Barbara Nowacka przekonuje, że trzeba podnieść płacę minimalną; skorzystają na tym, także firmy. Oczywiście należy wprowadzić trzecią stawkę podatkową dla najbogatszych. Wyklucza koalicję z PiS i wieszczy, że Platforma się podzieli.
Po co Zjednoczona Lewica idzie do Sejmu?
Bo chcemy mieć wpływ na kształt państwa. A to jest możliwe poprzez wdrażanie konkretnych projektów ustaw. Żeby móc je zgłaszać, trzeba być w Sejmie. A rzeczy do zrobienia jest wiele: Polacy muszą zacząć lepiej zarabiać, mieć realny dostęp do mieszkań, zwłaszcza potrzeba tych na wynajem. Chcemy też, by edukacja pozwalała na znalezienie pracy, a wolność i prawa obywatelskie były szanowane.
Pytanie, jak to zrobić.
Po pierwsze podnieść płacę minimalną do 2,5 tys. zł i wynagrodzenie godzinowe do 15 zł za godzinę dla osób na umowach cywilnoprawnych. Pracownik etatowy i ten na umowie cywilnoprawnej powinni mieć szansę dostać identyczną pensję na rękę. Godzinowa płaca osoby pracującej bez etatu musi być nieco wyższa, niż wynikałoby to z płacy minimalnej na etat, bo taki pracownik sam płaci za potrzebne mu w pracy telefon, laptop, internet, odzież ochronną...
Płaca minimalna na poziomie 2,5 tys. może być kłopotem dla sporej części małych firm.
Jeśli ludzie dostaną podwyżkę, to pieniądze te wydadzą. I to na lokalnym rynku. Pieniądze zaczną pracować, co w efekcie odczują też przedsiębiorcy.
Pozytywne efekty pojawią się z czasem, a zobowiązanie powstaje natychmiast.
Będziemy proponować ulgi dla przedsiębiorców za tworzenie trwałych miejsc pracy oraz obniżenie VAT. Chcemy też wspierać firmy rodzinne. Wiemy, że takie podwyżki nie mogą wejść np. od 1 listopada. Tak się może jednak stać w niedługiej perspektywie.
W waszym programie widać rozmach wydatkowy.
Przeciwnie. Proszę zobaczyć programy konkurentów. Nasze wydatki to około 100 mld zł. Ale uwzględniamy przewidywane przez nas dodatkowe przychody budżetu w wysokości około 107 mld zł. I nie mówimy, że wszystko wprowadzimy od razu.
Zjednoczona Lewica mówi o uszczelnieniu VAT. Ile można zyskać na tej operacji?
Około 40 mld zł.
Tyle wynosi luka. Nie da się jej przełożyć na zyski budżetu.
Nasi eksperci szacują tę lukę na kwotę od 40 do nawet 50 mld, więc zyski na poziomie choćby 30 mld już dają pole do inwestycji w inne rzeczy, jak np. płace.
Kwota wolna podniesiona do 21 tys. zł to ubytek 60 mld zł.
Od najniższego wynagrodzenia nie powinno płacić się podatku.
Ale kwota daje tak samo ulgę bogatym. Blisko 4 mln podatników ma dochód do 8 tys. zł, więc są na granicy propozycji prezydenta Andrzeja Dudy. Wy proponujecie jeszcze więcej.
Bogaci nie zyskają, bo proponujemy wprowadzenie dla najlepiej zarabiających podatek 40 proc. Program jest zrównoważony. Nasi eksperci wyliczyli, że trzecia stawka da około 1,4 mld zł. A ekspertów od finansów publicznych i budżetu mamy świetnych. Za czasów rządów lewicy PKB wzrastał najszybciej. Za czasów prof. Grzegorza Kołodki było to 7 proc.
Za czasów PiS wzrost też wynosił 7 proc. i PiS też przymierzał się do trzeciej stawki PIT, którą wyliczał na 1,5 mld zł. Przeliczyliśmy to na danych MF: wyszło, że wziąłby z tego podatku 100 mln zł.
PiS objął rządy po rządach lewicy, kiedy gospodarka była rozbujana. I to PiS zlikwidował 40-proc. stawkę dla bogatych i od tego czasu płacą 32 proc.
Zaś co do wyliczeń – nawet jak to uśrednimy, otrzymujemy około 800 mln zł. Warto zebrać takie pieniądze? To suma pozwalająca wprowadzić dodatkową lekcję informatyki czy podwyżkę najniższych emerytur.
Proponujecie dwa podatki dotyczące rynków finansowych: od transakcji i bankowy. Ich skutki nie będą się znosić?
Podatek od transakcji finansowych, tzw. podatek Tobina, działa w 11 krajach Europy. Dlaczego banki w Polsce mają być uprzywilejowane? Dlaczego rząd chętnie podniósł VAT do 23 proc., uderzając w najuboższych, a nie chce nałożyć podatku na banki? Ważne, by Polakom żyło się lepiej. A nie jedynie prezesom banków.
Lewicowy rząd miał okazje opodatkować banki. Nie zrobił tego. Wprowadził za to podatek od lokat.
Ale ile lat temu?
Ponad dziesięć.
Od tego czasu wiele się zmieniło na świecie. W innej sytuacji jest sektor bankowy.
A co z frankowiczami?
Trudno ich tak nazywać, większość nie widziała franków na oczy. Czy pomagać? Tak, bo zostali oszukani. Ale zastrzegam: to nie całe społeczeństwo powinno ponosić koszty tego, że banki oszukały, ale właśnie banki. Z ich umów powinny zostać wyeliminowane klauzule abuzywne. Pierwszy krok to ucywilizowanie umów bankowych.
Powinna powstać ustawa narzucająca porozumienie między bankami a kredytobiorcami walutowymi?
Będziemy przygotowywali takie rozwiązanie, w porozumieniu z frankowiczami, by zabezpieczyć interesy tych najbardziej poszkodowanych. Dla wielu osób utrata pracy oznacza, że kilka rat dzieli ich do ubóstwa. Chcemy doprowadzić do tego, by umowy cywilnoprawne będące faktycznie umowami o pracę zostały za takie uznane. To zmieni sytuację tych osób, także wobec banków.
Znieść umowy cywilnoprawne?
Nie, niektóre są potrzebne, np. w przypadku nauczycieli akademickich, którzy mają etat na jednej uczelni, a współpracują z inną, dziennikarzy pracujących dla wielu redakcji i masy innych zawodów. Ale tam, gdzie ktoś pracuje jak na normalnym etacie, ma godziny pracy, stanowisko pracy, powinna interweniować Państwowa Inspekcja Pracy i doprowadzić do przekształcenia takiej umowy w etat. To zabezpieczy pracowników. Zwłaszcza młodych.
To kwestia zmian prawnych czy egzekucji prawa?
W dużej mierze egzekucji, co oznacza wzmocnienie PIP, która powinna mieć większe uprawnienia i więcej kontrolerów. Także część środowisk twórczych podnosi, że umowy o dzieło są nadużywane przez osoby nieuprawnione.
To także kwestia emerytalna: artyści korzystający z umów o dzieło są potem zdumieni wysokością swojej emerytury.
Dziś to często wybór ich i ich pracodawców. Bo gdyby w teatrach chętniej zatrudniano na etaty, sytuacja byłaby lepsza. To tylko jeden z przykładów pokazujący, że uporządkowanie rynku pracy to nie temat na rozmowę w przedwyborczym tygodniu, ale na całą kolejną kadencję.
I co z systemem emerytalnym?
Jesteśmy zwolennikami powrotu do systemu solidarnościowego, czyli zdefiniowanego świadczenia. Jeśli spojrzeć na starzejącą się Polskę, niski przyrost demograficzny i procesy migracyjne, to widać, że system solidarnościowy ma dużo większe szanse powodzenia. Ale reforma będzie wymagała spojrzenia, czego Polacy oczekują od państwa. Nie wiemy, czy chcą płacić niższe składki, czy dostawać wyższą emeryturę. Jednego i drugiego nie da się zrobić. Dziś trzeba podwyższyć najniższe renty i emerytury o 200 zł. Reforma czeka nas w perspektywie kilku lat.
