PROBLEM: Żółty związek zawodowy, zwany też prezesowskim, to termin ukuty dla określenia organizacji związkowych, które są inspirowane przez pracodawcę lub jemu sprzyjające. Po co pracodawcy taki związek? Otóż do wielu spraw, np. uzgadniania regulaminu wynagradzania, pracy czy zakładowego funduszu świadczeń socjalnych. Aby działające u pracodawcy organizacje związkowe miały realny wpływ na ich kształt, muszą przedstawić jedno wspólnie uzgodnione stanowisko. Brak zgody jednej z nich na porozumienie oznacza, że pracodawca ma wolną rękę przy podejmowaniu decyzji o wprowadzeniu danej regulacji. Powstaje więc pytanie, czy jeden ze związków mógłby skutecznie kwestionować działalność drugiego, wskazując, że nie powstał on w celu obrony interesów pracowników, ale aby blokować inne organizacje w kwestiach spornych z pracodawcą. Warto przywołać tutaj niedawny wyrok Sądu Najwyższego z 8 września 2015 r. (sygn. akt I PK 234/14). W sprawie tej SN mimo podejrzenia, że związek zawodowy powstał, by działać na korzyść pracodawcy, nie dopatrzył się niczego podejrzanego. Tymczasem organizacja ta doprowadziła do fiaska negocjacji z pracodawcą w sprawie wprowadzenia zmian w regulaminie wynagradzania i tym samym umożliwiła mu wprowadzenie obniżek pensji zatrudnionych.
1. Popierających prezesa może być więcej
Obecnie trudno określić, jaka jest skala zjawiska. Zarzuty bycia żółtym związkiem zawodowym, wspierającym pracodawcę czy nawet z jego inicjatywy utworzonym, pojawiają się co pewien czas w retoryce samych związkowców wobec konkurencyjnych organizacji, z którymi są skonfliktowane. Związki zawodowe inspirowane przez pracodawcę bądź mu sprzyjające niezwykle trudno jest odróżnić od pozostałych. Statystyki w tym zakresie w zasadzie nie są prowadzone.
Z ostatnich badań dotyczących tej tematyki, przeprowadzonych przez Centrum Badania Opinii Społecznej i opracowanych przez zespół prof. Juliusza Gardawskiego ze Szkoły Głównej Handlowej, wynika, że żółte związki, podporządkowane w całości zarządom, stanowią tylko 1,1 proc. Jednak już niemal 15 proc. jest takich, które z reguły trzymają stronę dyrekcji, choć czasem bronią też interesów pracowniczych. Wreszcie aż 32 proc. częściej opowiada się po stronie zatrudnionych, ale w pewnych kwestiach akceptuje stanowiska zarządów, nawet kosztem interesów pracowniczych.
W opinii części ekspertów mówienie o żółtych związkach zawodowych jest więc przesadą.
– Nie spotkałem się z sytuacją, by takie związki, inspirowane przez pracodawcę, rzeczywiście działały. Nawet gdy związek zawodowy powstaje ad hoc, to nie po to, by przeciwstawiać się innym związkom, ale aby opinię pracowników dotychczas niereprezentowanych przeciwstawić tym, którzy mają już przedstawicieli swoich poglądów w innych organizacjach – twierdzi Sławomir Paruch, radca prawny, partner w kancelarii Raczkowski Paruch.
Jednak zdaniem przedstawicieli związków zjawisko powstawania organizacji trzymających stronę pracodawcy rzeczywiście ma miejsce, a nawet jest coraz częstsze. – Takich związków powstaje coraz więcej. Jednak to zjawisko trudne do udowodnienia, bo w sytuacji gdy jedna z organizacji nie dopuszcza do uzgodnienia wspólnego stanowiska, nie ma twardych dowodów na to, że działa na korzyść pracodawcy i w istocie nie reprezentuje interesów pracowniczych – wskazuje Andrzej Radzikowski, wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.
– Obawiam się, że po wrześniowym wyroku Sądu Najwyższego takich organizacji będzie powstawać więcej. Pracodawcy mogą się poczuć ośmieleni, by inspirować ich powstawanie, bo po co uzgadniać dany regulamin, skoro lojalna wobec niego organizacja może wykluczyć taką konieczność – stwierdza prof. Marcin Zieleniecki z Katedry Prawa Pracy Uniwersytetu Gdańskiego, ekspert NSZZ „Solidarność”.
2. Kiedy zarzut niereprezentatywności
Jak wskazuje prof. Zieleniecki, do czasu gdy działa autentyczna organizacja związkowa, reprezentująca interesy pracowników, często spełniająca wymogi reprezentatywności, pracodawca ma trudnego partnera po drugiej stronie stołu negocjacyjnego. W przypadku gdy w zakładzie pracy działa jedna organizacja reprezentatywna, a zostanie utworzony nowy, żółty związek, ta pierwsza utraci możliwość skutecznego wpłynięcia na stanowisko pracodawcy.
– Umożliwia to art. 30 ust. 5 ustawy z 23 maja 1991 r. o związkach zawodowych (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 167 ze zm.), który pozwala na działanie organizacji reprezentatywnych, bez oglądania się na te, które tego statusu nie mają, tylko wówczas, gdy takich reprezentatywnych organizacji związkowych jest co najmniej dwie w zakładzie pracy. Gdy istnieje jedna, żółty związek jest w stanie ją zablokować. A wtedy pracodawca jest w ogóle zwolniony ze współdziałania ze związkami zawodowymi – zauważa prof. Marcin Zieleniecki. Podkreśla on, że z uwagi na to, że jest to obszar zbiorowego prawa pracy i wolności związkowych, nie ma szczególnych procedur, w tym powództw, którymi mogłaby się posłużyć organizacja rzeczywiście broniąca spraw pracowników wobec tej działającej na ich szkodę.
– Właściwie jedyna taka możliwość istnieje przy uzgadnianiu układów zbiorowych pracy. Wówczas jedna organizacja może zarzucić drugiej brak reprezentatywności, którą ta ostatnia będzie musiała potwierdzić w postępowaniu sądowym o stwierdzenie jej reprezentatywności – zaznacza prof. Zieleniecki.
3. Kwestionowanie w procesie sądowym
Eksperci nie mają złudzeń – ich zdaniem w przypadku żółtych organizacji nie można mówić o fikcyjności czy pozorności działania związku zawodowego, którego celem nie jest obrona interesów i praw pracowniczych. Rozważają możliwość podważenia bytu takiej organizacji w procesie sądowym, ale nie dają takim próbom wielkich szans powodzenia.
– Nie można kwestionować działalności takiej organizacji. Byłoby to całkowicie nieskuteczne, bo przecież każdy związek, jeśli tylko spełnia kryterium liczebnościowe, a więc gdy w jego skład wchodzi minimum 10 osób, korzysta z wolności związkowej i ma prawo działać. A to, jakie ma poglądy i czy reprezentuje grupę menedżerów, czy szeregowych pracowników, nie ma tu znaczenia – twierdzi dr Patrycja Zawirska, radca prawny z kancelarii K&L Gates. Dodaje, że oczywiście pewne formalne drogi ustalenia, że żółty związek jest organizacją fikcyjną, teoretycznie istnieją.
– W tej sprawie można by próbować poszukiwać podobnego powództwa jak w przypadku żądania ustalenia nieistnienia prawa do strajku, wnoszonego na podstawie art. 189 ustawy z 17 listopada 1964 r. – Kodeks postępowania cywilnego (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 101 ze zm.). Są jednak niewielkie szanse, że okazałoby się ono skuteczne, bo wchodzimy w sferę poglądów danej organizacji. Nie jest też pewne, czy sąd przyznałby zainteresowanej organizacji związkowej legitymację formalną do wniesienia takiego powództwa. Uważam, że także wówczas sąd badałby wyłącznie kwestię liczebności związku uważanego za żółty – przekonuje dr Zawirska.
Również zdaniem Sławomira Parucha kwestionowanie działalności związku uważanego za działający w interesie pracodawcy byłoby z góry skazane na niepowodzenie, choć – teoretycznie – w konkretnym procesie sądowym, w którym taki związek występuje jako strona, można by próbować argumentować, że zgodnie z art. 8 k.p. nie ma on prawa bytu, bo nadużywa swoich praw.
– Wykazywanie na podstawie art. 8 k.p., że taki związek obchodzi prawo, byłoby bardzo trudne do udowodnienia. A tym samym ustalenie, że żółta organizacja działa w przeciwnym celu niż obrona praw pracowniczych, jest praktycznie niewykonalne – potwierdza dr Janusz Żołyński, specjalista z zakresu zbiorowego prawa pracy.
4. Procedura deregulacji lub działania faktyczne
Pewne możliwości wyeliminowania związku prezesowskiego eksperci dostrzegają także na gruncie przepisów dotyczących rejestracji związków zawodowych.
– Jedyna możliwość podważenia istnienia związku działającego na rzecz pracodawcy to obecnie procedura derejestracji opisana w art. 36 ustawy o związkach zawodowych. Zainteresowany związek powinien zebrać odpowiedni materiał wskazujący, że celem działania żółtej organizacji nie jest realizacja celów przewidzianych ustawą, i zgłosić się do prokuratora okręgowego z wnioskiem, by ten wystąpił do sądu rejestrowego o wszczęcie postępowania w tej sprawie. Problemy przy tej procedurze wystąpią jednak na każdym etapie. Jeśli nawet prokurator wniosek złoży, to sąd rejestrowy musiałby zostać przekonany, że poszczególne działania związku są sprzeczne z ustawą. W mojej ocenie działania w ramach tej procedury są bez szans – twierdzi Michał Tomczak, adwokat, partner zarządzający w kancelarii Tomczak i Partnerzy.
Prof. Marcin Zieleniecki uważa, że problem braku odpowiedniej drogi prawnej służącej zakwestionowaniu działalności organizacji związkowej, której cele są odmienne od określonych ustawowo, powinny rozwiązywać przepisy. Na razie pozostaje walka przy użyciu tego samego oręża, którym posługuje się pracodawca, inicjując powstanie popierającego go związku.
– Sposobem obrony przed działaniami żółtego związku zawodowego jest powołanie kolejnej organizacji związkowej reprezentatywnej, która spowoduje odsunięcie tego związku od decydowania – kwituje prof. Zieleniecki.