Za dwa miesiące Sejm przeżyje podwójne katharsis. To pierwsze, zasadnicze, związane jest z wyborami parlamentarnymi. Elektorat zweryfikuje pracę dotychczasowych posłów, nie da drugiej szansy tym, którzy się nie sprawdzili, nie potrafili wybić z grona 460 osób lub nie wygrali bitwy o dobre miejsce na liście wyborczej.
Przyjdą nowi, ze świeżymi pomysłami, i tu dochodzimy do drugiego oczyszczenia. Oto bowiem wraz z końcem obecnej kadencji skasują się wszystkie wniesione w jej trakcie projekty nowelizacji ustaw, których – z różnych powodów – nie uchwalono (z wyjątkiem tych obywatelskich). Cóż za cudowna z punktu widzenia polityków zasada. Wszystkie niewygodne dla rządzących propozycje, sprawy, których lepiej nie ruszać, żeby nie podpaść tym albo innym, można po prostu zostawić w sejmowej zamrażarce i czekać do wyborów, aż się spokojnie same skasują. Tak stanie się np. w przypadku projektu, który miał uniemożliwić zmuszanie pracowników do podpisywania weksli in blanco na zabezpieczenie ewentualnych roszczeń pracodawcy. Zawiła to kwestia, na pograniczu prawa pracy i cywilnego, nie ma łatwego rozwiązania. Posłowie zamrozili więc prace nad nią i w październiku będzie po sprawie. Szkoda tylko, że nie dla zatrudnionych, którzy wciąż takie weksle podpisują. Ich nikt nagle, z mocy prawa, nie zwolni z odpowiedzialności za podjęte zobowiązania.