System zdefiniowanego świadczenia jest faktycznie droższy od zdefiniowanej składki.
Dla dobrostanu społeczeństwa powrót do poprzedniego rozwiązania będzie korzystniejszy. Nas czeka dyskusja na ten temat, lepiej przeprowadzić reformę później, ale mieć ją dobrze policzoną. Biorąc pod uwagę procesy, jakie mamy na świecie. To jest też pytanie o politykę migracyjną, o to, jaka ma być Polska. Otwarta czy zamknięta. Otwierać rynek pracy czy nie, na kogo i w jaki sposób.
Jesteśmy stacją przesiadkową w drodze do bogatszych krajów.
Ale to się szybko zmienia. Ilu Ukraińców przyjeżdża i wtapia się w rynek pracy. To także studenci z zagranicy, dla których Polska jest atrakcyjna, bo można tu studiując, pracować i dostać dyplom unijnej uczelni.
Poprzecie propozycję prezydenta Dudy odwrócenia wieku emerytalnego?
Nie w takiej formie, jaką zaproponował. Nasz projekt daje możliwość przechodzenia na emeryturę po osiągnięciu odpowiedniego wieku lub ze względu na odpowiedni staż pracy. Taki projekt składaliśmy z OPZZ.
Staż mężczyzn i kobiet nie powinien być identyczny? U was to 40 i 35 lat.
Kobiety często decydują się na wcześniejszą emeryturę, by pomóc rodzinie zająć się wnukami, bo brakuje przedszkoli i żłobków. Drugi argument to opieka nad osobami starszymi: domy opieki społecznej nie powstają, a te dziennego pobytu są likwidowane. Dopiero kiedy te przeszkody znikną, wiek może być zrównany.
Proponujecie podwyższanie wydatków na ochronę zdrowia o 2 pkt proc. PKB. Dużo. Skąd wziąć na to pieniądze?
W ciągu ostatnich 8 lat wpływy do NFZ podwoiły się i dziś to jest 60 mld zł. Ale kolejki do lekarza się wydłużają. Więc chodzi nie tylko o pieniądze, ale o sposób zarządzania. Platforma nie miała pomysłu na służbę zdrowia. Ważna jest też profilaktyka. Większe nakłady na lekarzy rodzinnych i profilaktykę sprawią, że ludzie będą trafiali do szpitali w momencie, gdy leczenie jest mniej kosztowne.
Trudno się z tym nie zgodzić, ale skąd wziąć te dodatkowe 30 mld zł? Czy to oznacza podwyżkę składki zdrowotnej?
Nie. Z większych podatków dla najbogatszych oraz podatków od transakcji finansowych.
A co z sześciolatkami?
Problem nie w dzieciach, a w szkole. Czy jest gotowa na ich przyjęcie. Czy mają ćwiczyć szlaczki i literki, czy powinny być uczone współdziałania i nabierać kompetencji społecznych. Kluczowe jest pytanie, jakiego człowieka szkoła ma wypuszczać. To, czy sześciolatki są w pierwszych klasach, czy nie, czy są gimnazja, czy nie, nie jest najważniejsze.
Chcecie likwidacji gimnazjów?
Chcemy zmian, które polepszą jakość edukacji. Gimnazja nie są dostosowane do wymagań współczesnego świata. Ale by reformy były dobre, mają być wprowadzone w porozumieniu ze środowiskiem nauczycielskim i ekspertami. Nic o nich bez nich.
Wejdziecie do Sejmu?
Oczywiście.
Kto byłby dla was partnerem?
Będziemy współpracować programowo w zależności od konkretnych projektów ustaw.
Wchodzi w grę wejście do koalicji rządowej?
Wykluczamy koalicję z PiS.
Czyli koalicja od Petru do Nowackiej z udziałem Kukiza?
Jako tylko anty-PiS nie, ale jeśli znajdziemy porozumienie programowe, to możliwe. Jeśli chodzi o PO, to pytanie: z którą częścią. Mam wrażenie, że PO przy silnym PiS szukającym koalicjanta nie przetrwa i się podzieli.