Kocham swoją pracę, kocham swój zawód, lubię swoich przyjaciół i mam dużo pomysłów na spędzanie wolnego czasu, ale nic na świecie nie dało mi takiego szczęścia i satysfakcji jak czas spędzony z moją córką. Czas, który pozwolił mojej żonie w drugim roku życia naszego dziecka skoncentrować się na karierze zawodowej i samorealizacji.
Przeciwnicy zwiększania urlopów macierzyńskich bredzą o tradycyjnym podziale ról i tradycyjnej rodzinie. Według mnie to kompletna bzdura – nie możemy porównywać współczesnych atomowych czy patchworkowych rodzin do sytuacji sprzed 100 czy 200 lat, kiedy większość z nas żyła w wielopokoleniowych klanach, w których dzieci wychowano wspólnie.
Przerzucanie obowiązków wychowania dziecka na kobietę jest wobec niej głęboko nieuczciwe – matka zostawiona z dzieckiem w domu jest współcześnie bardziej samotna niż jej prababka.
Na rynku pracy kobietom przed czterdziestką często trudno jest przekonać pracodawcę o tym, że warto je zatrudnić. Obowiązkowe urlopy tacierzyńskie sprawiają, że zatrudnianie mężczyzn będzie wiązało się z takim samym ryzykiem jak zatrudnianie kobiet. Równe szanse na rynku pracy, równe prawa i obowiązki w domu to budowanie życia na dwóch, a nie jednym mocnym filarze.
Małżeństwo, związek partnerski albo para, która mimo wspólnego dziecka nie jest razem. Modeli rodzin jest tyle, ile związków. Zawsze jest jednak mama i właśnie tata. I „tata” naprawdę jest najpiękniejszym słowem, jakie może usłyszeć facet. Warto dać temu słowu trochę czasu, żeby odpowiednio dobrze wybrzmiało.