Po burzy, która przetoczyła się przez rząd i Sejm poprzedniej kadencji, wydawałoby się, że problem nadużyć w korzystaniu z zasiłków macierzyńskich – by nie powiedzieć wyłudzeń i to niezwykle wysokich świadczeń – został opanowany. Rozwiązanie w postaci ustawy z 15 maja 2015 r. o zmianie ustawy o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. poz. 1066 ze zm.), która weszła w życie 1 stycznia br., dotyczyło jednak wyłącznie ograniczenia w uzyskiwaniu zbyt wysokich świadczeń przez osoby samozatrudnione. W poprzednim stanie prawnym miały one taką możliwość nawet wtedy, gdy opłacały wysoką składkę na ubezpieczenie chorobowe bardzo krótko – pierwotnie tylko przez jeden miesiąc.
Problem z nadużyciami w zakresie zasiłków chorobowych czy macierzyńskich nie zaczyna się jednak ani nie kończy na tzw. przedsiębiorczych matkach. To tylko jeden – choć dotychczas najmocniej nagłośniony – aspekt problemu. Tajemnicą poliszynela jest bowiem, że z wysokich zasiłków (czy w ogóle z zasiłków) przy niewielkim zaangażowaniu finansowym ze strony ubezpieczonych mogą nadal korzystać osoby, które choćby na chwilę zawrą umowę o pracę. Jeśli trwa ona minimum jeden miesiąc, ubezpieczony uzyskuje prawo do zasiłku – i to niekoniecznie w najniższej wysokości. Jego kwota zależy bowiem od wynagrodzenia, ale tylko tego formalnie ujętego w umowie o pracę. Jeśli więc strony stosunku pracy umówią się na wysoką kwotę, ale faktycznie wypłacana jest dużo niższa, dla ustalenia świadczenia w praktyce będzie mieć znaczenie ta pierwsza wartość.
Bywa też, że stosowany jest jeszcze inny mechanizm – pracodawca wypłaca całość wynagrodzenia np. na rachunek bankowy, a pracownik „do ręki” zwraca mu „nadpłaconą” część. Tego rodzaju praktyki najpowszechniejsze są w kręgu rodzinnym. Zdarzają się od lat, jednak to w związku z ostatnimi zmianami w ustawie zasiłkowej od tego roku zwiększyła się liczba spraw, w których – jak nieoficjalnie mówią nam pracownicy ZUS – dochodzi do zawarcia pozornych umów o pracę z kobietami w ciąży. A korzystają z nich z pewnością nie tylko osoby bezrobotne czy pracujące na podstawie umów o dzieło, lecz także... samozatrudnione – nadużycia ze strony których miała ukrócić ostatnia nowelizacja.