Resort rodziny, pracy i polityki społecznej zmieni sposób wyłaniania szefa ZUS.
Nowego prezesa ZUS ma powołać premier Beata Szydło. Ma on zostać wskazany przez ministra rodziny, pracy i polityki społecznej, który odpowiada za zabezpieczenie społeczne w rządzie, i uzyskać pozytywną rekomendację rady nadzorczej ZUS. W jej skład wchodzą przedstawiciele rządu, pracodawców, związków zawodowych oraz organizacji emerytów i rencistów.
– Zmianę procedury wyłaniania prezesa ZUS traktujemy jako priorytet. W zasadzie wszyscy krytykują ten mechanizm. Chcemy wrócić do trybu powoływania prezesa zakładu, który był stosowany wcześniej – podkreśla wiceminister pracy Marcin Zieleniecki.
System, który chce przywrócić PiS, obowiązywał do 2008 r., gdy został zmieniony przez PO na procedurę konkurencyjnego naboru. Taki sposób wyboru miał gwarantować większą przejrzystość i postawienie na najbardziej kompetentnego kandydata. W nowy sposób został wybrany poprzedni prezes Zbigniew Derdziuk, wcześniej szef Stałego Komitetu rządu Donalda Tuska. Jednak gdy na początku tego roku złożył dymisję, jego następcy nie udało się już wyłonić w konkursie.
– Jak przebiegał ostatni, wszyscy widzieli. Prezes ZUS zarządza potężną instytucją podległą rządowi oraz olbrzymim majątkiem. Odpowiada za bezpieczeństwo socjalne milionów Polaków. W takim przypadku tryb konkursowy jest nieporozumieniem – dodaje wiceminister Zieleniecki.
Powodem fiaska ostatniego konkursu były nieodległe wybory. Nowego prezesa miała powołać Ewa Kopacz, tyle że jej następca na tej funkcji mógł go bez problemu odwołać. W przeciwieństwie do urzędów takich jak UKE czy KNF prezes ZUS, choć wybierany w ramach konkursu, nie ma bowiem kadencji. Co więcej, powołanie nowego szefa tej instytucji musi być poprzedzone konkursem, ale by go odwołać, wystarczy wniosek ministra rodziny, pracy i polityki społecznej skierowany do premiera. Nowy prezes nie miał więc żadnej pewności, że będzie szefem tej instytucji dłużej niż przez rok. W efekcie żaden z liczących się kandydatów nie zgłosił się do procedury naboru. Jako jedyna z piątki kandydatów, którzy zgłosili się do konkursu przez etap pisemny, przebrnęła Katarzyna Kalata, która nie uzyskała rekomendacji po ustnej części. Z powodu klapy konkursu minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz nie zorganizował już kolejnego naboru. I po tym pojawiło się coraz więcej głosów, by wycofać się z konkursu na szefa tej instytucji. To stało się podstawą do decyzji nowego rządu.
Zmianie trybu wyboru prezesa ZUS nie dziwi się Aleksandra Wiktorow, była wiceminister pracy, była prezes ZUS, a obecnie rzecznik finansowy. – To bardzo dobry pomysł. Do tej pory były dwa konkursy i ich rezultaty pokazały, że taka forma się nie sprawdza. W pierwszym było wiadomo, kto ma wygrać, a w drugim zgłosiła się pani, która przez miesiąc zrobiła wokół siebie szum medialny większy niż w ja przez sześć lat bycia prezesem ZUS. A wiedzę miała zerową. Lepiej niech rząd bierze odpowiedzialność za tego, kogo stawia na stanowisku – podkreśla Wiktorow, która proponowała wprowadzenie takich zmian już poprzedniemu rządowi.
Prezes ZUS jest szefem instytucji, która realizuje roczne wydatki rzędu 200 mld zł. Choć nie powinien kreować polityki rządu, a tylko ją wykonywać, odpowiada za realizację polityki w newralgicznych dziedzinach. Tylko w ramach już zapowiedzianych od początku tej kadencji ustaw ZUS będzie brał udział w obniżeniu wieku emerytalnego czy wypłacie jednorazowych dodatków dla emerytów i rencistów. Co oznacza, że taką instytucją musi kierować osoba, która ma zaufanie premiera.
Jednak by wybrać nowego prezesa, najpierw trzeba zmienić ustawę o ubezpieczeniach społecznych. To właśnie art. 73 i 73a tej ustawy opisują procedurę naboru konkursowego. W resorcie rodziny, pracy i polityki społecznej trwają już prace nad przygotowaniem nowelizacji ustawy. Prawo ma zostać zmienione tak szybko, jak to możliwe. Jeśli PiS będzie faktycznie szybko chciał przeprowadzić korekty, może ich dokonać, składając inicjatywę poselską. Resort rodziny i pracy zachowuje milczenie pytany o ewentualnych kandydatów na tę funkcję.
Zdaniem Aleksandry Wiktorow pożyteczne byłoby, gdyby przy tej okazji wprowadzona została kadencyjność na tej funkcji z precyzyjnie opisanymi warunkami wcześniejszego odwołania. – Jeśli ktoś ma swoją strategię, nie może drżeć cały czas, że go wyrzucą. Oczywiście można odwołać prezesa, określając, kiedy to zrobić, np. przy negatywnej opinii NIK, czy wymieniając inne przesłanki – podkreśla Wiktorow.
System, który chce przywrócić PiS, obowiązywał do 2008 r.