Kryzys na rynkach finansowych powoduje, że firmy zmuszone są ograniczać zatrudnienie. Obowiązki zwalnianych przejmują inni pracownicy. Pracodawcy szkolą ich, jak mają radzić sobie z dodatkowymi obowiązkami.
Zarządy wielu przedsiębiorstw energicznie przystąpiły już do rewizji swoich planów i strategii na najbliższe lata. Wszystko przez kryzys finansowy i wyhamowanie gospodarki. Masowo wprowadzane są plany restrukturyzacyjne i oszczędnościowe. Pod lupę w pierwszej kolejności brani są m.in. pracownicy oraz ich produktywność. Dla wielu przedsiębiorstw poważnym problemem okazuje się bowiem niewspółmierna do wydajności pracy wysokość wynagrodzeń. Z diagnozy Narodowego Banku Polskiego wynika, że w tym roku poziom płac już o 27,5 proc. przekroczył efektywność naszej pracy.

Czas to pieniądz

Lekarstwem na ten problem są najczęściej grupowe zwolnienia. Szczególnie dotyczy to wielkich korporacji uzależnionych od światowej koniunktury. O swoje posady drżą już bankowcy, pracownicy przemysłu motoryzacyjnego, budowlańcy i pośrednicy nieruchomości, ale także przewoźnicy lotniczy czy menedżerowie wyższego szczebla.
Problem w tym, że ich zwolnienia nie rozwiążą pracodawcom problemu. Anna Niedziela-Strobel z firmy ANS PR Consulting mówi wprost: z firm ubędzie ludzi, ale nie pracy.
Uważa, że nie ma wątpliwości, że obowiązki zwolnionych będą przejmować inni pracownicy.

Audyt czy pomoc

Wiele firm w Polsce na razie lekceważy jeszcze problem przerzucania obowiązków z pracowników na pracowników, ale są też takie, które od kilku miesięcy stosują już narzędzia pozwalające zwiększyć efektywność pracy.
Z danych firmy ANS PR Consulting wynika, że z takich programów korzystają m.in. BP Polska, Pfizer, Ernst & Young, Nestle. Nie wszyscy chcą się jednak tym pomysłem chwalić.
Niektóre z programów kojarzą się bowiem pracownikom z nieprzyjemnym audytem w postaci kontroli czasu ich pracy. Wynajęci na zewnątrz firmy trenerzy na ogół nie odstępują pracowników w ich pracy na krok: liczą czas poświęcony na spotkania, rozmowy telefoniczne, zebrania, wypełnianie dokumentacji, a także załatwianie prywatnych spraw. Dane te następnie są analizowane przez konsultantów i omawiane z daną osobą pod kątem zwiększenia jej efektywności. Jedna z trenerek osobistej efektywności z firmy IBT Polska, Katarzyna Faczyńska, przyznaje, że taka rozmowa to najczęściej gorzka pigułka dla audytowanego.
- Polacy, i nie tylko, mają nawyk pozostawiania spraw trudnych i nieprzyjemnych na niesprecyzowaną przyszłość. Drugim poważnym błędem jest zbyt mały lub całkowity brak planowania. Wiele czynności podejmowanych jest bez planu, bez wyprzedzenia. Nawet poważni menedżerowie nie prowadzą kalendarzy albo zapisują czynności do zrobienia na tzw. żółtych karteczkach - mówi Katarzyna Faczyńska.
Nic dziwnego, że pracownicy niechętnie poddają się takiej weryfikacji.
W koncernie paliwowym BP Polska na pierwsze warsztaty z efektywności osobistej nie zgłosił się nikt. - Dopiero informacja, że szkolenie obejmie przede wszystkim obsługę techniczną programu Outlook okazała się trafiona. Przyszedł komplet inżynierów i informatyków - przyznaje Jacek Sysak, specjalista HR w BP Polska.

Kryzys to złote czasy

Jednak tego typu szkolenia i programy cieszą się coraz większym wzięciem. Na rynku pojawiają się coraz to nowe oferty zawierające programy zarządzania czasem czy efektywności osobistej. Szkolenia takie prowadzą m.in. firmy: Mahthey z (Piaseczno k. Warszawy), IBT Polska (Warszawa), IRB - Szkolenia (Warszawa) czy LUQAM Quality Service Group (Kraków). Tylko w ostatnich trzech miesiącach w wielu z nich liczba zleceń wzrosła aż dwukrotnie.
23 miejsce zajmuje Polska w Europie według Eurostatu pod względem produktywności pracy