Akademicy narzekają na degradację warunków pracy na uczelniach, które coraz chętniej stosują umowy śmieciowe
Jak wzrosły wynagrodzenia nauczycieli akademickich / Dziennik Gazeta Prawna
prof. Wiesław Banyś rektor Uniwersytetu Śląskiego, przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich / Dziennik Gazeta Prawna
W tym roku rząd przekaże ostatnią transzę na wzrost płac akademików – 1,4 mld zł. – Jest to trzeci etap podwyżek, które zaplanowane zostały na lata 2013–2015 – wyjaśnia Łukasz Szelecki, rzecznik prasowy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Łącznie w ciągu trzech lat na ten cel uczelnie dostaną prawie 6 mld zł. Akademicy już niecierpliwie czekają na pieniądze za ten rok.
– Środki na zwiększenie wynagrodzeń pracowników uczelni publicznych w roku 2015 zostały ujęte w rezerwie celowej budżetu państwa. Podobnie jak w latach ubiegłych będą one rozdysponowane i przekazane uczelniom po uruchomieniu jej przez ministra finansów – informuje Szelecki.
Resort nauki pracuje nad podziałem tej kwoty. I zapewnia, że środki zostaną przekazane do poszczególnych szkół wyższych z wyrównaniem od 1 stycznia 2015 r.
Podwyżki w trakcie
– Niepokojące jest jednak to, że docierają do nas sygnały, iż niektóre uczelnie dopóki nie dostaną dodatkowych pieniędzy z budżetu państwa, wstrzymują się z podwyższeniem również minimalnych wynagrodzeń, a te muszą wzrosnąć niezależnie od tego, jakie ustalenia podejmie uczelnia po otrzymaniu dodatkowej puli pieniędzy z budżetu państwa – zauważa Janusz Szczerba, wiceprezes Rady Nauki i Szkolnictwa Wyższego Związku Nauczcielstwa Polskiego.
Zgodnie z rozporządzeniem ministra nauki i szkolnictwa wyższego z 11 grudnia 2013 r. w sprawie warunków wynagradzania za pracę i przyznawania innych świadczeń związanych z pracą dla pracowników zatrudnionych w uczelni publicznej (Dz.U. z 2013 r. poz. 1571) np. pensja profesora zwyczajnego powinna wynosić w tym roku minimalnie 5390 zł, adiunkta z habilitacją 4305 zł, a wykładowcy przynajmniej 2375 zł.
Związkowcy alarmują również, że już po przekazaniu pierwszej transzy widać było, iż część pieniędzy, które miały zwiększyć płace akademików, mogła zostać przeznaczona na inne cele.
– Nie możemy doliczyć się ok. 100 mln zł. Poprosiliśmy MNiSW o przekazanie również rozliczenia za drugą transzę. Resort nauki zapewnił, że dane te otrzymamy w czerwcu. Czekamy więc na nie – podkreśla Janusz Szczerba.
Dodaje, że ZNP na podstawie uzyskanych informacji będzie analizował, czy szkoły wyższe przeznaczyły środki zgodnie z założeniem, czyli wydały je na podwyżki, oraz czy udało się osiągnąć cele zakładane przez rząd – zwiększyć płace akademików o 30 proc. Ze stanowiska przedstawionego wczoraj na konferencji zorganizowanej przez ZNP wynika, że nie.
Związkowcy wskazują w nim, że przeliczając wydatki na szkolnictwo wyższe na jednego studenta, w Polsce są one na jednym z ostatnich miejsc w Unii Europejskiej. Wzrost wynagrodzeń pracowników uczelni w latach 2013–2015 nie zmienił tego stanu rzeczy. W dodatku przeprowadzono go w taki sposób, że zapowiedziany wzrost wynagrodzeń o 30 proc. nie zostanie osiągnięty.
– Chodzi o to, że część placówek zamiast podwyższać pensję zasadniczą, przyznawało podwyżkę w formie dodatku, a to oznacza, że w kolejnym roku można tę osobę pozbawić wyższej płacy – wskazuje Janusz Rak, przewodniczący Rady Szkolnictwa Wyższego i Nauki ZNP.
Terminowe kontrakty
Związkowcy narzekają też na degradację warunków pracy w szkołach wyższych.
