Czasami dlatego, że tak jest wygodnie politykom (np. absurdalne becikowe). A to właśnie wpędza ludzi w tarapaty. Uczy ich oczekiwać, żądać, powoduje, że wpadają w pułapkę bezradności.
Polska jest krajem na dorobku. Nie stać nas ani na łamanie ludziom kręgosłupów zaradności, ani na rozdawnictwo. Musimy wzmocnić służby socjalne, aby nie były tylko św. Mikołajem, ale i egzekutorem starań. Potrzebny jest też powrót do zasady pomocniczości. Pomagać powinniśmy tylko tym, którzy tego potrzebują.