Projekt PZU dotyczący powołania Towarzystwa Ubezpieczeń Wzajemnych dla szpitali z jednej strony jest zupełnie nowym rozwiązaniem na rynku. Ale z drugiej – to tak naprawdę powrót do korzeni dzisiejszego rynku ubezpieczeń, które pamiętają jeszcze czasy Hammurabiego.

Wniosek dotyczący powołania TUW dla jednostek medycznych jest już analizowany przez Komisję Nadzoru Finansowego. PZU spodziewa się, że zielone światło dla całej inicjatywy zostanie udzielone na jesieni, by już w IV kwartale 2015 roku rozpocząć działalność operacyjną.

Choć jest to pierwsze tego typu rozwiązanie na rynku skierowane do szpitali, to jednak sama idea ubezpieczeń wzajemnych nie jest nowa. Jak podaje Polska Izba Ubezpieczeń (PIU), już 2 tysiące lat p.n.e. uczestnicy karawan w krajach Bliskiego Wschody zawierali umowy, na podstawie których zobowiązywali się wspólnie pokrywać ewentualne szkody poniesione przez każdego uczestnika takiej umowy. Najczęściej w ten sposób ubezpieczano zwierzęta juczne. Jeśli któryś z uczestników wyprawy stracił jedno ze swoich zwierząt, pozostali członkowie zbierali odpowiednią sumę, która miała za zadanie wyrównać straty. Podobne umowy zawierali żydowscy posiadacze osłów w Palestynie. Przewidywały one, że jeśli osioł ucieknie, padnie, zostanie ukradziony lub rozszarpany przez dzikie zwierzęta, utrata będzie zrekompensowana w naturze.

Ubezpieczenia wzajemne sporo zawdzięczają także wyprawom morskim. W IV księdze Kodeksu Justyniana znajduje się zapis pochodzący z tzw. prawa rodyjskiego i dotyczący awarii wspólnej. Zgodnie z nim, jeśli w sytuacji np. sztormu, część towaru została wyrzucona za burtę, wszyscy uczestnicy wyprawy handlowej musieli złożyć się na pokrycie strat. „Zobowiązanie za ewentualne straty podzielone jest pomiędzy członków wyprawy morskiej na zasadach koasekuracji i to według klucza opartego na proporcji, w jakiej pozostaje wartość uratowanego mienia należącego do danego członka wyprawy morskiej do łącznej wartości całego uratowanego mienia wyprawy. Maksymalna odpowiedzialność członka wyprawy morskiej ograniczała się do wartości mienia zaangażowanego przez niego w danej wyprawie morskiej” – wyjaśnia PIU. Tego typu zasady pozwalały pogodzić często sprzeczne interesy uczestników wyprawy, a ich odgórne narzucenie gwarantowało uczciwe wyliczanie strat i ich rekompensowanie.

W starożytnym Rzymie na zasadach wzajemności ubezpieczały się np. stowarzyszenia plebejskie. Wolni, niezbyt zamożni ludzie zakładali tzw. collegia funeraticia oraz collegia tenuiorum. Chodziło o wzajemną pomoc w przypadku śmierci ich członków np. przy organizacji pogrzebu. W średniowieczu rolę ubezpieczycieli wzięły na siebie w dużej mierze gildie kupieckie i rzemieślnicze, kasy i bractwa czeladnicze czy związki chłopskie, które w ten sposób zabezpieczały się na wypadek pożaru czy śmierci zwierząt.

Polskie ubezpieczenia wzajemne pojawiły się dopiero w XVIII wieku, gdy utworzono Zakład Ubezpieczeń Wzajemnych w Poznaniu (1784 r.). Głównym celem była ochrona mienia ruchomego przed ogniem. Rynek ten, do nastania komunizmu, dynamicznie się rozwijał. W czasach II RP towarzystwa wzajemne stanowiły aż 65 proc. wszystkich ubezpieczycieli. Obecnie działające TUW-y oferują przede wszystkim ubezpieczenia majątkowe i na życie, a także skierowane są do wybranych odbiorców takich jak gminy czy szkoły. Wkrótce do tego grona dołączą także szpitale, które już od stycznia 2016 roku będą zobowiązane posiadać ubezpieczenie od zdarzeń medycznych.