– Szacujemy, że ok. 95–97 proc. osób, które podejmują zatrudnienie na uczelniach, otrzymuje umowy śmieciowe na czas określony. Ponadto z naszych informacji wynika, że ok. 20 proc. młodych pracowników dostaje kontrakty na 9 miesięcy, a kolejne podpisują po upływie trzech miesięcy – wyjaśnia Janusz Szczerba.
W ten sposób uczelnie omijają przepisy kodeksu pracy. Wskazuje on, że trzecia terminowa umowa o pracę przekształca się w tę na czas nieokreślony, ale tylko jeśli przerwa pomiędzy poszczególnymi kontraktami nie jest dłuższa niż miesiąc.
– Niedopuszczalne jest łamanie prawa. Docierają do mnie sygnały, że młodzi pracownicy nie mogą np. uzyskać kredytu na mieszkanie, bo mają umowę na czas określony i banki odmawiają udzielenia pożyczki – mówi prof. Henryk Krawczyk, rektor Politechniki Gdańskiej.
Podkreśla jednak, że zawieranie kontraktów czasowych z nowymi pracownikami uzasadnia ustawa z 27 lipca 2005 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 572 ze zm.), a to właśnie ona reguluje zasady zawierania stosunku pracy na uczelniach – kodeks pracy jest stosowany w kwestiach nieuregulowanych przez ten akt. Wynika z niej, że zatrudnienie osoby na stanowisku asystenta czy adiunkta nie może trwać dłużej niż osiem lat. Jeśli pracownik w tym czasie nie uzyska kolejnego stopnia naukowego (odpowiednio doktoratu czy habilitacji), straci etat.
– Właśnie dlatego pierwsza umowa jest zawierana np. na trzy lata, a następna na kolejny okres. Przepis ten ma motywować do rozwoju naukowego – wyjaśnia prof. Henryk Krawczyk.
Dlatego część rektorów zabiega o to, aby wyłączyć pracowników szkół wyższych z rządowego projektu nowelizacji kodeksu pracy dotyczącego czasowego zatrudnienia. Zakłada on, że po 36 miesiącach pracy u jednego pracodawcy (łącznie z trzymiesięcznym okresem próbnym) terminowa umowa przekształca się w kontrakt na czas nieokreślony. Ponadto wykreśla on zapis, która mówi o konieczności zawarcia umowy na czas nieokreślony tylko jeśli pomiędzy kolejnymi umowami przerwa nie była dłuższa niż miesiąc. Nowelizacja jest po pierwszym czytaniu w Sejmie.
– Słyszeliśmy o lobby, które stara się o to, żeby dla szkół wyższych stworzyć lex specialis. Nie zgadzamy się na to, bo takiego wyłączenia nie przewiduje obecna wersja projektu nowelizacji kodeksu pracy. Dlatego będziemy prosić Władysława Kosiniaka-Kamysza, ministra pracy i polityki społecznej, aby nie dopuścił do wprowadzenia takiej zmiany w trakcie prac sejmowych – zapowiada Janusz Szczerba.
Uczelnia to nie przedsiębiorstwo
Nazywanie umów na czas określony zawieranych na uczelniach śmieciowymi nie jest właściwe. To są pełnoprawne umowy o pracę z odprowadzaniem wszelkich należnych składek. To prawda, że w szkołach wyższych, zwłaszcza z nowo zatrudnianymi osobami, podpisywane są umowy terminowe, ale np. na Uniwersytecie Śląskim średnio połowa nauczycieli akademickich jest zatrudniona na umowę na czas określony, także w trybie mianowania, a to bardzo umacnia ich pozycję, a druga połowa jest zatrudniona na umowę na czas nieokreślony (na ogół w trybie mianowania). Wynika to z konieczności zachowania dynamiki pracy w tym zawodzie – tworzenia nowej wiedzy i jej przekazywania, co przekłada się w sposób naturalny na uzyskiwanie kolejnych stopni naukowych.
Na temat wyłączenia pracowników szkół wyższych z projektu nowelizacji kodeksu pracy, którą obecnie zajmuje się Sejm, rozmawiać będziemy podczas Zgromadzenia Plenarnego KRASP, które odbędzie się w przyszłym tygodniu. Uczelnia to nie jest przedsiębiorstwo, ani też nie można jej porównać do innych instytucji. Zatem odrębne zasady zatrudniania dla tych placówek, związane z ich misją i specyfiką, są uzasadnione. Należy natomiast zdecydowanie zadbać o jak najlepsze warunki pracy i płacy dla pracowników sektora wiedzy, który jest motorem napędowym rozwoju i modernizacji naszego kraju.