Przyjęcie sześcioletnich dzieci do szkół musi być dla nich bezpieczne, a także gwarantować właściwą jakość kształcenia - uzgodnili paneliści środowej debaty nt. planowanego obniżenia wieku obowiązkowego szkolnego dzieci.

W debacie, która odbyła się w siedzibie Rzecznika Praw Dziecka, wzięła udział m.in. minister edukacji Katarzyna Hall, a także przedstawiciele samorządów, rodziców i świata nauki.

Jak powiedziała Hall, przygotowywany przez MEN projekt dotyczący sześciolatków musi być stale uzgadniany i dopracowywany w porozumieniu z rodzicami oraz środowiskami samorządowymi.

"Wszystkim tutaj zależy na tym samym - chodzi o to, żeby te dzieci, które jako sześciolatki rozpoczną szkolną edukację we wrześniu 2009 r. miały jak najlepiej, i żeby cała ta zmiana została przeprowadzona dla nich jak najbezpieczniej" - mówiła minister edukacji.

Według Hall, od wielu lat eksperci edukacji twierdzą, że ze względu na wyż demograficzny lata 2008-2010 to najlepszy moment na obniżenie wieku obowiązku szkolnego. Jej zdaniem, od 2003 r. w Polsce znacznie wzrosła liczba urodzeń, co powoduje, że system oświaty musi odpowiednio się do tego dostosować i objąć odpowiednią opieką dzieci zarówno w wieku przedszkolnym jak i szkolnym.

"W krajach takich jak Wielka Brytania, Holandia, Łotwa czy Węgry dzieci w szkołach uczą się już od 5. roku życia" - powiedziała Hall i podkreśliła, że należy zdawać sobie sprawę, że szkoły z tak małymi dziećmi muszą wyglądać inaczej.

Niepokoje rodziców - według Hall - biorą się m.in stąd, że mają oni wizję sześciolatka w ławce, które przez 45 min. miałoby cierpliwie słuchać nauczyciela. Jej zdaniem, "w szkołach nastąpi zmiana standardu opieki, która spowoduje, że sześciolatki w szkole będą czuć się równie bezpiecznie jak w przedszkolu".

Hall: chcemy, aby w szkole jedna grupa uczących się sześciolatków nie przekraczała 25 osób

"Po lekcjach zostanie dzieciom i ich rodzicom przedstawiona bogata oferta edukacyjna, tak aby dzieci mogły pożytecznie spędzać czas po zajęciach obowiązkowych" - przekonywała Hall.

Jak powiedziała minister, trzyletni okres przejściowy, w którym rodzice będą mieli prawo wyboru, jest optymalnym rozwiązaniem. "Rodzice sami będą decydować czy szkoła w ich najbliższej okolicy jest wystarczająco przygotowana do objęcia edukacją szkolną ich sześcioletnie dzieci" - mówiła.

Jak dodała, wartością dodaną tego rozwiązania jest to, że rodzice będą bardziej niż dotychczas przyglądali się szkole, a w konsekwencji będą mogli bardziej angażować się w jej życie.

"Celem MEN nie jest przygotowanie jakiegoś centralnego standardu, w którym szczegółowo określi się jak ta czy inna konkretna szkoła ma wyglądać" - mówiła Hall i jeszcze raz podkreśliła, że konkretne rozwiązania najlepiej wprowadzi się na poziomie dialogu między dyrekcją a rodzicami.

Według prezydenta Koszalina Mirosława Mikietyńskiego prezentującego stanowisko samorządów, ważne jest odpowiednio wczesne przekazanie informacji z MEN o tym, jak będzie wyglądać finansowanie tej zmiany, co - jak podkreślił - pozwoli już teraz w pełni zaangażować się samorządom w proponowaną reformę.

Jak dodał, istotnym problemem jest także niepewność rodziców. "Musimy zdawać sobie sprawę, że im większy poziom niepewności, tym większe ryzyko niepowodzenia tej implementacji" - mówił prezydent i dodał, że największy niepokój odczuwają rodzice w gminach wiejskich, gdzie wciąż brakuje im odpowiednich informacji o sensie reformy.