Europosłowie z komisji zatrudnienia Parlamentu Europejskiego opowiedzieli się za maksymalnie 48-godzinnym tygodniem pracy w UE, kwestionując porozumienie rządów krajów członkowskich o możliwości jego wydłużenia nawet do 65 godzin.

Oznacza to ponowne otwarcie dyskusji nad projektem kontrowersyjnej dyrektywy, która od wielu lat dzieli kraje UE na "socjalny" obóz broniący praw pracowniczych i "liberałów" pod wodzą Wielkiej Brytanii, stawiających na pierwszym miejscu elastyczność przepisów potrzebną na przykład w służbie zdrowia, oraz konkurencyjność gospodarki.

Stając po stronie obozu socjalnego, europosłowie komisji przyjęli dużą większością głosów poprawki zaproponowane przez hiszpańskiego socjalistę Alejandro Cercasa. Najważniejsze jest zniesienie w ciągu trzech lat możliwości tzw. opt-outu, czyli wydłużenia czasu pracy ponad 48 godz.

Tak jak postulowała Polska, kompromis przyjęty w czerwcu w Radzie UE stanowił, że za zgodą pracownika tydzień pracy będzie można wydłużyć do 60 godzin w trzymiesięcznym okresie rozliczeniowym, chyba że inaczej stanowi zbiorowy układ pracy lub porozumienie partnerów społecznych w danym kraju. Przy braku porozumienia i przy zaliczeniu nieaktywnego czasu dyżurów do normalnego czasu pracy (tak jak w Polsce) tygodniowy czas pracy można wydłużyć nawet do 65 godz.

Wbrew apelom "socjalnie" nastawionych krajów, jak Belgia, Hiszpania czy Grecja, stosowanie opt-outu miało nie być ograniczone w czasie.

Polska była zadowolona z osiągniętego kompromisu

Polska chciała uniknąć kłopotów z czasem w pracy w służbie zdrowia, gdzie stosowane są opt-outy (dyżury lekarskie).

"Brytyjczycy i inni zrobili z dyrektywy ser pełen dziur" - powiedział Cercas, protestując przeciwko "skrajnie liberalnemu podejściu", które jest zamachem na europejski model socjalny.

Cercas zapowiedział, że jeszcze przed głosowaniem plenarnym zaplanowanym na grudzień będzie chciał dojść do porozumienia z francuskim przewodnictwem UE co do ostatecznego kształtu dyrektywy. "Mam nadzieję, że Rada przyjmie poprawki PE" - powiedział, podkreślając, że nie ustąpi w kluczowej sprawie likwidacji opt-outu.

W ciągnących się od czterech lat zaciętych dyskusjach nad nową dyrektywą, Francja zajmowała czołowe stanowisko w obozie "socjalnym". W czerwcu jednak poparła kompromis, w przededniu swojego przewodnictwa w UE chętnie pozbywając się kłopotliwego problemu. Stanowisko Francji komplikuje trwająca wewnętrzna dyskusja o odejściu od obowiązującego tam 35-godzinnego tygodnia pracy. Jako unijne przewodnictwo Francja ma za zadanie bronić kompromisu osiągniętego w Radzie, jednak francuski minister pracy Xavier Bertrand jeszcze w czerwcu dawał do zrozumienia, że jest otwarty na poprawki eurodeputowanych.

Co będzie, jeśli negocjacje się nie powiodą, w głosowaniu plenarnym PE odrzuci kompromis z Rady, a kraje członkowskie nie zgodzą się na poprawki eurodeputowanych? W mocy pozostanie obecna dyrektywa z 1993 roku, nowelizowana 10 lat później, która daje możliwość wydłużenia tygodnia pracy nawet do 78 godzin.