Resort obrony rozpoczął w ubiegłym roku, wzorem USA, kampanię zachęcającą do wstępowania do armii. Później uznał, że to za mało. Podwyższył więc uposażenia żołnierzom i podniósł limit wieku dla kandydatów.
Ministerstwo zaleciło też komendantom WKU zmianę nastawienia w stosunku do kandydatów. Mieli być przyjaźniejsi. Po to, aby w 2010 roku stworzyć 120-tys. zawodową armię. Młodzi ludzie uwierzyli w reklamę i obietnice wojska. Pogorszyła się jednak sytuacja gospodarcza, a rząd zmusił do największych oszczędności armię. W efekcie trzeba będzie pewnie ogłosić, że będzie ona liczyła o ponad 30 proc. mniej, niż planowano. Jednak to właśnie w kryzysie można upatrywać szansy na stworzenie profesjonalnej armii. Można ściągnąć najlepszych kandydatów. Nie można tworzyć zawodowych sił zbrojnych, gdy tak bardzo zależy to od panującej sytuacji ekonomicznej. Armia powinna być silna niezależnie od koniunktury.