MON nie zamierza wykorzystywać doświadczenia urzędników zajmujących się bezpieczeństwem w gminach.
Stanowiska urzędnicze ds. obronności i zarządzania kryzysowego / Dziennik Gazeta Prawna
Kilkanaście tysięcy zatrudnionych w samorządach, instytucjach państwowych czy szkołach wyższych zajmuje się na co dzień sprawami obronności, w tym zarządzaniem kryzysowym. Ich utrzymanie co roku kosztuje budżet państwa ok. 200 mln zł. Środki te nie pokrywają wszystkich wydatków, gdyż rząd finansuje w każdej z instytucji najczęściej od 0,2 do 0,4 etatu.
Tymczasem urzędy, przede wszystkim samorządy, tworzą od jednego do nawet kilkunastu stanowisk specjalistów ds. obronności, które finansują z własnych budżetów. Zdaniem ekspertów ta armia urzędników powinna być częścią obrony terytorialnej, którą obecnie tworzy Ministerstwo Obrony Narodowej. Takich planów jednak na razie nie ma.
Zajmują się wszystkim
Z sondy przeprowadzonej przez DGP wynika, że odpowiedzialni za bezpieczeństwo są zatrudniani na każdym szczeblu administracji, a także na uczelniach czy kuratoriach. Do tego należy dodać tych, którzy zajmują się zarządzaniem kryzysowym.
– Stanowiska te są niezbędne do realizacji ustawowych zadań samorządów. Ponadto zagrożenia związane z migracją i terroryzmem, jakie w chwili obecnej występują w Polsce i Europie, powodują zwiększenie zakresu obowiązków zatrudnianych osób – tłumaczy Waldemar Michałowski, dyrektor departamentu bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego Urzędu Miasta Zielona Góra, w którym zatrudnionych jest 11 osób ze średnim wynagrodzeniem 4 tys. zł. Jeszcze więcej specjalistów od bezpieczeństwa ma Białystok – 17, ze średnim wynagrodzeniem 3,8 tys. zł.
Nawet mniejsze miejscowości zatrudniają po kilku. Gogolin ma ich dwóch (ze średnią pensją 4,9 tys. zł), podobnie jak gmina Lubań czy Jędrzejów, z kolei Chojnice trzech. – Do obowiązków naszych pracowników od obronności należy także koordynowanie spraw związanych z ochroną przeciwpożarową, prowadzenie rejestru ochotniczych straży pożarnych, wydawanie zezwoleń na imprezy na terenie gminy i ochrona informacji niejawnych – informuje Krzysztof Długosz, zastępca burmistrza Gogolina.
Specjaliści ds. obronności zatrudnieni w gminach, powiatach czy urzędach marszałkowskich i wojewódzkich zajmują się również udzielaniem pierwszej pomocy przedlekarskiej, prowadzeniem magazynów obrony cywilnej, nadzorem skazanych wykonujących pracę porządkowe, upowszechnianiem dobrych praktyk związanych z obronnością czy bhp. Rozrzut obowiązków jest duży, bo na co dzień urzędnicy ci nie mają co robić.
Wieje nudą
Potwierdzają to eksperci. – W przeszłości byłem szefem biura ds. bezpieczeństwa w stołecznym ratuszu – mówi gen. Roman Polko, były dowódca GROM. – Moim zdaniem administracja zajmująca się obronnością i zarządzaniem kryzysowym jest nadmiernie rozbudowana. Urzędnicy, którzy tam pracują, skupiają się bardziej na przepisywaniu starych planów działania i kopiowaniu dokumentów. Poza tym się nudzą – stwierdza.
Według niego dowódca tworzonej obecnie przez MON obrony terytorialnej powinien mieć możliwość zaangażowania ich do swoich celów, bo wielu z nich ma doświadczenie i dysponuje wiedzą na temat lokalnych zagrożeń. Opowiada się też za tym, by MON w przyszłości miało realny wpływ na obsadzanie w urzędach stanowisk ds. obronności czy zarządzania kryzysowego.
MON nie zamierza jednak wykorzystywać potencjału urzędników. – Zlecając dodatkowe zadania związane z obroną terytorialną urzędnikom zajmującym się obronnością, moglibyśmy się narazić wójtom, burmistrzom, prezydentom miast. Raczej liczymy na dobrowolną współpracę – mówi dr Grzegorz Kwaśniak, doradca ministra obrony narodowej i pełnomocnik ds. obrony terytorialnej.
MON zamierza stworzyć własną armię urzędników, którzy będą się zajmowali obsługą poszczególnych batalionów Wojsk Obrony Terytorialnej na szczeblu centralnym i powiatowym.