Wracamy do rynku pracownika. Jeśli tak dalej pójdzie, to zatrudniani będą dyktować warunki przedsiębiorcom, a nie odwrotnie. W końcu pierwszego kwartału br. w instytucjach i firmach (z co najmniej jednym zatrudnionym) było 89,6 tys. wakatów. To najwięcej od 2009 r. – wynika z najnowszych badań popytu na pracę prowadzonych przez GUS.
Popyt na pracę / Dziennik Gazeta Prawna



Rekordowo dużo ofert czekało na robotników przemysłowych i rzemieślników, operatorów oraz monterów maszyn i urządzeń. Firmy poszukiwały również lepiej wykształconych specjalistów. Największy niedobór pracowników był odczuwalny w przemyśle przetwórczym. W końcu marca było tam 20,6 tys. wolnych miejsc pracy. Drugie miejsce w tym rankingu należało do handlu. Tam w tym czasie było prawie 16 tys. wakatów. I to w sytuacji, w której w urzędach pracy zarejestrowanych było 1,6 mln bezrobotnych. Statystycznie nie powinno więc być problemów z obsadzeniem wolnych miejsc.

– Wśród zarejestrowanych osób bez zajęcia przeważają długotrwale bezrobotni – zauważa prof. Zenon Wiśniewski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Jak podkreśla, część z nich nie jest w ogóle zainteresowana legalną pracą. Zarabiają w szarej strefie. – Inni chcieliby pracować, ale po długim okresie bezczynności brakuje im umiejętności zawodowych. W efekcie pracodawcy, mimo braków kadrowych, niechętnie podpisują z nimi umowy. Są i tacy, którzy nie mają ochoty uzupełniać utraconych kwalifikacji. Robią wszystko, aby utrzymać status bezrobotnego, bo przyzwyczaili się do życia na państwowym garnuszku – twierdzi prof. Wiśniewski.

Dodaje, że problemy pracodawców ze znalezieniem dobrych pracowników wynikają również z tego, że oferują im często tylko minimalne wynagrodzenie. A to dla wielu bezrobotnych zbyt mało.

Kandydatów do pracy nie jest dużo także ze względu na zmiany demograficzne związane z niską liczbą urodzeń w naszym kraju. Od prawie 25 lat na świat przychodzi dwa razy mniej dzieci niż podczas ostatniego wyżu demograficznego z pierwszej połowy lat 80. Kurczy się więc krąg osób, które trafiają na rynek pracy. Dodatkowo część z nich emigruje w poszukiwaniu lepiej płatnego zajęcia.

Przy rosnącym braku chętnych do pracy ponownie tworzy się, aczkolwiek powoli, rynek pracownika, na którym może on coraz śmielej dyktować warunki związane np. z wysokością pensji. Między innymi dlatego przeciętne wynagrodzenie w firmach zatrudniających ponad 9 osób było w maju o 4,1 proc. wyższe niż przed rokiem. Po dwóch latach niezłej koniunktury gospodarczej perspektywy dla rynku pracy są nadal pozytywne. Gospodarka będzie się rozwijać w ok. 3,5-proc. tempie. ©?

Mazowieckie, Śląsk, Małopolska. Na każde zlikwidowane miejsce pracy przypadają ponad dwa świeżo stworzone

W pierwszym kwartale tego roku instytucje i firmy zatrudniające co najmniej jedną osobę stworzyły ponad 192 tys. nowych etatów – wynika z danych GUS. Jednak nie wszystkie nowe miejsca pracy zostały obsadzone. W końcu marca na chętnych czekało bowiem 21,6 tys. nowych etatów. A jeśli doliczyć te, które zostały zwolnione w wyniku ruchu kadrowego pracowników, było ich w sumie 89,6 tys., czyli najwięcej od ośmiu lat.
Według GUS w pierwszym kwartale najwięcej nowych miejsc pracy powstało w handlu i warsztatach samochodowych, w przemyśle przetwórczym oraz budownictwie. Sytuacja była mocno zróżnicowana regionalnie. Na pierwszym miejscu znalazło się województwo mazowieckie, gdzie od stycznia do końca marca stworzono 37,1 tys. etatów. Drugi na tej liście był Śląsk (23,7 tys. nowych etatów), a trzecia – Małopolska (21,7 tys.). Najmniej miejsc pracy powstało w słabiej rozwiniętych regionach – w Świętokrzyskiem (3 tys.), Podlaskiem (3,3 tys.) oraz Opolskiem (4,4 tys.). PKB per capita jest tam o 19–27 proc. mniejszy niż średnio w kraju.
Z danych GUS wynika również, że dużej liczbie tworzonych etatów towarzyszy kurcząca się liczba likwidowanych miejsc pracy. W I kw. zlikwidowano ich 82,8 tys., a więc o 13,6 proc. mniej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. W efekcie liczba nowo stworzonych miejsc pracy była o 109 tys. (132 proc.) większa niż liczba etatów zlikwidowanych. – To efekt dobrej koniunktury gospodarczej, dzięki której kurczy się grupa firm z problemami finansowymi – ocenia Karolina Sędzimir, ekonomistka z PKO BP. Według ekspertów w całym roku liczba nowych miejsc pracy może być podobna jak w roku ubiegłym, gdy przybyło ich 602 tys.
Ta stabilizacja może wynikać z wniosku wyciągniętego przez część przedsiębiorców, że nie ma sensu tworzenie nowych etatów, skoro nie znajdzie się chętnych do ich obsadzenia. Z drugiej strony, przy dobrej koniunkturze gospodarczej może się utrzymać spadek likwidowanych miejsc pracy. W efekcie przy dużej liczbie nieobsadzonych etatów nadal będzie się zmniejszać liczba osób bez zajęcia. Do końca roku stopa bezrobocia rejestrowanego może spaść poniżej 9 proc. Mogą się więc powiększyć kłopoty pracodawców z rekrutacją pracowników. Problem w pewnym stopniu mogą łagodzić Ukraińcy, którzy chętnie podejmują pracę w naszym kraju, ponieważ mogą u nas zarobić zdecydowanie więcej niż u siebie.