Średnio uposażenie zawodowych wojskowych może w przyszłym roku wzrosnąć o 550 zł. Najmniej optymistyczny wariant przewiduje 300 zł.
Uposażenie i służba w armii zawodowej / Dziennik Gazeta Prawna
Wszystko na to wskazuje, że żołnierze od przyszłego roku będą zarabiać więcej. Jak udało się nam nieoficjalnie dowiedzieć, w resorcie obrony narodowej dogrywane są szczegóły w sprawie ich uposażeń. Jak poinformował Marian Babuśka, przewodniczący Konwentu Dziekanów Korpusu Oficerów Zawodowych, środki na ten cel mają być wygospodarowane z budżetu MON, a nie z dwóch miliardów złotych zarezerwowanych na podwyżki dla sfery budżetowej.
Dzielą pieniądze
Podwyżki – które mają być ogłoszone lada dzień – będą się wiązały się ze wzrostem wskaźnika kwoty bazowej (1500 zł). Mógłby on wzrosnąć z 2,82 proc. (4230 zł) do 3,04 (4560 zł) lub nawet 3,14 (4710 zł). Przy czym w resorcie obrony rozważa się jednoczesny wzrost kwoty bazowej i jej wskaźnika. W efekcie biorąc pod uwagę najbardziej optymistyczny wariant – czyli wskaźnik na poziomie 3,14 i kwotę bazową równą 1523 zł – średnio uposażenie żołnierzy mogłoby wzrosnąć nawet o 550 zł. Jednak ten scenariusz – jak wynika z naszych informacji – ma najmniejsze szanse na realizację. Powód? Rząd zdecyduje się raczej tylko na podwyższenie wskaźnika kwoty bazowej. Musi się na to zgodzić prezydent. Zgodnie z art. 71 ust. 3 ustawy z 11 września 2003 r. o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 1414 ze zm.) to on w drodze rozporządzenia określa wielokrotność kwoty bazowej w wojsku. Nic nie stoi na przeszkodzie, by akt ten podpisał odchodzący prezydent Bronisław Komorowski. Wystarczy, że w rozporządzeniu poda późniejszą datę jego wejścia w życie, czyli od 1 stycznia 2016 r.
– Mamy nadzieję, że prezydent jako jednocześnie zwierzchnik Sił Zbrojnych na pożegnanie z żołnierzami wykona ten gest i podwyższy nam uposażenia od nowego roku. Wystarczy, aby porozumiał się z rządem w sprawie wysokości wskaźnika kwoty bazowej – przekonuje płk Marian Babuśka.
O stanowisko w tej sprawie DGP zapytał Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, które podlega bezpośrednio prezydentowi i nadzoruje sprawy związane z podwyżkami. – Rząd musi określić, na jaką wysokość tego wskaźnika pozwala budżet państwa. Jeśli to zrobi, to prezydent niezwłocznie wyda w tej sprawie rozporządzenie – informuje generał Stanisław Koziej, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Nie dzielimy po równo
Wzrost wskaźnika to dopiero początek drogi do podwyżek. Ta decyzja rozpocznie dyskusję dotyczącą sposobu podziału środków. Poprzednia podwyżka – w 2012 r. – była przez wielu ekspertów krytykowana, gdyż każdy żołnierz bez względu na stopień otrzymał po 300 zł dodatku miesięcznego.
– Takie rozwiązanie jest niedopuszczalne, bo działa demotywująco. Żołnierze nie chcą awansować na kolejne stopnie, jeśli różnica w zarobkach jest niewielka. Nawet szef MON przyznał w rozmowie z naszym przedstawicielstwem, że taka sama podwyżka dla wszystkich prowadziłaby do jeszcze większego spłaszczenia zarobków szeregowych i podoficerów – wskazuje płk Marian Babuśka.
– Proponujemy więc, aby na przyszłych podwyżkach najwięcej zyskali podoficerowie i oficerowie. Przy czym znaczny wzrost uposażeń nie musiałby obejmować generałów, którzy i tak dobrze zarabiają – kwituje.
Nieco inaczej na podział środków spoglądają eksperci.
– MON powinien przyznać podwyżki głównie żołnierzom służącym w korpusie szeregowych i podoficerów. To właśnie ta grupa żyje poniżej progu minimum socjalnego – przekonuje generał Roman Polko, były dowódca GROM.
Jego zdaniem kadra dowódcza powinna zrozumieć, że w pierwszej kolejności na podwyżki powinni liczyć najsłabiej zarabiający.
– Nie można ich marginalizować tylko dlatego, że na przyjęcie do armii czeka rzesza ochotników – dodaje.