Komisja Europejska zaapelowała we wtorek do Niemiec, Austrii, Belgii i Danii o otwarcie swoich rynków pracy dla obywateli krajów, które wraz z Polską weszły do UE w maju 2004 r. Ale nie grozi im żadnymi sankcjami, jeśli tego nie zrobią.

"Zachęcam do zniesienia restrykcji tak szybko, jak to możliwe" - powiedział na konferencji prasowej unijny komisarz ds. pracy Vladimir Szpidla. "Swobodny przepływ pracowników to jedna z podstawowych swobód w Unii Europejskiej, a gospodarka na tym korzysta" - podkreślił.

Najpóźniej do 30 kwietnia przyszłego roku czwórka krajów będzie musiała poinformować Komisję Europejską, czy chcą dalej stosować restrykcje, czy też wzorem innych zakończyć okresy przejściowe wprowadzone wraz z rozszerzeniem UE w maju 2004 roku. Ale - w przeciwieństwie do poprzednich lat - nie wystarczy już zwykłe poinformowanie KE o przedłużeniu restrykcji. Kraje będą musiały udowodnić, że uzasadnione są ich obawy przed "poważnymi zakłóceniami" na rynku pracy w przypadku zniesienia okresów przejściowych.

Niemcy i Austria dały już do zrozumienia, że przedłużą zamknięcie rynków na maksymalny dopuszczony w Traktacie Akcesyjnym okres - do 2011 r.

Komisarz Szpidla nie potrafił we wtorek powiedzieć, jak KE sprawdzi, czy dany kraj ma podstawy do przedłużenia restrykcji. I co zrobi, jeśli uzna, że nie ma ryzyka "poważnych zakłóceń". "Traktat nie przewiduje w tej sprawie specyficznej procedury. To otwarta sprawa, wszystko zależy od rozwoju sytuacji. Teraz za wcześnie o tym mówić" - oświadczył.

Szpidla podkreślał, że za otwarciem rynku przemawia opublikowany we wtorek przez KE raport, który dowodzi, że w krajach z otwartymi rynkami pracy nie zanotowano żadnych poważniejszych perturbacji. Wręcz przeciwnie - wyjechali głównie młodzi pracownicy, przyczyniając się do wzrostu gospodarczego i równowagi finansów publicznych przyjmujących krajów.

Wbrew obawom, po napływie imigrantów średnie płace tam nie spadły, a bezrobocie nie wzrosło

"Pracownicy jeżdżą tam, gdzie jest popyt na siłę roboczą, bo przecież ich celem nie jest bezrobocie. Wielu zresztą wraca" - powiedział komisarz. KE szacuje, że np. Wielką Brytanię i Irlandię mogła opuścić już połowa pracowników z nowych krajów UE, którzy przybyli tam po rozszerzeniu w 2004 r.

Z raportu wynika, że od rozszerzenia liczba obywateli nowej dziesiątki mieszkających w starej piętnastce wzrosła o 1,1 mln i wynosi obecnie ok. 2 mln.

Procentowo najbardziej mobilni są Litwini - 3,1 proc. z nich wyjechało w ciągu ostatnich czterech lat za granicę, Rumuni (2,5 proc.) i Cypryjczycy (3 proc.).

Polacy plasują się na czwartym miejscu ze Słowakami - w ciągu ostatnich czterech lat wyjechało 2 proc.; 1,1 proc. Polaków jest za granicą już dłużej. Oznacza to, że - według szacunków KE - w innym kraju UE mieszka 3,1 proc. Polaków w wieku 15-64 lata.

Z raportu wynika, że 59 proc. Polaków wyjechało do Wielkiej Brytanii, 17 proc. do Irlandii, 11 proc. do Niemiec.

Z publikacją raportu zbiegło się ogłoszenie danych unijnego urzędu statystycznego Eurostat o migracji w UE za rok 2006. Wynika z niego, że Polacy są największą grupą imigrantów w UE (290 tys.), przed Rumunami i Marokańczykami. Z kolei Polska jest - obok Rumunii, Litwy i Łotwy - krajem, który przyjmuje najmniej imigrantów - mniej niż 1 osobę na mieszkańca.

Według danych GUS w końcu 2007 roku poza granicami Polski przebywało czasowo ok. 2,2 mln osób, tj. o 320 tys. więcej niż w 2006 r. Zdecydowana większość - około 1,8 mln emigrantów z Polski - przebywała w krajach członkowskich UE.