Część placówek niepublicznych nie chce przystępować do rządowego programu. Bo stawki są niskie, a zapisy w konkursach niejasne
Niepubliczne przedszkola wypełniają lukę w systemie / Dziennik Gazeta Prawna
Tylko desperat się na to zdecyduje – tak program „Przedszkole za złotówkę” ocenia Sławomir Szymczak, szef Pomorskiego Stowarzyszenia Przedszkoli Niepublicznych. Jak przekonuje, prywatne placówki planują bunt. Wiele z nich już dziś deklaruje, że nie będzie startowało w konkursach ogłaszanych przez gminy. To może postawić samorządy w trudnej sytuacji. Jeśli nie zapewnią miejsc w przedszkolach dla wszystkich uprawnionych dzieci, rodzice będą mogli skarżyć się na włodarzy do wojewody.
Rządowy program „Przedszkole za złotówkę” działa od dwóch lat. Rodzic, którego dziecko dostanie się do publicznego przedszkola, ma prawo do pięciu godzin dziennie bezpłatnej opieki nad maluchem. Każda następna kosztować ma nie więcej niż złotówkę. W placówkach nie można organizować dodatkowo płatnych zajęć. Zamiast opłat od rodziców samorządy dostały wyższe dotacje z budżetu państwa. Od września 2015 r. na takich samych zasadach do programu mają także przystąpić przedszkola niepubliczne. W związku z tym, że do placówek trzeba przyjąć wszystkie chętne czterolatki i każdego pięciolatka, samorządy w ten sposób zwiększą liczbę dostępnych miejsc.
Aby wybrać przedszkola, które będą mogły wziąć udział w programie, gmina musi rozpisać otwarty konkurs ofert. Jego zasady przyjmuje rada gminy. Już teraz część przedszkoli niepublicznych zapowiada, że w konkursach nie będzie brała udziału. – Deklarują mi to członkowie stowarzyszenia. Po świętach mamy spotkanie, na którym dokładnie oszacujemy skalę – zapowiada Sławomir Szymczak.
Problem zgłaszają m.in. dyrektorzy z Chojnic. Podobne głosy płyną też z Warszawy. Tutaj właściciele niepublicznych placówek zamierzają odwołać się od uchwały rady miasta. – Zwrócimy się do radnych o usunięcie wady prawnej z uchwały o konkursie. Jeśli tego nie zrobią, sprawa trafi przed wojewódzki sąd administracyjny – podkreśla jeden z dyrektorów. Wątpliwość budzi choćby zapis o tym, że w programie „Przedszkole za złotówkę” nie mogą wziąć udziału placówki sieciowe.
Innym powodem, dla którego dyrektorzy niepublicznych placówek rozważają bunt, są stawki, jakie proponują samorządy. – Dotacja dla przedszkoli jest naliczana na podstawie wydatków bieżących gminy na wychowanie przedszkolne. Kontrola NIK potwierdziła jednak, że 90 proc. samorządów robi to nieprawidłowo, zaniżając te wydatki. Ten sam mechanizm gminy wykorzystują także, ustalając stawki na dziecko w ramach programu „Przedszkole za złotówkę” – twierdzi Szymczak. Rozbieżności między gminami wynoszą nawet 600 zł.
Jeśli przedszkola niepubliczne masowo wycofają się z programu, w gminach może zabraknąć miejsc dla dzieci, które obowiązkowo muszą trafić do przedszkoli. – Niezapewnienie miejsc w przedszkolu uprawnionym dzieciom jest rażącym naruszeniem przepisów – przypomina Justyna Sadlak z MEN. Dodaje, że jeśli gmina nie wywiąże się z obowiązku, rodzice mogą skarżyć się u wojewody.
Z problemem modelowo poradził sobie Szczecinek. W mieście działa tylko jedna publiczna i aż siedem niepublicznych placówek. Tam konkurs na przedszkole za złotówkę został już rozstrzygnięty, wzięły w nim udział wszystkie prywatne. Finalnie dotację dostanie pięć, które udostępnią łącznie 600 miejsc. – Konkurs był oparty na jasnych zasadach. Nasza dotychczasowa współpraca z miastem pokazuje, że urzędnicy stosują przejrzyste zasady rozliczeń. Nasza dotacja będzie wynosiła ok. 400 zł na dziecko, ale dzięki temu, że reguły są jasne, nie musimy bać się kontroli i damy radę prowadzić przedszkole w ramach tej stawki – mówi dyrektor Bożena Kawczyńska.