KONTROLE W niektórych urzędach publicznych liczba przyuczających się osób przewyższała liczbę pracowników, twierdzi NIK. Instytucje biorą pod swoje skrzydła młodych zdolnych, ale rzadko oferują im potem pracę
Dziennik Gazeta Prawna
Brak pracy wśród ludzi młodych to w Polsce prawdziwa plaga. Według danych Eurostatu stopa bezrobocia młodzieży w grudniu 2014 r. wyniosła w naszym kraju aż 22,6 proc., co oznacza, że była niemal trzykrotnie wyższa od europejskiej średniej (8,0 proc.). Najwyższa Izba Kontroli postanowiła sprawdzić, jak w administracji publicznej funkcjonuje system praktyk oraz staży, dzięki którym młodzi ludzie mogą zdobyć cenne doświadczenia zawodowe i podnieść swoje kompetencje.
Kontrolerzy od połowy września do końca grudnia 2015 r. wzięli pod lupę 24 jednostki: 17 urzędów administracji publicznej (dwa ministerstwa, pięć urzędów wojewódzkich, pięć urzędów miast lub gmin oraz pięć starostw powiatowych) oraz siedem szkół wyższych na terenie sześciu województw.
Efekty kontroli, do których dotarliśmy, są zaskakujące. Weźmy przykładowo najważniejszy dla każdego praktykanta aspekt, czyli perspektywy zatrudnienia w miejscu, w którym przechodzi szkolenie. W 17 urzędach administracji państwowej i samorządowej w latach 2013–2015 (do 30 września) zrealizowano 2,3 tys. staży i praktyk. Jednak zatrudnienie po odbytym stażu znalazły tylko 202 osoby, a po praktyce zawodowej – jedna osoba na 877 odbytych praktyk tego rodzaju.
Urzędnicy nie mają sobie nic do zarzucenia. – Wszystkich nie zatrudnimy, musimy wybrać najlepiej rokujących. Zdarza się, że część stażystów czy praktykantów sama rezygnuje z możliwości zatrudnienia, bo np. praca rozmijała się z ich wyobrażeniami. Zarówno jeśli chodzi o obowiązki, jak i poziom wynagrodzenia – twierdzi w rozmowie z nami pracownik jednego z kontrolowanych urzędów.
Z analizy NIK wynika, że niektóre urzędy najwyraźniej przesadzają z liczbą stażystów. Wygląda wręcz na to, że część z nich znajduje sobie w ten sposób darmową siłę roboczą. Bo z jednej strony mamy np. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, w którym stosunek liczby praktykantów i stażystów do zatrudnionych tam pracowników wyniósł 1,6 proc. w 2015 r. Z drugiej strony mamy Urząd Gminy w Iwaniskach (woj. świętokrzyskie), gdzie odsetek ten wyniósł już 71 proc., a w rekordowym roku 2013 stażystów i praktykantów było prawie dwukrotnie więcej niż pracowników (195 proc.).
Jak to możliwe? W okresie 2013–2015 w urzędzie gminy zatrudnione były 42 osoby. Ale dziewięć z nich pracowało w oczyszczalni ścieków i stacji uzdatniania wody. Tymczasem w II kw. 2014 r. na stażach było nawet 39 osób. Dodatkowo w urzędzie w tym okresie realizowane były praktyki studenckie i zawodowe. Co robiła ta mała armia? Większość osób oddelegowano do jednostek organizacyjnych gminy, np. do szkół podstawowych w okolicznych miejscowościach. I to mimo że kierownicy tych jednostek wcale nie dopraszali się o stażystów, a samo działanie – zdaniem NIK – było niezgodne z umowami o stażach.
Chcieliśmy zapytać urzędników z Iwanisk, czy oby nie przesadzają z liczbą osób do przeszkolenia. Niestety wczoraj nikt nie miał czasu na rozmowę z nami. Sprawę jednak próbowała kontrolerom wcześniej tłumaczyć skarbniczka gminy: „Codziennie rano spotykałam się ze stażystami, omawiane były zadania do realizacji (...)” – przytaczają jej wypowiedź autorzy raportu NIK. Z kolei z wyjaśnień złożonych przez wójta wynika, że realizowanie stażu w innych placówkach wynikało też z dążenia do zmniejszenia kosztów dojazdu do miejsca stażu, ponoszonych przez bezrobotnych zamieszkałych poza Iwaniskami.
W takich warunkach trudno się spodziewać, że jakość staży będzie wysoka. A to da się ocenić – zgodnie z podstawą programową kształcenia w zawodach (określoną w rozporządzeniu ministra edukacji narodowej z 7 lutego 2012 r.) szkoła organizuje praktyki zawodowe w podmiocie zapewniającym rzeczywiste warunki pracy, właściwe dla nauczanego zawodu. Mówiąc inaczej – staż ma nauczyć młodego adepta jego przyszłego fachu, a nie tylko udawać, że to robi.
Przykładowo w Starostwie Powiatowym w Limanowej praktykę zawodową odbywały osoby kształcące się w zawodach: technika handlowca, technika sprzedawcy, technika reklamy. Co to ma wspólnego z działalnością starostwa? Chyba niewiele, o czym wiedzą sami urzędnicy – starosta wyjaśnił kontrolerom, że osoby ubiegające się o możliwość odbycia praktyki były informowane o braku możliwości odbycia praktyki zgodnie z kierunkiem nauki i programem praktyk. Z kolei inspektor ds. kadr i szkoleń w starostwie tłumaczyła, że intencją była zwyczajna pomoc uczniom. „Gdyby starostwo zwracało uwagę na kierunek wykształcenia i program praktyk przygotowany przez uczelnie lub szkoły i ściśle się tym kryterium kierowało, to musiałoby w znacznym stopniu ograniczyć przyjęcia na praktyki, co uniemożliwiłoby dalsze kształcenie praktykantom, a niezaliczenie praktyki skutkowałoby niezaliczeniem roku szkolnego” – cytują panią inspektor kontrolerzy NIK.
Niepokojące są także niezbyt jasne procedury naboru młodych i chętnych do pracy ludzi. Tylko w trzech z 17 objętych kontrolą urzędach upubliczniano np. na stronach internetowych i tablicach ogłoszeń informacje o wolnych miejscach oraz zasadach naboru na praktyki i staże (o wymaganych dokumentach, osobach do kontaktu itp.). W konsekwencji sam proces naboru bywa nieprzejrzysty. „W żadnym ze skontrolowanych urzędów nie opracowano w formie pisemnej zasad i kryteriów podejmowania decyzji w tej sprawie, a kryteria wskazywane w wyjaśnieniach cechowała duża dowolność” – stwierdza NIK. Kierownicy jednostek kontrolowanych z reguły tłumaczyli się tak samo – przyczyną odrzucania wniosków był brak możliwości sfinansowania staży przez powiatowe urzędy pracy, a także brak potrzeb i możliwości urzędu oraz negatywna ocena kandydata po przeprowadzonej rozmowie kwalifikacyjnej.
Choć wnioski po przeprowadzonej kontroli wydają się naprawdę mało optymistyczne, eksperci nie skreślaliby staży i praktyk w ogóle. – Ważne jest to, by pracodawca traktował serio swojego praktykanta, a sam stażysta umiał takiego traktowania wymagać od pracodawcy – podkreśla Zbigniew W. Żurek, minister pracy w gospodarczym gabinecie cieni BCC. Jego zdaniem, organizując staż, najlepiej jest, gdy młody człowiek przechodzi wszystkie zakamarki w firmie. – A potem wyniesie z tego, co będzie chciał. W pierwszym tygodniu być może zwierzchnicy każą mu parzyć kawę, ale w drugim przydzielą poważniejsze zadania. Czasem pewne umiejętności trzeba sobie wyszarpać – dodaje ekspert. ⒸⓅ
Niektóre urzędy przesadzają z liczbą praktykantów. Wygląda na to, że część z nich znajduje sobie w ten sposób darmową siłę roboczą