Nie tylko wzajemne ubezpieczenie, ale i zaufanie

Rozmowa z Rafałem Kilińskim, Dyrektorem Generalnym ds. Klientów Strategicznych, Dyrektorem Biura Underwritingu i Klientów Strategicznych

Skąd pomysł powrotu do ubezpieczeń wzajemnych w przypadku placówek medycznych?

Poprzez TUW można w legalny i transparentny sposób budować długookresowe relacje z danym szpitalem. W obecnym reżimie komercyjnym ubezpieczyciel dzieli się całą swoją wiedzą i know-how, inwestując w ten sposób w ryzyko. Wystarczy więc, że w kolejnym przetargu ktoś złoży ofertę tańszą nawet o te umowne kilka złotych i w świetle prawa przejmuje i klienta, i składkę. Nie opłaca się pracować nad mentalnością klienta, by potem zrobić prezent konkurencji. Przy ubezpieczeniach wzajemnych, poprzez zasadę wzajemności, można motywować członka TUW do dbałości o ryzyko, a to oznacza, że stanie się bardziej receptywny na know-how ubezpieczyciela w tym zakresie. Dzięki temu zacznie lepiej kontrolować to ryzyko, by następnie w perspektywie czasu dążyć do obniżania składki.

Dlaczego rozwiązanie, które pamięta jeszcze czasy starożytne, miałoby się sprawdzić obecnie?

Oczywiście nie mamy gwarancji, że szpitale masowo zaczną się zapisywać do TUW. Ale głęboko w to wierzymy, bo tworząc TUW, dajemy im alternatywę. Bo placówki mogą organizować co rok, co dwa lata przetargi i wyczekiwać coraz większych kosztów ubezpieczenia, albo przystąpić do TUW, lepiej zarządzać ryzykiem i w przyszłości obniżyć sobie koszty ubezpieczenia.

Czemu w Polsce rozwiązania w rodzaju towarzystw ubezpieczeń wzajemnych dopiero się rozwijają?

Podczas gdy Polacy żyli w urokach komunizmu, rynki na świecie się rozwijały. Wszystkie firmy ubezpieczeniowe u nas były państwowe, a sposób działania nakazowo-rozdzielczy. Tak więc nie dostrzegano nawet potrzeby tworzenia TUW-ów. Na rynkach dojrzałych te rozwiązania są znane i powszechne. TUW-em jest chociażby Axa czy Gothaer. Tylko Polska wypadła z tego obiegu i próbuje dzisiaj nadrobić zaległości. Były już podejmowane w Polsce próby stworzenia TUW dla szpitali. Tego typu inicjatywy wychodziły m.in. od samorządowców z woj. wielkopolskiego i podkarpackiego. Jednak problemem tych inicjatyw było to, że – choć cel szczytny – brakowało w nich kapitału. TUW próbowano za każdym razem zorganizować samodzielnie. Takie przedsięwzięcie to duże obciążenie, na które prywatna firma może się zgodzić, natomiast jednostka samorządowa czy budżetowa już niekoniecznie, bo może naruszyć dyscyplinę finansów publicznych. Tajemnica sukcesu tkwi w dużym partnerze kapitałowym, który w pierwszym okresie działalności TUW będzie stabilizował finansowo jego pracę.

Jakie są warunki przystąpienia do TUW, który tworzy PZU?

Warunkiem jest zgłoszenie akcesu członkowskiego i wykupienie cegiełki-udziału. Zgodnie z założeniami będzie to między 100 a 150 złotych za jeden udział. Oczywiście szpital będzie mógł kupić dużo większą liczbę cegiełek. Po kupieniu udziałów, placówka przystępuje do TUW na prawach członka. Przystąpić mogą wszystkie placówki medyczne, jednak najszybszy efekt osiągną te szpitale, które już pracują nad ryzykiem. Nikogo nie zamierzamy wykluczać, choć zastrzegamy sobie prawo usunięcia członka TUW, jeśli nie będzie spełniał określonych kryteriów w przyszłości.

Artykuł należy do cyklu "UBEZPIECZENIE WZAJEMNE DLA SZPITALI"
Partner cyklu: