Kopacz na konferencji prasowej przed Stadionem Narodowym skomentowała poranną deklarację Beaty Szydło z PiS, że do Sejmu trafi jeszcze w piątek projekt ustawy o minimalnej stawce godzinowej na poziomie 12 zł, i że będzie to test dla Platformy, czy na ostatnim posiedzeniu Sejmu zagłosuje za takim rozwiązaniem.

Kopacz powiedziała, że Beata Szydło jeździ po Polsce i albo apeluje, albo testuje, a sama kandydatka PiS na premiera "nie zdała testu jako parlamentarzystka", bo powinna znać regulamin Sejmu. Regulamin mówi, że nawet projekt poselski wymaga konsultacji i oceny poprawności legislacyjnej, a do końca kadencji pozostało jedno dwudniowe posiedzenie Sejmu - wyjaśniła premier. Złożenie projektu Kopacz oceniła jako gest wyborczy.

"Pani Beata Szydło wykorzystuje ten ostatni moment, nie mając do powiedzenia nic przez ostatnie tygodnie, powiedziałabym nawet miesiące, poza tymi obietnicami bez pokrycia i apelowaniem do mnie; dzisiaj próbuje na finiszu powiedzieć: kogokolwiek sprawdzam" - mówiła premier.

"Ja swój sprawdzian po roku rządzenia zdałam. Ja złożone obietnice wypełniłam, dlatego informuję państwa, że jeśli Platforma Obywatelska będzie rządzić, do końca tego roku projekt, poprawny projekt legislacyjny, trafi do Sejmu i jeszcze w tym roku będzie przegłosowana minimalna stawka godzinowa nie mniejsza niż (...) 12 zł, tak, jak to zadeklarowałam na konwencji programowej" - powiedziała Kopacz.

Zaznaczyła, że była inna sytuacja gospodarcza kraju, gdy SLD w trakcie kadencji składał projekt minimalnej stawki godzinowej. "W ostatnich miesiącach Unia Europejska, Komisja Europejska zdjęła z Polski procedurę nadmiernego deficytu. Uzdrowiliśmy finanse publiczne i uczciwie mówimy Polakom: Polskę dzisiaj stać na to, żeby stawka godzinowa była nie mniejsza niż 12 zł" - mówiła.

Do sprawy odniosła się też w piątek wiceminister finansów Izabela Leszczyna (PO). "Nie można projektów, które regulują tak wrażliwą i istotną kwestię, jak godzinowa stawka i godzinowa płaca, realizować w ciągu 1 dnia posiedzenia Sejmu bez konsultacji z pracodawcami" - mówiła dziennikarzom. Tłumaczyła, że to właśnie pracodawcy będą bowiem musieli ponieść te koszty.

Według Leszczyny największe znaczenie ma to, czy "finanse publiczne są na tyle bezpieczne, że po prostu stać nas na taką podwyżkę". "Stać nas. W tej chwili mamy zdjętą procedurę nadmiernego deficytu i to, co Platforma proponuje na przyszły rok i na kolejne lata, jest odpowiedzialną decyzją" - zaznaczyła.

Wyraziła zdziwienie stanowiskiem PiS w kwestii płacy minimalnej. "Naprawdę dziwię się, że partia, która aspiruje do rządzenia tym krajem, rzuca takie nieodpowiedzialne decyzje na koniec" - powiedziała. "Nie róbmy z parlamentu i Sejmu nieodpowiedzialnego miejsca. Miejsca chorej licytacji przedwyborczej. PO nie wyrazi na to zgody" - powiedziała wiceminister finansów.