Placówki medyczne łamią prawa pacjentów, odsyłając ich po zwolnienia lekarskie i inne dokumenty do lekarzy rodzinnych. Za takie praktyki NFZ może je ukarać finansowo.
Zasady wystawiania zwolnienia lekarskiego / Dziennik Gazeta Prawna

Załatw sprawę i żegnaj – takie podejście dominuje w szpitalnych izbach przyjęć, placówkach nocnej i świątecznej pomocy medycznej, często także w gabinetach specjalistów. Żeby uniknąć żmudnego wypełniania papierów, oszczędzić czas, a czasem też pieniądze, lekarze masowo odsyłają pacjentów po dokumenty i badania do medyków rodzinnych.

– Zdarza się, że w poniedziałek rano po zwolnienie lekarskie przyjeżdżają osoby o kulach, którym w weekend w szpitalu założono gips. To jest nieludzkie traktowanie – oburza się Eugeniusz Michałek, lekarz rodzinny, wiceprezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia.

– Interweniowaliśmy u dyrektorów szpitali, ale ci twierdzą, że jeśli zaczną domagać się od swoich lekarzy wystawiania zwolnień, to nie znajdą nikogo chętnego do dyżurowania – ujawnia Andrzej Masiakowski, lekarz rodzinny z Lubasza.

Dyrektorzy szpitali nie wypierają się odsyłania pacjentów po zwolnienia do POZ. Ale tłumaczą to po swojemu. – Jeżeli chory po południu zgłasza się z bolącym od trzech dni gardłem do izby przyjęć, to oczywiście udzielimy mu pomocy. Ale trudno od nas oczekiwać, byśmy jeszcze wykonywali czynności związane z wystawieniem zwolnienia – podkreśla Grzegorz Gałuszka, dyrektor ZOZ w Busku-Zdroju.

Niektórzy lekarze rodzinni oficjalnie poinformowali, że nie będą za kolegów wykonywać ich roboty. Powołują się na przepisy, które jednoznacznie wskazują, że zarówno zwolnienie, jak i skierowanie na badania powinny być wydawane przez tego medyka, który jako pierwszy zajął się chorym.

O problemie wie Narodowy Fundusz Zdrowia. – Faktycznie dzwonią do nas zdenerwowani pacjenci. Staramy się reagować na tego typu zgłoszenia i nakładamy na świadczeniodawców kary – zapewnia Małgorzata Koszur, rzeczniczka zachodniopomorskiego oddziału NFZ.

Zwolnienie ma wypisać ten, który jako pierwszy zajął się chorym
Ministerstwo Zdrowia od stycznia nałożyło na lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) więcej zadań. Mają oni kierować na szybką ścieżkę diagnostyczną pacjentów z podejrzeniem raka. Przejęli też od specjalistów leczenie niektórych schorzeń okulistycznych i dermatologicznych. W efekcie mają mniej czasu dla chorych. Tymczasem w kolejkach, które ustawiają się przed ich gabinetami, jest coraz więcej osób odesłanych do nich przez innych specjalistów.

Medyczne piekło

Szefowie przychodni POZ opowiadają, że po weekendzie rozgrywają się w ich placówkach dantejskie sceny. Zgłaszają się osoby, które uzyskały pomoc medyczną w placówce nocnej świątecznej pomocy lekarskiej lub w szpitalnej izbie przyjęć, ale nie otrzymały dokumentu dla pracodawcy.
Tymczasem taka praktyka jest bezprawna. – Niezależnie od tego, czy pacjentowi udzielane są świadczenia zdrowotne w szpitalnym oddziale ratunkowym, na izbie przyjęć czy też w nocnej i świątecznej opiece zdrowotnej, lekarz ma obowiązek wystawić na odpowiednim druku zwolnienie lekarskie, jeśli pacjentowi ono przysługuje – podkreśla Barbara Kozłowska, rzecznik praw pacjenta (RPP). – W tego typu przypadkach bezprawne jest odsyłanie pacjentów bądź ich bliskich do lekarzy rodzinnych – dodaje.
Zgodnie z bowiem z rozporządzeniem ministra zdrowia z 22 lipca 2005 r. w sprawie orzekania o czasowej niezdolności do pracy (Dz.U. nr 145, poz. 1219) taki dokument jest wydawany przez medyka bezpośrednio po przebadaniu pacjenta.

Druga wizyta

Kością niezgody są także badania. Specjaliści ambulatoryjnej opieki specjalistycznej (AOS), którzy mają indywidualny kontrakt z funduszem, wysyłają pacjentów do lekarza rodzinnego, aby ten wykonał im potrzebne analizy. Dzięki temu koszty przeprowadzenia diagnostyki muszą pokryć ze swojej stawki kapitacyjnej jednostki POZ. Jest to jednak niezgodne z par. 12 pkt 7 rozporządzenia ministra zdrowia z 6 maja 2008 r. w sprawie ogólnych warunków umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej (Dz.U. nr 81, poz. 484). Zgodnie z tym przepisem świadczeniodawca AOS ma obowiązek pokryć koszty wszystkich dodatkowych badań, których wymaga chory w związku z prowadzonym leczeniem.
– Jeśli zgłasza się do mnie pacjent odesłany po badania z AOS, przepraszam go, że inny lekarz wprowadził go w błąd, i czytam mu odpowiedni paragraf rozporządzenia. Pacjent wychodzi ode mnie niezadowolony, ale pretensji do mnie mieć nie może – podkreśla Eugeniusz Michałek, wiceprezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia, zrzeszającego lekarzy rodzinnych.
Podobnie jest ze szpitalami. One też masowo odsyłają pacjentów – chcą, by lekarze rodzinni wykonali określony zestaw badań przed operacją. To z kolei jest niezgodne z par. 12 pkt 8 wspomnianego rozporządzenia. Przepis ten bowiem stanowi, że w przypadku zakwalifikowania pacjenta do leczenia szpitalnego, a w szczególności do planowego leczenia operacyjnego, szpital wykonuje konieczne badania diagnostyczne i konsultacje.

Najskuteczniejsze kary

Pacjenci nie są jednak całkiem bezbronni. Mają prawo złożyć skargę do Narodowego Funduszu Zdrowia. Efekt takiego powiadomienia może być dla świadczeniodawców dotkliwy. Fundusz może ukarać placówkę, w której doszło do odmowy wydania zaświadczenia, orzeczenia lub innego przysługującego pacjentowi dokumentu. Podstawą nałożenia kary (do 1 proc. zobowiązania) jest zapis par. 30 ogólnych warunków umów, który obowiązuje w przypadku udzielania świadczeń w sposób i w warunkach nieodpowiadających wymogom zawartym w przepisach lub w kontrakcie z NFZ.
Chorzy mogą się też poskarżyć do rzecznika praw pacjenta. W ubiegłym roku do RPP wpłynęły 122 sygnały od osób błędnie informowanych i odsyłanych po zwolnienie do lekarza rodzinnego. W tym roku skarg może być więcej, bo niektórzy lekarze rodzinni, którzy dotychczas litowali się nad pacjentami i wystawiali im dokumenty, już zapowiedzieli, że teraz będą rygorystycznie przestrzegać przepisów.