Z zasiłku opiekuńczego można korzystać zasadniczo wtedy, gdy mamy chore dziecko do lat 14. Wystarczy wówczas uzyskać zwolnienie lekarskie w celu opieki nad dzieckiem, a świadczenie można pobierać do 60 dni w roku. To, że ubezpieczeni korzystają z tej możliwości, nie jest niczym nadzwyczajnym – mają do tego prawo. Nie zawsze jednak odbywa się to w pełni etycznie.
Korzystanie z naciąganych zwolnień lekarskich akurat w przypadku zasiłku opiekuńczego to fakt, o którym głośno się nie mówi, ale wszyscy o tym wiedzą. Nie ma obiektywnych danych, ale jak duża jest skala problemu, można wyczytać chociażby na forach internetowych.
Mało osób zdaje sobie sprawę, że niewykrywaniu nadużyć sprzyjają ułomne przepisy. Okazuje się bowiem, że nie dają one organowi rentowemu podstawy prawnej do zbadania dziecka, które w trakcie opieki miałoby być chore.
Sam ZUS nie mówi wprost, jakie są jego kompetencje w tym przypadku ani czy badania stanu zdrowia dzieci faktycznie są przeprowadzane. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że to, czy dziecko rzeczywiście choruje, po prostu nie jest sprawdzane. I może dlatego kontrole wykazują nadużywanie zasiłku opiekuńczego w mniej niż połowie procenta przypadków.
Nic więc dziwnego, że w internecie pojawiają się nawet takie „instrukcje postępowania”: w czasie ciąży należy wziąć zwolnienie lekarskie, potem pójść na urlop macierzyński, następnie rodzicielski, a na końcu skorzystać najpierw z 60 dni zwolnienia na dziecko, a następnie 6 miesięcy zwolnienia dla rodzica z powodu jego choroby. Tego typu porady przypominają też o innym powszechnym problemie – kobiety w ciąży zatrudnione na umowę o pracę często są oficjalnie niezdolne do pracy przez wiele miesięcy, zanim dziecko się urodzi.
Ktoś powie, że państwo i tak niewiele pomaga w wychowaniu dzieci, a sytuacja na rynku pracy mimo doniesień o spadku bezrobocia wcale nie jest dobra, więc chociaż w ten sposób rodzice mogą sobie pomóc. Problem polega na tym, że płacą za to wszyscy ubezpieczeni, a nie ZUS lub mityczne państwo. Mimo to na takie działania istnieje powszechne przyzwolenie społeczne. Podobnie jak w przypadku fikcyjnych zatrudnień kobiet w ciąży. Wystarczy mieć zaprzyjaźnionego właściciela firmy, który zgodzi się podpisać umowę o pracę z wysokim wynagrodzeniem, i w świetle prawa można cieszyć się bardzo dużym zasiłkiem (wcześniej problem ten dotyczył też słynnych „przedsiębiorczych matek”, które zakładały fikcyjną działalność gospodarczą tuż przed porodem, aby potem otrzymać wysoki zasiłek, ale po tegorocznej zmianie przepisów taki fortel przestał być już opłacalny). O problemie ciążowych etatów pisaliśmy już na naszych łamach, dziś tylko go przypominamy. Podobnie zresztą jak i zjawisko, kiedy nie ma już pracodawcy, a więc i etatu, ale ubezpieczeni i tak przez długi czas korzystają z pieniędzy z ZUS.